środa, 22 października 2014

Spontaniczna głodówka, dzień 1.

Piszę, bo jeszcze żyję ( spoko, nie mam zamiaru tego zmieniać). Przedwczoraj i wczoraj żarcie. Urodziny mamy. Tak jakoś więc dziś spontanicznie wyszło, że głodówka, spróbuję ją pociągnąć przez trochę. Nie jest to głodówka za karę, ta głodówka jest dlatego, że jakoś tak wyszło. Tak tak, wiem, że kilka dni przegłodzenia, potem dwa dni jedzenia (ekhem, żarcia), a potem głodówka to kiepski pomysł, ale co ja poradzę, taka już pokręcona jestem, działam wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wiem, że taki jednodniowy wyskok to byłby szok dla metabolizmu ( i tak jest), ale jak pociągnę to kilka dni to zrozumie co ma robić. Nie mam siły, dzisiaj był taki dziwny dzień, dużo rzeczy robiłam po raz pierwszy w życiu ( bez skojarzeń proszę), może wam jutro opowiem :)

Trzymajcie kciuki, jako organizatorka konkursu szkolnego mam jutro misję. Sprawić, żeby ten cholerny konkurs mimo wielu komplikacji się odbył !
Tu i ówdzie zaspałam, ale w końcu to także mój pierwszy raz. Pierwszy raz jestem organizatorką.

Trzeba ten jutrzejszy dzień jakoś przeżyć. Dobranoc

poniedziałek, 20 października 2014

#102

Rozdrażnienie, okropne rozdrażnienie mną zawładnęło. Miałam dzisiaj przerobić kolejne dwa tematy z biologii, zrobiłam jeden i to po łebkach. Jutro ostatni dzień na naukę, trzeba będzie spiąć dupę.

Okres jest chujowy no nie ?

Wczoraj się cieszyłam, że mimo okresu nie mam ciągu do słodyczy, a jednak. Dzisiaj uśpiona od pewnego czasu bestia zerwała się z łańcucha. Ale czuję, że nie wpadnę w ciąg.

Napiszę wam bilans, który jest okropny, koszmarny wręcz, pomyślicie o nim, że nie do wiary, jak ona mogła, ale już tak bardzo mi nie zależy na cudzej opinii. Wiadomo, zależy mi na waszym wsparciu, ale nie jest już tak jak było na początku bloga, że z niecierpliwością wyczekiwałam werdyktu: spodoba im się, a może coś za dużo zjadłam? na pewno jest okej? co będzie jak mnie nie pochwalą? Teraz kiedy dieta stała się mną, a nie tylko czymś przy mnie, czymś w co próbuję wejść ja, nie potrzebuję niczyjej oceny ani aprobaty. Coś się zmieniło, ale nie potrafię tego ubrać w słowa. Ale chyba rozumiecie o co mi chodzi. Jak to jest na początku w ogóle odchudzania, a jak to jest po kilkunastu miesiącach, kiedy to cię wręcz wciąga w siebie.

Wrażliwi niech zakrywają oczy, a pozostali niech się trzymają.

- musli z mlekiem
-dwa wafle ryżowe
-serek wiejski
-3 małe paluchy z serem (słodkim)
-5 małych placków z serka waniliowego + trochę syropu klonowego
-3 kosteczki crispello milki
-resztka serka, której nie użyłam do placków
- kanapka z białym serem

Tada! Niech żyje grube ciało. Jutro muszę się podnieść.
Chciałabym może po raz 3. wziąć się za sgd, ale nie chcę znowu liczyć kalorii, chcę jeść mało, ale nie licząc i jedząc to co jako tako lubię.Nie wiem sama.
Boże, zawsze jak jem to czuję niepokój- strach, przed utyciem. Natomiast kiedy jestem taka przygłodniała to czuję spokój i wtedy wiem, że wszystko będzie okej. Chcę tego stanu, tego "będzie okej". Okresie mój najdroższy, nie to, że cię wyganiam czy coś, ale wiesz co... weź wypierdalaj :)

Padam na twarz mimo, że nie mam po czym...

niedziela, 19 października 2014

#101

Cały dzień byłam przekonana, że jest sobota, pozdro.
Idę zaraz przerabiać kolejne 2 tematy z biologii.

Pierwszy dzień okresu... Dostałam go będąc w centrum handlowym. Supcio. Chociaż to tłumaczy potrzebę zjedzenia czegoś normalnego dzisiaj. Zafundowałam sobie szybki obiad. Spokojnie, zdrowy :) Dorsz ze szpinakiem, surówka i ryż (basmati przemieszany z brązowym) + koktajl owocowy.
Kupiłam sobie za radą przyjaciółki torebkę, taką małą przez ramię.
W sklepach mnóstwo szalików, czapek i rękawiczek :3 Potrzebna mi tylko kurtka na zimę, żeby coś do niej dobrać.
Ale dziś pojadłam, ale znowu dużo chodziłam, po centrum i po Szczecinie trochę, bo od Kaskady do przystanku jest troszkę do przejścia.

-musli z mlekiem 0,5 % dzisiaj trochę mniej niż wczoraj
-obiad opisany wyżej
-3 x kromka kukurydzianego chleba z polędwicą drobiową z warzywami + zapomniałam : 150 g jogurtu greckiego z owocami

Dużo, eh, ale nie było napadu ani słodyczy, także jest w porządku :)

Właśnie zdałam sobie sprawę ile dziewczyn odeszło stąd.Dziewczyny, które zaglądały do mnie, do których zaglądałam ja. Nagle ogarnęła mnie jakaś taka nostalgia. Odeszły tak bez słowa, co się z nimi stało, nic tego nie zapowiadało. Dlaczego wy się nie pożegnałyście ?
Przemyślenia tuż przed 23.

sobota, 18 października 2014

#100

Setny post.

Po raz setny do was piszę, do was, do siebie, nieważne.
2626 - mój wynik, tyle ulotek rozniosłam. Dzisiaj rozniosłam ostatnie, które dobiły do założonych 2000, które mam w umowie.

Mam takie pyszne musli, czuję jakbym tylko dla nich żyła. Żyję tylko po to, by przeżyć ten moment, pójść rano do kuchni, nasypać sobie musli do miski i zalać 0,5% mlekiem. Jednak dzisiaj przegięłam, Sypnęłam ich za dużo, a podczas jedzenia nie mogłam się powstrzymać i mimo, że powiedziałam sobie, że odłożę miskę w połowie nie zrobiłam tego. Nawet nie wiecie jak coś takiego może zepsuć dzień, a nie, wy niestety wiecie, to inni nie wiedzą jak garść płatków za dużo może zaważyć na dobrym samopoczuciu.
Ok, potem poszłam z mamą na zakupy, ale takie do domu. Wróciłam do domku, posiedziałam i praca. Znowu połaziłam po osiedlach te 2 godzinki. Bardzo mi się nie chciało, ale cóż, pieniądze nie śmierdzą + każda aktywność jest zbawienna.
Wróciłam i nie wiem co we mnie wstąpiło, chęć jedzenia nie do opanowania. Brzydko mówiąc opierdoliłam całą paczkę wafli ryżowych... przynajmniej nie zjadłam tych smażonych krokietów, które zrobiła mama i co najważniejsze - nie pognałam do sklepu po słodycze.
Także ten:

- musli + mleko 0,5 %  (zajęło mi to cudo 3/4 miski)
- paczka wafli ryżowych, dwa cienkie plasterki polędwicy drobiowej z warzywami

Padam... Plecy mnie bolą od taszczenia tego plecaka z ulotkami.

Co u was ? Podawajcie w komentarzach linki do siebie .

Blogger się zawiesił i pomyliło mi numerację postów. To jest 99. ale zostańmy przy nagłówku 100

piątek, 17 października 2014

Kolejny dzień

Znowu udało mi się odmówić słodyczy. Nie ciągnie mnie do nich, dobrze.
Wiecie co mnie denerwuje ? Mój brak pasji, brak czegoś co wypełniłoby mi mój czas. Ludzie ciągle coś robią, a ja ? Czuję się żałośnie siedząc i obserwując jak inni czerpią z życia garściami. W halloween mam okazję pójść na imprezę, mam nadzieję, że znajomi się nie rozmyślą ( co im się niestety zdarza) i pójdziemy. Brawo, to będzie "aż" drugi raz w tym roku :)
Na razie wypełniam swój czas nosząc ulotki i udając, że się uczę. W ostatnim tygodniu totalnie olałam szkołę i już dostałam swoją "nagrodę", 0/5 z polskiego. Jutro idę z ulotkami, a potem biorę się za biologię, poprzednim razem zaczęłam uczyć się 2 dni przed sprawdzianem, może i dałam radę, ale było okropnie ciężko, teraz daję sobie 4 dni, powinno pójść lepiej.
Biologii nie lubię, co ja tam w ogóle robię, na rozszerzeniu ... Za to wos lubię bardzo bardzo, dobrze mi z niego idzie. TT też jest okej ( tłumaczenie tekstów).

Eh, lubię się tak przed wami otwierać i opowiadać.
Wczoraj skończyłam zlecenie na 2000 ulotek. Dużo chodzenia po osiedlach, dzisiaj na wadze 60,7 kg. Dam radę, 5 z przodu... tak blisko. Nie wiem czemu, ale bardzo mi na tym zależy.

Chcę iść na jakieś zajęcia w klubie fitness, niby w domu też można ćwiczyć, ale do ćwiczeń w domu w ogóle nie mam motywacji. Ja muszę wychodzić gdzieś z domu, muszę coś robić, bo oszaleję.

Jestem członkiem zarządu w samorządzie. Jestem jedną z siódemki najważniejszych uczniów w szkole, nie żywię wobec tego żadnych uczuć, poza tym, że lubię być potrzebna i kiedy coś przygotowujemy jestem spełniona, to żadnych więcej uczuć. Jestem również członkiem 7-8 osobowego wolontariatu w szkole. Ta sama sytuacja, kiedy jesteśmy razem i coś robimy czuję się dobrze, nareszcie potrzebna, ale kiedy kończymy i nadchodzi czas spokoju jest mi znowu tak obojętnie. Co mam jeszcze na siebie wziąć, żeby czuć się potrzebną?

Śmieszne, dobrze sypiam, śpię tyle ile trzeba, ale nie pamiętam kiedy byłam wyspana. Podkrążone oczy, popękane, poobrywane usta, blada- w sumie zaczerwieniona od syfów twarz. Kobieto, jak ty wyglądasz.

czwartek, 16 października 2014

...

Hej, tak, to ja. Napisałabym jakąś wzniosłą notkę na temat powodu mojego powrotu, ale tak nie zrobię. Napisałabym, że po napadach bla bla bla wracam ze zdwojoną motywacją, bo to nie tak. Nie ma żadnej motywacji, niczego co by mnie pchało do przodu, bo prostu dobrze mi z głodem u boku. Znowu się w to zapadam. Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem napisania, ale bałam się, wstydziłam tego, że już się żegnałyśmy, że było miło i fajnie, a ja znowu wracam.
Czy przez czas gdy mnie nie było ( nie kłam, i tak tu wchodziłaś) męczyły mnie napady ? Kilka, ale zazwyczaj nie były to napady, a głupie bezmyślne chrupanie. Jadłam normalnie, w moim mniemaniu za dużo, ale jednak wymiary poleciały, po ubraniach widzę i w sumie po centymetrze też, centymetr w biodrach zleciał, zawsze coś. Waga też leci w dół, ruszyła, jak kolejka górska, kiedy się zatrzyma? Nie wiem.Znowu uczucie niedosytu jest dla mnie czymś normalnym i pożądanym.
Nie pytam, czy mnie przyjmiecie, po prostu tu wchodzę.
"Puk puk" - "Kto tam?"- "To znowu ja"- *skrzypnięcie bramy*

Zawsze głodna bestia, która siedzi we mnie została ujarzmiona.

piątek, 5 września 2014

Cześć i czołem :)

Nie sądziłam, że w końcu będę gotowa, ale chyba jestem. Jestem gotowa do opuszczenia bloga. Nadal nie jest u mnie tak jak być do końca powinno, ale myślę, że zaczynam wracać do normalności.
Mogę już obyć się bez bloga, co jest dla mnie nowością, bo zaglądałam tu kilka razy dziennie i pisałam każdego dnia. Już nie muszę tego robić. Nadal mnie ciągnie, żeby tu zaglądać, raz na jakiś czas zaglądam, ale ( nie obraźcie się) powstrzymuje się, żeby nie zaglądać do waszych notek. Nie chcę znowu w tym być.
Wiecie, nic nigdy nie jest pewne, być może pewnego dnia tu wrócę. Na razie nie zajmuję się żadną dietą, ale nadal boję się utyć i cóż, nadal marzę o chudnięciu... czy to kiedyś minie? Jeśli znowu zdecyduję się schudnąć, to spróbuję inaczej. Wiem, że to będzie naprawdę ciężkie, bo straciłam moją równowagę i zdrowy rozsądek w sprawach odchudzania, bo nie widzę innej drogi do schudnięcia jak głodzenie się. Nie potrafię już jeść normalnie. Tyle ile trzeba. Jem za dużo lub za mało, ale wiecie co ? Postaram się znaleźć jakieś wypośrodkowanie tego. Wiem, że w głowie już chyba na zawsze zostaną tematy odchudzania itp. itd. (jest nawet tak, że jak patrzę na innych ludzi to zastanawiam się, czy się odchudzają, czy nie żałują, że jedzą, o czym myślą przez cały dzień, ile czasu myślą o odchudzaniu.... bo ja codziennie?) .

OK, TERAZ BĘDZIE TYLKO LEPIEJ.

Ja już zaprzestaję tych moich wywodów. Nawet nie chciałam i nie potrafiłam się jakoś zebrać do napisania tej notki, ale słowa znowu jakoś popłynęły. Lubię dużo gadać, ale nie zawsze potrafię ubrać to, o czym myślę w słowa :)

Zobaczcie, trochę czasu razem minęło, co ? :)
Ponieważ wszystkie was bardzo kocham, nawet te, których nigdy nie czytałam, nie miałam okazji poznać, życzę wam wszystkiego dobrego. Tak, bardzo głębokie słowa, życzenia jak na urodziny . . . Ale nie przywykłam do dzielenia się głębszymi przemyśleniami i uczuciami, których jest we mnie mnóstwo. Mam nadzieję, że osiągniecie szczęście, bo ono chyba naprawdę nie zależy od tego, czy jest się chudą czy nie . Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i po ciuchu mam nadzieję, że u was też będzie tak dobrze. Chodzi mi o to, że mam nadzieję, że zrozumiecie, że chudość wcale nie równa się szczęście i mam nadzieję, że ja również utrzymam swoją decyzję :)
Ekhm, cóż za przemówienie.

No to co, teraz najtrudniejsze. Chyba już ostatni raz piszę:

trzymajcie się :*

Papa.

sobota, 23 sierpnia 2014

:)

Chcę tylko napisać, żebyście się nie zastanawiały co ze mną, że robię sobie przerwę od bloga, od tego wszystkiego. Co najmniej do września nie będę pisać.
                                                                        Życzę wam jak najlepiej, trzymajcie się :*

niedziela, 17 sierpnia 2014

Śmiechu warte

Moje obietnice i słowa są gówno warte.
Rób tak dalej jeśli znowu chcesz zobaczyć 64 kg na wadze :)
Nie no, za daleko jestem, żeby się poddać.
Naprawdę czekam na rok szkolny, żeby mieć zajęty czas i nie zajadać nudy.

Rzygać mi się chce. Mówię całkiem serio, dużo zjadłam. Piłam kakao, zjadłam batonika. Znowu... Kurwa, nakrzyczcie na mnie. Co ja robię? Ok, zasady są proste. Słodycze maks. 2 x tyg i nie to, że opycham się nimi tak jak ostatnio... Muszę coś zmienić. Czemu to jest takie trudne.

Bilansu się wstydzę, więc go nie zobaczycie. Jestem jedną wielką porażką.
Czemu temat jedzenia aż tak bardzo siedzi mi w głowie. Czemu jak decyduję się zjeść więcej, to łapie mnie napad? Kiedyś tak nie było, noo. To niesprawiedliwe.

Moje dzisiejsze samopoczucie pozostawia wiele do życzenia. Kręci mi się w głowie,czuję się jakby ktoś mi ściskał głowę, dusił, zabierał tlen, coś mnie mdli. Jest mi niedobrze dzisiaj ( mama oczywiście już zaczyna gadać, że pewnie źle się czuję, bo znowu ograniczam jedzenie, bla bla bla) :x Jutro poniedziałek, początek tygodnia, więc cóż, czas się ogarniać i spinać cztery litery. Kto ze mną ? Wiem, że jest trudno, naprawdę, ale wierzę, że damy radę. Wierzę w nas.

Trzymajcie się :*

Wam też jest tak zimno ?

Zapomniałabym, Yuu Mio - kochana, oczywiście, że bardzo bolało, gdy obrywały mi się paznokcie :x Pilnujcie dziewczyny swoich paznokci, żebyście nie były przerażone ich stanem, tak jak ja teraz jestem przerażona stanem swoich ...

sobota, 16 sierpnia 2014

Szpital

Uwaga: Post zawiera mnóstwo narzekania i trochę nieładnych słów.

Podsumowując, to była chora sytuacja, położyłam się na 3 dni, żeby mogli mi 3 razy pobrać krew i wziąć mocz do badań, co to za system ? Ja rozumiem, że hajs musi się zgadzać i musieli poudawać, że coś robią, ale i tak odwalili fuszerę. Tak jak rok temu miało być badanie cukru, które tak jak rok temu się nie odbyło, a potem dietetyczka ( która jest gruba xd) będzie mi zrzędzić, że jak to się stało, że tego badania nie było, skąd mam kurwa wiedzieć czemu mi go nie zrobili ? I nie, twoje pytanie za każdym razem o to, czy na pewno mi go nie robili nic nie zmieni. Możesz pytać nawet 1000 razy, czy jestem pewna, że nie zrobili i wiesz co? Nie będzie magicznej różdżki, która przy 1001. razie zmieni sytuacje. W ogóle babka wyznaczyła mi termin na święto i przez to leżałam bezczynnie sama na sali pobytu dziennego, bo wszędzie indziej nie było miejsca. Żadnych konkretniejszych badań nie było, bezsens.

Samo przyjęcie na oddział nie było szybkie ani łatwe. Zaczynając od tego, że chyba 5 różnych lekarzy robiło mi na każdym innym piętrze badania wstępne ( uciskanie brzucha, sprawdzanie ciśnienia, osłuchiwanie serca). Potem pielęgniarka, która totalnie mnie olewała, przez co siedziałam 2,5 godziny na korytarzu czekając na salę... Przy wypisie dzisiaj to samo. "Tak, oczywiście, o 9 dziewczyna będzie gotowa do wypisu", gówno prawda. Mama przyszła dokładnie 16 po 9 i wypisu nie było. W dodatku nikt na oddziale nie miał zapisanej mojej wizyty w przyszły poniedziałek u tej dietetyczki. Taaak, muszę iść jeszcze raz do niej, o 8 rano... zachciało jej się sprawdzać procentową zawartość masy ciała. Ciągle się pyta, czy na pewno się nie głodziłam i takie tam. Ciągłe gadanie o tym, że na pewno jestem rozsądna i postępuję jak trzeba. Co z tego, że jestem rozsądna? Ciężko jest kontrolować coś co siedzi w tobie i źle Ci podpowiada.

"Czy ty od zawsze byłaś taka blada?" "Tak proszę pana, odkąd pamiętam :)"
"25 kilo od sierpnia 2013 do sierpnia 2014?, niemożliwe, jak ty to zrobiłaś, nie wierzę" "No wie pani, ćwiczeniami i dietą ( co ty kurwa nie wiesz jak się chudnie?)" Nienawidzę jak się mnie pytają jak ja to zrobiłam, srak :) Nie wierzycie, że dałam radę? Wasz problem, to że wy byście nie dali rady, to nie znaczy, że inni też.

W pierwszy dzień w szpitalu 1550 kcal, dużo, była przyjaciółka, która nie jest wytłumaczeniem, bla bla bla, już wystarczająco się uzewnętrzniłam w pamiętniku, wystarczy. W drugi dzień 463 kcal. Dzisiaj miało być równie pięknie co wczoraj, ale zjebałam po całości, słodycze, dużo słodyczy. Złamałam się, obiecuję sobie, że w roku szkolnym nie będzie takich odstępstw, że przecież raz mogę i nic mi się nie stanie. Niestety, boję się, że to tylko puste słowa.
Jutro postaram się zjeść mniej i to odpracować. Wiecie, mam takie dni, że totalnie się blokuję, widzę jedzenie i wiem, że nie mogę i nie jem, są też takie kiedy blokada opada, myślę sobie, że przecież ostatnimi czasy miałam większe bilanse, jadłam słodycze, a i tak schudłam, więc może wybiorę tę drogę i będzie ok? Nie, nie będzie, bo jedzenie nie daje mi szczęścia, ja dążę do głodu, a nie opchania tak jak dzisiaj.
Zapamiętaj: Jedz większe śniadania, a nie samo jabłko, bo wtedy gówno z tego wychodzi.

Ach no tak, lekarka powiedziała, że jak dla niej to muszę ważyć min. 58 kg, bo patrząc na moje ciało, niższa waga może być dla mnie niewystarczająca, gówno prawda. A może jednak nie? Ważę 62 kg, dietetyczka była zła, że schudłam kolejne 2 kg, kij ci w oko Pani K. Co prawda widzę, że moje włosy czują się coraz gorzej, to samo paznokcie... Paznokcie połamane, porozdwajane. Musiałam je dzisiaj obciąć na krótko, ponieważ dwa mi pękły i w rezultacie poodrywały się tuż przy mięsie, a pozostałe wyglądały jakbym ciężko pracowała gdzieś w polu. Jednak to nieważne, chcę być chuda. Ostatnio widziałam w lustrze, że schudłam i okazało się, że rzeczywiście, waga to potwierdziła pokazując mi 62, 00 kg. Nie wiem jakim cudem, bo brzuszek mam niestety taki jaki mam, kości biodrowe są bardzo widoczne, obojczyki również coraz mocniej zarysowane, teraz zaczynam to dostrzegać, bo jeszcze niedawno widząc dziewczynę wyraźnie grubszą ode mnie, powiedziałabym co najwyżej, że wyglądam podobnie, ale na pewno nie lepiej. Cóż, nie myślcie, że jest tak super ekstra zajebiście, bo nogi nadal grube, a ręce to w ogóle masakra. Nie mam fajnych, długich chudych palców, zamiast tego natura obdarzyła mnie pulchniutkimi paróweczkami, dziękuję bardzo :) Niestety buźkę też mam nie najlepszą. Uch, rozpisałam się. Zostały mi 4 kilogramy do wagi wyznaczonej przez panią dietetyk, która i tak stwierdziła, że według niej muszę nabrać sił i nie powinnam znowu chudnąć przez co najmniej 4-5 miesięcy. Oszalała.

Dziękuję Ci   Jillian_63x za polecenie filmu. "Piękny umysł", to naprawdę piękny film. Niestety reszty filmów nie obejrzałam, bo myślałam, że w szpitalu zostanę na jedną noc i wystarczą mi dwa filmy.Miałam "Piękny umysł" i "PS. kocham Cię", który również bardzo mi się podobał i naprawdę mnie wzruszył, dobrze, że byłam sama na sali, bo płakałam jak głupia.

Dziewczyny, może to mi pomoże, obiecuję wam, że jutro odpracuję dzisiejsze grzechy, nie popełnię następnych i nie nabiję sobie mega wielkiego bilansu, ponieważ nie chcę zawieść was i przede wszystkim siebie. Nie chcę stracić z oczu moich kości i nawet jako tako znośnego brzucha.

Postanowienie #1: Do września staram się ograniczać słodycze, żeby we wrześniu było mi łatwiej ich nie jeść.

Idę czytać wasze blogi, chociaż zaległości nie mam, bo na telefonie was czytałam :)
Trzymajcie się :*

Właśnie zdałam sobie sprawę, że praktycznie jedyne co zajmuje mi myśli to kwestie jedzenia, diety, chudnięcia, strachu przed tyciem, jedzenia, diety, chudnięcia, strachu przed tyciem. Liczenie kalorii, bilanse. I tak w kółko!

środa, 13 sierpnia 2014

Nie chcę zapeszać, aleee :D


Zważyłam się wczoraj wieczorem i dla sprawdzenia jeszcze dzisiaj rano. 62,2 kg. Możliwe ? Chciałabym, ale boję się, że po prostu zleciała ze mnie woda, czy coś. Sprawdzę jeszcze jutro rano.

Dzisiaj nie ma żadnych wymówek, żadnego kina, ma być dobrze i już. Mam okropne zakwasy, schylić się nawet nie mogę :x Żeby nie stracić dnia zamierzam wybrać się chociaż na jakiś dłuższy spacer.

Na razie mam w sobie:
- duże jabłko 50 kcal
-kawa 30 kcal
-2 łyżki jogurtu naturalnego i płatki zbożowe 70 kcal + 2 łyżeczki mało tłustego twarogu 20 kcal

Szczerze mówiąc bardzo bym się ucieszyła gdybym już nic więcej nie zjadła, ew. 2. kawa czy jakaś herbata, ale pewnie jeszcze raz zrobię sobie jogurt, zobaczymy :)

Jutro na 9:00 jadę do szpitala. Ponieważ ani dietetyczka, ani pielęgniarka, która zajmuje się moim przyjęciem nie była w stanie określić na ile dni tam idę, to wiem tylko, że mam się przygotować na leżenie. W odpowiedzi na pytanie "ile będzie trzeba zostać w szpitalu?" usłyszałam " nie wiem, może dzień, może dwa lub trzy", ach, cóż za precyzja :) Nie wiem jak będzie z internetem, więc ciężko będzie z pisaniem. Biorę zeszyt, co z tego, że szpital, będę uważać na jedzenie, bo muszę schudnąć, nie ma innej opcji.

Wieczorem dopiszę jak to z resztą dnia było, trzymajcie się :*

Jeśli znacie jakieś filmy godne polecenia, to śmiało, bo fajnie by było jakiś film mieć do obejrzenia :)

Do dziewczyn, które zaczynają lub których nie mam u siebie na liście, jeśli chcecie to zostawiajcie swoje linki, zajrzę na pewno.

Lalalalala edit.

Denerwuje mnie to, że nie wiem ile w tym szpitalu będę. "Może dzień, może dwa" * kpiący ton*. Spakowałam najważniejsze rzeczy, ale ja jak to ja, biorąc piżamę z krótkimi spodenkami zastanawiam się, czy nie będzie mi za zimno bla bla bla.

Dużo spraw do załatwienia, dużo łażenia. Sumując 2,5-3 godziny samego łażenia od urzędu do urzędu i potem jeszcze do sklepu i w ogóle i w szczególe. Wczorajsze zakwasy... myślałam, że je trochę rozćwiczę, a tak naprawdę sytuacja się pogorszyła. Boli jeszcze mocniej.

Do bilansu dorzucam małe jabłko i dużo wody. Doszłam do wniosku, że skoro wieczorem i tak będę głodna, to jakie znaczenie, czy mam duży bilans czy nie. Wolę mieć mały i być zadowolona.

MP3 się ładuje, telefon też, filmy się ściągają. Muszę dopakować szczotkę do zębów i ładowarki. Książki też się przydadzą. Człowiek idzie do szpitala na chwilę, a pakuje się jak na syberię. Ale jak ma się tyle wolnego czasu do dyspozycji, to nie wiadomo czego się zachce, trzeba być gotowym na wszystko :P

Dobra kochane, sumuję bilans i mykam
Razem jakieś 210 kcal. Wow, fajnie :)

Udało się zagłuszyć głód i chęć na słodycze jabłkiem i wodą, oby tak dalej :)

To co, trzymajcie kciuki, żeby mnie szybko wypuścili. Życzę wam udanego wieczora i dobrego weekendu. Trzymajcie się :*

wtorek, 12 sierpnia 2014

Muszę schudnąć

Muszę. Jadę dzisiaj z przyjaciółką do kina, ale nie zjem nic, co mogłoby zniszczyć moje starania. Myślałam o tym, żeby wziąć coś ze sobą do zjedzenia tam, ale chyba nie wezmę i po prostu powiem, że mnie brzuch od rana boli i nic nie chcę.

Wyszłam z mamą do urzędu skarbowego, który mamy tuż za lasem. Wyjście zajęło nam 20, może 30 minut i akurat w tym czasie rozszalała się burza. Przemokłam cała, z ubrań kapało. Szybkie suszenie, bo przecież dopiero co byłam przeziębiona i to po takiej samej sytuacji. Teraz siedzę w sweterku i czekam aż ubrania mi doschną, bo wcześniej suszyłam je żelazkiem. ... Mam super włosy, po deszczu zawsze mam na głowie siano, ale już nie chce mi się ich myć.

Na razie mam w sobie :
 -duże jabłko 50 kcal
-2 niepełne chochelki zupy pomidorowej z odrobiną makaronu 150 - 200 kcal ?
-kawa zbożowa z mlekiem ( lekko ponad 50 ml) 30 kcal

Edit. Chyba trochę przeceniłam swoją siłę, ale i tak w kinie poszło dobrze. Do chrupania były plasterki jabłka i wafle ryżowe + sok warzywny ( 100 ml - 25 kcal)

Za kino tak roboczo policzyłam sobie 650 kcal, więc razem z tym co przed kinem 930 :x

Bilans był piękny, ale trochę go zepsułam, no nic to, jutro będzie lepiej prawda?
+ pocieszam się, że nie kupiłam żadnych słodyczy, czy czipsów.

U mnie nareszcie trochę się ochłodziło, lubię taką pogodę, bo można się schować w sweterku, czy coś :) Może nie jest jakoś bardzo zimno, ale ja ogólnie szybko marznę, więc mi pod wieczór już było chłodno :P

Teraz wyszło słońce, więc reszta dnia zapowiada się okej. Eh, odezwę się później, papa :*

Trzymajcie się :)


Muszę schudnąć, a tyle wpierdalam  ? Nie :)

Właśnie skończyłam ćwiczyć, powtórka z wczoraj. Trudno w to uwierzyć, ale mam po wczoraj zakwasy... Aha, wczoraj zapomniałam dodać 50 skłonów, ale mniejsza z tym, dzisiaj też robiłam skłony, więc jest dokładnie jak wczoraj :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Postęp

Pierwszy raz od długiego czasu waga ruszyła z miejsca. 63,6 kg, a jeszcze niedawno w bardziej kryzysowym momencie było 64,5 kg. Znowu poczułam tę znajomą radość i chęć do dalszego działania. W sumie to zdziwiłam się, bo ostatnio miałam dwie wpadki, ale cóż, no cieszę się :)

Ostatnio nie pisałam, bo nie miałam czasu ani siły. Byłam na  Pyromagic 2014, dwa dni z rzędu. Było pięknie, dwa cudowne wieczory.

Dzisiaj z rana zjadłam gruszkę, nie wiem co dzisiaj jeszcze zjem. Wiem, że nie mogę tak od razu zacząć od minimalnych bilansów, muszę stopniowo zmniejszać ilość jedzenia, żeby we wrześniu już w pełni wrócić do starych zwyczajów. W roku szkolnym jakoś mi łatwiej trzymać małe bilanse. Rano zjem mało, w szkole jabłko lub nic i coś lekkiego w domu. Nikt nie może tego do końca dopilnować i jest dobrze. Właśnie dlatego chciałabym już mieć szkołę :O ( co to za słowa). Szkoła = mało czasu = żadnego siedzenia w domu = żadnego jedzenia z nudów = efekty :)

Edit.

Dodaję cały bilans z dzisiaj :) Jestem zadowolona.

-gruszka 58 kcal
-jogurt naturalny z płatkami zbożowymi 100 kcal
-jabłko dużo 50 kcal
-jogurt naturalny z płatkami zbożowymi 100 kcal

Razem: 308 ~ 310 kcal

Ćwiczenia:
-100 x wyciąganie ramion
-50 x ramiona na boki
-50 x przysiad
-100 x brzuszki
-50 x na leżąco ćwiczenie z hantelkami
-po 50 x na noge, na boku pulsowanie
-po 50 x na noge, wypych do tyłu

Niedużo, ale narzuciłam sobie szybkie tempo i moje mięśnie, które dawno nie zaznały większej aktywności fizycznej zaczęły drżeć, chyba przed jej potęgą. Także ja sobie siedzę już po kolacji, z roztrzęsionymi mięśniami i cieszę się z udanego dnia :D

Ćwiczenia skutecznie podnoszą poziom hormonów szczęścia ^^

Trzymajcie się kochane :*


czwartek, 7 sierpnia 2014

OK

Dzisiaj jest ok. Znowu długi spacer, ale z mamą i po prostu na drugi koniec miasta do sklepu po jedzenie dla kocura.

Jak mi to ciężko idzie, zbierałam się do napisania posta dobre 3 godziny.

Zauważyłam, że im bardziej myślę o tym i staram się znowu wejść w ten tok odchudzania to mi nie idzie. Jeszcze zanim miałam bloga i rozliczałam się tylko w zeszycie, to odchudzanie szło mi tak naturalnie. Nie chodziło o to, by zmieścić się w jakimś limicie. Liczyło się tylko to, by jeść coraz mniej. Każdego wieczora obiecywałam sobie, że jutro będzie lepiej i zjem mniej. Nie byłam na siebie zła, gdy zjadłam nadprogramowo, po prostu plan na następny dzień był taki, żeby zjeść mniej. Jadłam 1800 kcal, marzyłam o 1500. Jadłam 1500 kcal, marzyłam o 1300 kcal. I poszło szybko, zeszłam poniżej 1000. Pamiętam to :)

Dzisiaj tak krótko, dobranoc kochane :*


środa, 6 sierpnia 2014

Już mi trochę lepiej

Przeziębienie odpuszcza. Niestety lekko zapchany nos i dziwne zmęczenie nie pozwala mi na nic więcej jak spacery, więc i wczoraj i dzisiaj byłam z przyjaciółką na półtora godzinnym spacerze po lesie. Wczoraj las i szlak przy strumyczku, dzisiaj odbiłyśmy do innego lasu.

Bilanse trochę większe, ale staram się! Staram się znowu czuć się dobrze, bo z samopoczuciem bywało już lepiej.

Padam na twarz, bo w nocy obudził mnie kot i nie mogłam już zasnąć z powodu szczekającego na dworze psa. Szkoda, bo chciałabym poczytać książkę i obejrzeć film.

Z mamą postanowiłyśmy, że od poniedziałku nie jemy słodyczy. Przez miesiąc. Na razie się tego trzymamy.

Dzisiaj krótko, bo jakoś nie wiem co mam pisać.

O! Napiszę o Woodstocku. Było super. Ludzie pozytywni, atmosfera super, po prostu taki pozytywny syf, bo cóż, ludzie mówią prawdę. Bród, smród i ubóstwo :P Zaglądam do Toi-Toia, a tam co? Obsikany i okupkany sedes. Ale nie mogę mówić, że nie było alternatywy. Za 7 zł można było wejść pod prysznic i skorzystać z toalety, które były sprzątane.  Podsumowując, każdy, nawet ludzie, którzy przyjeżdżają sami, czuje, że należy do tego miejsca. Nikt nie jest sam, po prostu nie da się być tam osamotnionym. Każdy z każdym rozmawia jak najlepszy przyjaciel. Nawet Niemców było dużo.

Ok, ok, idę czytać.

Trzymajcie się :*

niedziela, 3 sierpnia 2014

Przerwa

Cześć kochane :)
wyjaśniło się, źle się czułam, bo zaczynało mi się przeziębienie, a w dodatku coś tak myślę, że może zbliża mi się okres. Na razie jestem chora i bardzo źle się czuję, ale na Woodstocku byłam, desperatka :d

Także postanowiłam, że napiszę jak poczuję się lepiej.

Przeziębienie latem, wtf.

Trzymajcie się :*

czwartek, 31 lipca 2014

Zmęczona

Czym? Nie wiem, po prostu czuję jakby dzisiaj upłynęła ze mnie cała energia.

Właśnie schnie mi pierwsza warstwa lakieru na paznokciach :3

Byłam dwa razy u dziadka (blisko mam), w sklepie z mamą,sama też byłam, bo poszłam do sklepu kosmetycznego,również na spacerze z przyjaciółkami,zrobiłam dżem z działkowych brzoskwiń, dodałam do niego dodatkowo cynamonu i łyżeczkę cukru wanilinowego oraz zamiast 0,5 kg cukru jak pisali w przepisie 4 łyżki, a owoców było baardzo dużo, więc ta ilość cukru jak na tyle owoców jest całkiem znośna. Nie siedziałam cały dzień wgapiając się w komputer, więc chyba jest okej. Wow, tak bardzo poprawność gramatyczna.

Bilans:
-owsianka 211 i średni banan 114
+jedno winogrono i czubek łyżki dżemu zrobionego wczoraj 50
-100 g serka wiejskiego 94, dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 , kiść winogron 100
-2 pulpeciki z sosem ( z wczoraj), ziemniak i ogórek gruntowy 205
-2 wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 , serek wiejski lekki 120, trochę fasolki-niestety z bułką tartą, ale nie było jej dużo 100 kcal ~280
*Podczas robienia dżemu próbowanie go, żeby wiedzieć co ja w ogóle czynię :) 100

Razem : 1210 kcal

Droga  Hano Kaosu, pisząc owsianka z odżywką miałam na myśli odżywkę białkową w proszku, którą rozrabia się z mlekiem. Dostępne są różne smaki np. waniliowy, który jak sądzę z wanilią niewiele ma wspólnego, ale smak jest :)

Lecę kończyć z paznokciami, trzymajcie się :*

środa, 30 lipca 2014

#85

Pożegnanie dziadka, wróci za 10 miesięcy. Takie życie.
Aleeee mimo tego, że dzisiaj główną rolę grało ciasto i wafelki, nie dałam się. Okropnie mnie kusiły, ale nie zjadłam nic słodkiego. Muszę jak najdłużej dać radę i się powstrzymywać.

W sobotę jadę z mamą na Woodstock. Spotkamy się z bratem i jego dziewczyną ( oni są tam już od wczoraj) i wszyscy zabierzemy się razem do domu. Brat w niedzielę wróci do Warszawy i będzie ok. Niestety następny raz, kiedy się spotkamy, to będą Święta w grudniu. No chyba, że coś się wydarzy i do spotkania dojdzie wcześniej. Fajnie by było :)

Ogromna i długa burza przeszła dzisiaj nad moim miasteczkiem. Zaliczyłam bieg ( krótki ;p) do domu, bo uciekałam właśnie przed deszczem. Tak się złożyło, że jak byłam z mamą na zakupach  i miałam parasol, to tylko delikatnie kropiło, ale jak wyszłyśmy z mamą coś dokupić i wyszłyśmy bez parasola, to lunęło.

Bilans:
-owsianka z odżywką i kilka plasterkami banana 370
-100 g serka wiejskiego 94 kcal, dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 kcal i jeden ogórek gruntowy z działki 5 kcal = ok. 160 kcal
-2 małe pulpeciki z indyka, trochę sosu pomidorowego i jeden ziemniak ok. 200 kcal
-owsianka z kilkoma plasterkami banana 250 kcal
-trochę winogron

Razem: ok. 1000 kcal

Jest dobrze :)

Trzymajcie się :*

wtorek, 29 lipca 2014

#84

Nie mam już pomysłów na tytuły.

Wczoraj zły dzień, z babeczkami na pierwszym planie. Prawie dobiłam do 2000 kcal. Jak to jest. Ja mam tak, że albo jem wszystko albo nic. Nie potrafię się pohamować. W planie była 1 babeczka, bo szłam do dziadka i dla niego je zrobiłam. Niestety, wymknęło mi się to trochę spod kontroli.

Dzisiaj już lepiej.  Chociaż miałam okropny ból żołądka. Nagły, siedziałam sobie o 15 i nagle tak mnie ścisnęło w żołądku, zrobiło mi się niedobrze. Musiałam wstać, bo na siedząco ból był nie do wytrzymania. Po czasie zaczęło przechodzić, teraz tylko zostało nieprzyjemne uczucie w żołądku. Myślicie, że to może być wynik wczorajszych babeczek? W sumie ciężko mi w to uwierzyć, bo jadłam je koło 17-18 , a dopiero dziś o 15 bolało.

Paznokcie mam tak twarde, że aż mi pękają przy mięsie. Musiałam je dzisiaj obciąć bardzo krótko... a już miałam takie ładne długie, nawet nie były porozdwajane, co u mnie jest anomalią.

Nareszcie przeszła burza. Było już tak parno, że nie do wytrzymania. Jest lepiej.

Dzisiaj sporo takiej codziennej aktywności. Mniej niż ostatnio komputera. Dużo czasu spędzonego z mamą.

Obejrzałam dzisiaj dosyć durną komedię, ale nie powiem, że nie, bo śmiałam się . Czasem potrzeba takiego resetu, posiedzenia i pooglądania głupot.

Bilans:

-owsianka 211 i arbuz 126
-serek wiejski lekki 120  i dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 60
-kilka łyków mleka i mały kawałek arbuza ok. 70
-puree ziemniaczane ( 2 średnie ziemniaki, które jakoś dziwnie zmalały po tym jak je obrałam c: łyżeczka masła i 3 łyżki mleka) 184
-3 suche wafle ryżowe 57
Razem: 828 ~ 830 kcal

Puree- słyszałam, że dobre przy bólach żołądka. Wafle zjadłam, bo po rewolucjach w toalecie byłam już bardzo głodna. ( Tłumaczę się sama przed sobą... chyba).

Trzymajcie się, idę szybko wypić herbatę czerwoną i do wanny idę. Dobranoc :)

niedziela, 27 lipca 2014

Tyle czasu zmarnowane.

Tak sobie siedzę i myślę o tym, że dzisiaj mogłabym być już prawie u celu. Gdybym tylko nie przestała dążyć do tego co sobie wyznaczyłam. Nadal stoję w jednym punkcie, jutro się zważę, pewnie się załamię. Tyle czasu... Naprawdę, mogłabym być już dużo dalej, ale nie, ja nadal jestem tutaj. Patrząc na ten zmarnowany czas nie czuję się z tym dobrze.

Bilans:
-owsianka 211 kcal
-2 placki owsiane z dżemem truskawkowym ( dżem robiony w domu) 400 kcal
-3 gówniane, nic nie warte "paluszki szpinakowe" i trzy wafle ryżowe z almette ( serio aż trzy???) 250 kcal
-galaretka o smaku arbuzowym, 1 wafel ryżowy z almette, ryba (flądra), kromka ciemnego pieczywa z ziarnami i plaster nisko tłuszczowego sera żółtego (no to sobie zaszalałam) 353 kcal
 Razem: 1214, jutro musi być mniej.

Ostatnio myślałam o początkach mojego biegania. Środek zimy, SGD w trakcie, czyli jadłam do 600-700 kcal i dawałam radę. A teraz tyle żrę i nie chce mi się ruszyć dupy. Nieładnie. Bardzo brzydko.
Jak ja dawałam radę ? Nie wiem, ale w końcu przyjdzie czas, że znowu będę dawała sobie radę.

Dzisiejszy dzień znowu przewalony. Gorąco, nic specjalnego nie zrobiłam. Jedyne co, to postanowiłam przysłużyć się światu  i odkurzyłam w mieszkaniu, zmyłam podłogę i wyczyściłam wannę i umywalkę. Potem namówiłam mamę na krótki spacer po lesie, miałam ochotę po prostu wyjść.  Poszłyśmy się trochę przejść. Poszłyśmy też na cmentarz. Jak zwykle odwiedziłyśmy te same groby. Smutne jest to, że muszę odwiedzać osobę, która pomogła sprowadzić mnie na ten świat, ale w sumie to jestem na to obojętna. Już dawno wybudowałam mur, swoją zasłonę, która pomaga mi ukryć to co czuję. Moja obojętność, to jest dopiero przykre.

Na dzisiaj to już koniec, trzymajcie się :*

sobota, 26 lipca 2014

Give me the strenght

Weekend spędzam samotnie w domu, dzisiaj cały dzień przesiedziałam oglądając anime. Nie jestem jakąś fanką anime, ale czasem lubię obejrzeć. Wczoraj wróciłam do Szczecina, był po mnie dziadek, miałam iść do niego wieczorem, żeby zjeść coś ciepłego, ale ja wolałam się nawpier*alać i pójść spać. Dzisiaj jest lepiej, dzwonił dziadek, przyniósł mi owoce i trochę bigosu ugotowanego na jakimś ponoć chudym mięsie, dobry był. Muszę zabrać się do ćwiczeń, bo niestety dzisiaj cały dzień zmarnowałam na głupoty i siedzenie przed komputerem. Nazwijmy to "odpoczynkiem".

Ok, w poniedziałek wracam do rozmowy o drugim kocie. Już słyszę w głowie tłumaczenia mamy, że po przemyśleniu sprawy nie zdecyduje się na drugie zwierzę, ale cóż, porozmawiać trzeba, nawet jeśli usłyszę to czego się spodziewam, bo jednak zawsze mam 50% szansy, że może się dogadamy.

Co do kota, to mój kocur chyba naprawdę bardzo za mną tęsknił, bo nie mogę się od niego opędzić. Mimo tego, że to bardzo urocze, to mam już dosyć wpadającej do oczu i do buzi sierści.

Bilans, pierwszy raz od jakiegoś czasu liczę kalorie. Postanowiłam powoli ograniczać jedzenie, bo mimo, że bardzo bym chciała, na wzór tego co było, znowu jeść bardzo malutko, to nie mogę tego zrobić tak od razu.

-owsianka 211 kcal
-2 paski melona, 1 pasek arbuza, pół kiści zielonych winogron 410 kcal
-bigos i kromka chleba razowego z polędwicą drobiową 340 kcal
-serek wiejski light i dwa wafle ryżowe z serkiem typu almette 220 kcal

Razem: 1181 kcal

Ostatni raz jadłam o 18, nawet nie wiecie jak bardzo jestem głodna ( a może jednak wiecie).

Ok, zmykam szykować się do spania, trzymajcie się :*

czwartek, 24 lipca 2014

Chcę już do domu

Wczoraj, choć w sumie dzisiaj po północy wróciłam do Warszawy. Jutro po ósmej mam pociąg do domku. Nie mogę się doczekać. Jestem już zmęczona. Ale wyjazd był całkiem udany, zobaczyłam większość tego co zaplanowałam, ale niestety nie wszystko, bo dosłownie 1-2 dni mi zabrakło. Cóż, młoda jestem, jeszcze zdążę.W sobotę przeszłam 12 km, 6 km w jedną i 6 km w drugą stronę. W niedzielę szlak architektury Zakopanego, Muzeum Tatrzańskie i oczywiście Krupówki. W poniedziałek Morskie Oko, ponad 16 km, 8 km w jedną i drugie 8 km w drugą stronę. Deszcz, burza, nic nie było przeszkodą w dojściu do celu ! We wtorek Gubałówka, tutaj już skorzystałam z kolejki, ale nazwijmy to "szczytem Gubałówki" przeszłam jakieś 4-5 km spacerując i dotarłam do kolejki krzesełkowej na Butorowym Wierchu. Zjazd tą kolejką był o niebo lepszy niż wjazd tą zwykłą kolejką terenową do góry. Cóż, środa, czas wyjazdu, pakowanie i czas do domu. Pociąg miałyśmy późno, więc zaniosłyśmy bagaże na dworzec, schowałyśmy w przechowalni bagażu i poszłyśmy jeszcze połazić. Cały dzień lało, nie było to najprzyjemniejsze. Ok ok, pod względem organizacji wszystko było super, ale kur. ekhem, miałam nadrabiać, a ja co? No jajco, niczego sobie nie odmawiałam, jedyne pocieszenie, że dużo chodziłam. Szarlotka na ciepło? Pewnie! Naleśniki? Poproszę!

Kobieto, zastanów się o co Ci chodzi i czego Ty chcesz. Chcesz żreć, czy nie? Męska decyzja i po krzyku, ale ... ja nie wiem. Chciałabym jeszcze schudnąć, ale już nie potrafię. Ostatni rok był dla mnie bardzo ciężki, nie potrafię znowu wejść na ten ''tor'' odchudzania, chociaż wiem, że jedzenie jest tylko chwilą, tylko przez chwile jest miło i przyjemnie, a potem całe dni żałowania.

Na wadze 64,5 kg. Mam cichą nadzieję, że to wynik jakiegoś zastoju w organizmie, czy coś. Może to wina tego, że ważyłam się po śniadaniu, w koszuli nocnej, mhm, chciałabym. Zważę się w domu, przed śniadaniem, ale w sumie czego ja się spodziewam. Przez moją głupotę stało się to co się stało i muszę się z tym pogodzić i to naprawić, bo przecież mogę.

Co ja mam kupić sobie na podróż? Babcia znowu wypcha mi plecak żarciem, a ja idiotka ulegnę.Muszę znowu powoli zmniejszać ilości żarcia.

Naprawdę chętnie bym założyła nowego bloga, ale nie mogę. Nie wiem, czy w innego bloga mogłabym włożyć tyle siebie co tutaj.

Trzymajcie się :*

piątek, 18 lipca 2014

Wyjazd

Witajcie, właśnie spędzam moje ostatnie godziny w Warszawie, trwają ostatnie przygotowania do wyjazdu. Na wyjeździe raczej nie będzie możliwości liczenia kalorii, także plan jest taki, że nie przeginam z jedzeniem i dużo się ruszam. Niestety ostatnio miałam gorsze chwile w diecie, więc jak się spodziewacie będę nadrabiać w górach. To idealny moment, ponieważ jadąc w góry, zakładamy, że będziemy całymi dniami chodzić po szlakach i tym sposobem spalać kalorie.

Niedawno pisałam, że mój kot się czymś struł, niestety wczoraj znowu go wzięło, od rana źle się czuł, wiecie co się okazało? Alergia pokarmowa. Dobrze, że to nic poważniejszego. Teraz wystarczy tylko uważać na to co je i powinno być dobrze.

Wracam 25.07 w piątek, do napisania :*

wtorek, 15 lipca 2014

Dzień drugi

Witajcie moje kochane, za mną drugi dzień sgd. Poszło mi dobrze, ale niestety podczas jedzenia jabłka odskoczyły mi dwie gumeczki w aparacie (tak tak, mam aparat na zębach). Musiałam szybko wybrać się do ortodonty. Jakimś cudem przyjęli mnie natychmiast, nawet nie musialam jechac do Szczecina (nie moglam isc do mojej lekarki). Z góry przepraszam na jakieś drobne literówki, ponieważ mam świeżo pomalowane paznokcie i muszę uważać podczas pisania.

Jutro o 07:32 mam autobus do Szczecina, później chwilę po 8 tramwaj i jadę prosto na dworzec, nie zważając na pogodę jadę nad morze :D Jestem już spakowana. Niestety wracam dosyć późno i będę w domu koło 22, więc muszę też za chwilę poogarniać klamoty na wyjazd w góry. Mamy zarezerwowany naprawdę ładny pokój w domu wypoczynkowym, a w dodatku po znajomości, więc zapłacimy za tę przyjemność mniej ^^  Eh, podsumowując, czeka mnie dosyć sporo podróżowania pociągami. Sssuper...

Bilans:
Liczone-
-3 łyżki platkow fitness + 100 ml mleka 0,5 %  100 kcal
-3 kotleciki sojowe 120 kcal
-2 x chrupkie z szynką lekko wędzoną 74 kcal

Nieliczone-
jabłko
warzywa do obiadu
2 plasterki pomidora i kiełki na ''kanapkach''

294/300 ~ 300/300

Trzymajcie się :*


poniedziałek, 14 lipca 2014

Góry

Okazało się, że zamiast na mazury od razu jedziemy w góry. Cóż, w czwartek już wyjeżdżam do Warszawy, a stamtąd dalej. Do Warszawy wracam w środę i tak sobie myślę, że w czwartek, najpóźniej w piątek wracam do Szczecina.

Wczoraj pokazałam mamie artykuł dotyczący wad i zalet drugiego kota, zdecydowanie więcej jest zalet. Może coś błędnie interpretuję, ale czuję, że mama jest pozytywnie nastawiona. Powiedziała też, że do dalszych rozmów wrócimy po wyjazdach, czyli pod koniec tego miesiąca. Jestem dobrej myśli, ale i tak się boję, że może mi się nie udać.

Ach tak, stwierdziłam, że chęć schudnięcia jest nadal tak silna, że wracam. Zaczęłam od razu sgd. Tym razem nie będę liczyła kalorii z owoców i warzyw, chyba że będą one głównym pożywieniem danego dnia np. tak jak dzisiaj, ponieważ dzisiaj mam dzień jabłkowy. Rano tabletka zadziałała, czysta stanęłam gotowa do walki. Jabłka mają pomóc mi posprzątać we mnie po wczorajszych słodyczach.

Bilans:
4 jabłka- 170 kcal
dwa kubki czerwonej herbaty
kilka miętowych gum do żucia
woda

W środę jadę ze znajomymi nad morze. Już wiem jak sobie poradzić, żeby nie żreć wszystkiego po kolei. Wezmę dużo jabłek i jakoś ten dzień przetrwam, a do tego jakaś kanapka, na pewno mi się uda, musi.

Chętnie założyłabym nowego bloga, wiecie, nowy start, tak jakby czysta karta, ale tutaj jest za dużo mnie samej. Nie mogę tak po prostu zostawić części mnie i pójść sobie gdzieś indziej. Wiem, że pewnie różne rzeczy sobie o mnie teraz pomyślicie, ale umówmy się, że zaczynam od nowa, bo nie mogę powiedzieć, że tego wszystkiego wcześniej nie było, bo było! Ale to co było to czas przeszły, a teraz zaczynam od nowa.

SGD
start. 14.07.2014 waga: 63,8 kg (wow, czwarte poniedziałkowe ważenie za mną, a na wadze szalone 0,2 kg mniej)
Mam nadzieję, że mi się uda. Wierzy w to ktoś jeszcze?

PS. mama w końcu kupiła mi wagę kuchenną

niedziela, 13 lipca 2014

Bleh

Dzisiaj bilans wyniósł ok. 2000 kcal. WTF. Hahahah, gdybym ja jeszcze jadła coś normalnego, ale większość tego bilansu to niestety słodycze. Szczerze to nie jest mi z tym aż tak źle jak bywało, gdy potrafiłam budzić się w nocy z wyrzutami sumienia, ale dobrze niestety też nie jest. Co się ze mną stało. Jutro poniedziałek, więc zaczynam od nowa, okej? Przekreślam grubą kreską to co było. Jedzenie słodyczy, ale w imię czego ja je jadłam ? Wakacje lecą, przykro mi stwierdzić, że nim się obejrzymy będziemy wracać do szkoły. Dżizys, jak mi niedobrze. Nie wierzę, że to tylko 2000. Tylko ? Aż, ale wiadomo, mogło być dużo gorzej. Chociaż... do 15 było bardzo dobrze, niestety jedna czekolada w domu ruszyła lawinę. Porównując wczorajszy dzień do dzisiejszego, bez porównania wczoraj było lepiej.

Walczę! O życie kotka oczywiście. Pierwsza rozmowa z mamą za mną, na spokojnie powiedziałam jej o co chodzi, powiedziała, że boi się reakcji Kocia (oryginalne imię mojego kota), powiedziałam jej, że już ja się postaram, żeby oba koty żyły w zgodzie, przecież to jest jak najbardziej możliwe. Niestety mam też się boi, że wykarmienie drugiego kota będzie nieosiągalne finansowo. Postanowiłam więc zająć się tą kwestią. Wysłałam mnóstwo zgłoszeń do pracy przy roznoszeniu ulotek. Tak bardzo nie chciałam łazić jak idiotka z tymi ulotkami, ale skoro to może dać mi pieniądze na chociażby jedzenie kota to pójdę. Wiem, że mama zaraz powie coś w stylu "przestań, weź dla siebie te pieniądze". Nie poddam się.  Rozumiem jej obawy, bo mimo tego, że w domu sytuacja jest dobra, nie chcemy, żeby kot jadł byle co, bo nie tędy droga. Niestety moje plany odrobinkę się pokrzyżowały. W jeden dzień wszystko się zmieniło. Babcia zadzwoniła, w czwartek jadę do Warszawy, żeby stamtąd odbić na mazury do ciotki, której nie znam (oczywiście z babcią). Później, czyli w sierpniu mamy do wyboru góry lub morze, ale chyba zdecydujemy się na góry, bo polskie morze jest po 1. nieprzewidywalne (pogoda), a po 2. jaki sens jest w leżeniu przez tydzień plackiem na plaży?

Muszę to zrobić tak, żeby wszystko mi pasowało, nie wiem jeszcze jak hmmm.... Wszystkim będę się martwić jeśli jakimś cudem dostanę telefon w sprawie pracy.

Tak bardzo nie chcę wam nic obiecywać, ale postaram się, żeby jutro był lepszy dzień. Chcę wam napisać jutro bilans i chcę być z niego zadowolona. Dzisiaj mogłabym napisać, ale do porzygu w nim czekolady. Wypiłam miętę i chyba wezmę tabletki.

Trzymajcie się :*

sobota, 12 lipca 2014

Czy mi się uda?

Co roku na działce rodzą się małe kotki, bardzo często są chore. Obecny miot liczy 4 kotki i jeden ma początki kociego kataru. Bardzo chciałabym mu pomóc, wziąć do domu, ale również bardzo się boję, że mógłby zarazić mojego kocura. Ogólnie ogromnie chciałabym mieć drugiego kota. Wiem, że moja mama też, ciągle mówi, że jakby nasz kot nie był dla innych taki wredny to by wzięła. Owszem nasz kot jest wredny dla innych kotów, ale to jak 90% kotów, które spotykają obce zwierzę. Wiem, że koty nigdy nie są bff od samego początku xd To wymaga pracy, również opiekuna. Szczecińskie schronisko jak co roku w porze letniej zmaga się kryzysową wręcz ilością kilkumiesięcznych kociąt. Poupychane są w klatkach. Często w jednej klatce jest kilkoro kociąt. Chciałabym uratować jakiegoś kota. Muszę się dowiedzieć wszystkiego o wprowadzaniu do domu 2. kota i porozmawiać z mamą. Tu właśnie pytanie, czy mi się uda? Z jednej strony czuję, że mogłoby się udać, a z drugiej mam obawy, bo pewnie w domu się nie zgodzą. Cóż, nie dowiem się jeśli nie spróbuję. W sumie, to dla osoby, która schudła 32 kg nie powinno być więcej rzeczy niemożliwych :D

Byłam właśnie na tej działce, a tam, pyszne jagodzianki, jednak ja stwierdziłam, że będę silna i nie zjem, jednakże zajadając ochotę na tę jagodziankę zjadłam 4 ciastka zbożowe i popiłam koktajlem (jogurt, mleko, maliny,trochę banana). Brawo, jesteś słaba :) Mogłaś nie zjeść nic z tych rzeczy, stałoby Ci się coś? Nie, ale cóż, za głupotę się płaci, na przykład bólem brzucha ;_; Czemu boli? Bo przedtem zjadłam miseczkę pomidorówki z makaronem i kromkę ciemnego pieczywa. Brawo brawo brawo brawo - mnóstwo ironii.

Po kilku ładnych, letnich dniach nadszedł czas na ochłodzenie. Brrr.

Muszę czekać do poniedziałku aż będę w domu sama z mamą, wtedy z nią porozmawiam o kocie, a do tego czasu muszę się dowiedzieć jak najwięcej w tym temacie, żeby ( jeśli mama się zgodzi i wszystko się uda) zaoszczędzić stresu sobie, a przede wszystkim kotom. PS. w domu mam 2 - letniego wykastrowanego Kocura, w takim razie myślicie, że lepiej by było wziąć kocicę, czy kolejnego kocura?

Trzymajcie się :*

czwartek, 10 lipca 2014

Te upały mnie wykończą

Zimą całymi dniami dygałam z zimna, a teraz się rozpływam. Mimo to lubię lato. Teraz lepiej znoszę upały, bo kiedyś, gdy byłam dużo grubsza to nienawidziłam lata. Czekałam tylko na zimę, żeby móc schować się w swetrze. Ale powiem wam jedno, wiatraczek w pokoju naprawdę się przydaje. Mam taki mały za jakieś 20-30 zł, ale jak dla mnie wystarcza. Mam mały pokoik, więc nie potrzebuję nie wiadomo jak wielkiego wiatraka, wiatraczek taki tani, a przeżył upadek na podłogę, bo ciapa jestem i mi z rąk wyleciał jakieś dwa lata temu. Tak tak, nie dość, że zaliczył glebę to i przetrwał próbę czasu. To jego trzecie lato.

Wystarczy pierdzielenia o wiatraczku, bo to nic nie wnosi do waszych żyć :D W sumie nic z tego co tu piszę nie niesie jakichś głębszych treści, ale ciii. Pewnie jak dla wielu z was blog jest pamiętnikiem, tylko takim, który mogą czytać inne osoby, często są to osoby rozumiejące nas, dlatego piszemy o wszystkim i tak naprawdę o niczym. Przynajmniej ja.

Dzisiaj znowu byłam w Szczecinie. Prezent kupiony. Przyjaciółka pokupowała sobie różne rzeczy. Ja też mierzyłam szorty, ale niestety doszłam do wniosku, że moje uda się nie nadają, bynajmniej nie do tych. Czy to się kiedyś zmieni ? Eh, forever fat. Ale narzekanie nic nie zmieni dlatego poszłam dzisiaj biegać. Było to dosyć spontaniczne, bo o 20 zjadłam kolację, i ponieważ coś mi się pogmatwało ( nie ogarnęłam, że to już 20...) miałam nie iść. Jednak o 21 stwierdziłam, że się zbieram i idę. W głowie miałam tylko słowa "najtrudniej jest wyjść z domu i zacząć". Rzeczywiście, dlatego szybko się przebrałam i o 21:20 już biegłam. Biec skończyłam równo o 22. W drodze powrotnej nadgoniłam 3 minuty, ponieważ w stronę "od domu" biegłam spokojniej, przecież po jedzeniu nie odczekałam nawet 1,5 godz. Na trasie bardzo miłe zdarzenie miało miejsce. Inny biegacz, któremu raz pomogłam na tej trasie mówiąc mu gdzie dokładnie jest, bo drogi po prostu nie znał, przywitał mnie ( strasząc mnie przy tym, bo się go nie spodziewałam) i spytał, czy wszystko dobrze :D Taki drobny gest, niby nic nie znaczący, a jakoś przyjemniej się zrobiło. Uśmiech na twarzy i przyspieszenie, bo przecież czas mnie nagli. Koniec treningu, zostało do przejścia 20 m lasem, który znam od dzieciństwa, stchórzyłam, poszłam naokoło przez osiedle domków. Bałam się iść w ciemnościach,  bez telefonu przez las, nigdy nie wiadomo kto lub co tam może być. Nie chciałabym wpaść na kolejnego dzika, których u nas pod dostatkiem, a tym bardziej na żadnych leśnych imprezowiczów.

Ach, no dzisiaj akt silnej woli. Byłam z przyjaciółką na jedzonku. Wokół nas Mak, KFC, kebaby, pizze, burgery, a co sobie zamówiłam? Sałatkę z kurczakiem w stylu meksykańskim, nowość w Salad Story (uwaga, nie posądzać mnie o reklamę). Później miałam ochotę dokupić sobie jakiś sok, nie. Idziemy na kawę, z karmelem, bitą śmietaną, nie chcę jej, nie zamówiłam, wiedziałam, że dam radę. Usłyszałam od przyjaciółki, że dziwny ze mnie człowiek. Mam ochotę na coś zimnego, a nie biorę, gdy mam okazję. Dałam radę :) W domu dla ochłodzenia woda z lodem i cytrynką i domowej roboty mrożony jogurt z odrobiną jabłka. Taki substytut lodów, sporo mniej słodzony, bez żadnych sztucznych dodatków, wczoraj też jadłam, mniam, posmakował mi.

Na jutro nie zapowiada się zbyt wiele, muszę przejść się na drugi koniec tego mojego niby miasta, żeby kupić kotu jedzenie, bo to wybredny małpiszon jest i prawie nic nie chce jeść. Albo inaczej, jak już coś lubi to ma na to uczulenie, mówię o tej karmie, którą koty ponoć, by kupowały, gdyby mogły wybierać, także dla mojego królewicza muszę kupować jeden rodzaj karmy, a w dodatku najlepiej z dodatkiem warzyw, bo to zdrowy kot, który jest zakochany w pomidorach. A oprócz spaceru do sklepu i z powrotem, który mi się przyda, to jeszcze do dziadka.

Czy to normalne, że w dzień staram się jeść zdrowo i normalne ilości, a wieczorem nachodzą mnie myśli i chęci, żeby znowu nie jeść i przejść na sgd ? Wiem, że nie powinnam im ulegać, ale znowu mniej jem. Nadal są to dość normalne porcje, ale widzę, że mniej. Nie mogę się poddać, a tak poza tym to przepraszam, że nie udzielam się na waszych blogach. Czytam, ale staram się nie zagłębiać w temat, bo ciągnie mnie do powrotu. Niektóre blogi są dla mnie wręcz niebezpieczne i staram się ich unikać.

Teletubisie mówią dobranoc... czy jakoś tak. Trzymajcie się :*

środa, 9 lipca 2014

Burze

Burze, burze i jeszcze raz burze. Burzom towarzyszy potworny wiatr. Na osiedlu powyrywało drzewa z korzeniami. Nawet wczoraj stało się tak, że wielkie drzewo zwaliło się komuś na samochód. Zaraz potem rozległ się dźwięk syren. Straż pożarna. Słychać głośny i mocny grzmot. Ostatnie mocne wyładowanie. Burza się uspokaja, jeszcze przez resztę nocy daje o sobie znać, ale naprawdę delikatnie. Przez ostatnie 3 dni burze nie ustępowały. Biegać się niestety nie dało, bo w dzień po 32 stopnie, a wieczorem, kiedy można by było wyjść zaczyna grzmieć. Dzisiaj już się udało. Nie mam na myśli, że burzy nie było, ale i tak poszłyśmy z przyjaciółką. Miałyśmy iść do lasu, ale wiadomo, głupie nie jesteśmy i nie poszłyśmy biegać w otoczeniu drzew. Tuż przed wejściem do lasu zerwał się wiatr i było słychać grzmoty, cofnęłyśmy się więc na boisko szkolne. Tam trochę się poruszałyśmy i szczęśliwsze zwinęłyśmy się do domu. Moja twarz, czerwona jak burak... nie przesadzam, naprawdę taka czerwona.

Mama ciągle ma do mnie jakieś problemy. Codziennie mówi o tym, że ona w moim wieku w wakacje zawsze coś robiła i może ja też bym do kogoś podzwoniła i się poumawiała. Ale skoro ja postanowiłam w wakacje posiedzieć trochę w domu to co jej to przeszkadza. Jaki ona ma z tym problem. Nie ogarniam. Wiadomo, fajnie coś porobić, ale w domu też mam ochotę posiedzieć, no ludzie, to dopiero 2. tydzień wakacji. Nie tylko ja tak uważam, bo duża część moich znajomych decyduje się na to samo. Nie chcą nigdzie wychodzić, a jak już coś robią to beze mnie, jak miło :) Dzisiaj jednak byłam z przyjaciółką i jej kuzynką w Szczecinie. Zakupy, te sprawy :D Jutro też jadę, z inną przyjaciółką, musimy kupić prezent jej kuzynowi, który jest też moim kolegą.

Przez ostatnie 3 dni kiedy nie biegałam nie bardzo pilnowałam jedzenia. Nawet na obecną sytuacje, jadłam za dużo. Dzisiaj jednak już lepiej :)

Może słyszałyście, że w Szczecinie otwarto dopiero co odnowiony kompleks basenów. Takie kąpielisko. Nie wiem kto był taki "mądry" i zadecydował, że w lipcu wejście jest darmowe. Teraz za tę decyzję trzeba dużo zapłacić. W 2 tygodnie patolka, bo inaczej tych ludzi nazwać nie można, zniszczyła wiele obiektów należących do kąpieliska. Miasto będzie płacić. A trzeba było zrobić wejście chociażby za symboliczne 5-10 zł. Patolka by się zniechęciła, a Arkonka zaczęłaby na siebie zarabiać.

Ach, mówiłam już jak bardzo lubię letnie wieczory? :)

W piątek jedziemy do dziadka na kolację, a raczej taki późny obiad. Godzina 18. Szykuje się jakaś potrawka ze schabu o.O. No zobaczymy co z tego będzie. Potrawa ma tak dziwną nazwę, że nawet jej nie pamiętam.

A co tam u was? Trzymajcie się :*

niedziela, 6 lipca 2014

Odpoczynek

Dzisiaj totalnie luźny i wypoczynkowy dzień. Siedząc spokojnie nad jeziorem myślałam o tym, że zasługuję na taki dzień. Mimo tego, że nie planuję ćwiczeń, dzień nie jest zmarnowany. Czy podziałało? Nie wiem sama. Ale skoro dzisiaj odpoczywałam to na jutro mam już obmyśloną całkiem niezłą trasę, która w dużej części biegnie przez las. Dobrze, że mam do dyspozycji tyle lasów wokoło, bo ostatnio polubiłam bieganie właśnie w lesie.

Przełomowy dzień w moim życiu. Nad jeziorem wiadomo, kąpanie. Nie byle jakie, bo pierwsze w sezonie iii . . . pierwszy raz od baardzo dawna byłam w dwuczęściowym stroju. I o dziwo niezbyt przejmowałam się tym, czy podobam się innym, czy nie. Wiem, że nie mam idealnej figury i na razie szans na nią nie mam, bo nie czuję się gotowa na dalsze odchudzanie (w takim tempie w jakim działo się to dotychczas), ale wracając to tematu, pomimo mankamentów mojej figury czułam się całkiem nieźle. Może jeszcze nie do końca pewnie, ale nie było źle :) Ba! Jadłam przy ludziach nie przejmując się, czy uznają mnie za ohydną ( zawsze prześladowało mnie uczucie, że ludzie widzący mnie jedzącą nie patrzyli na mnie pochlebnie). Siedziałam sobie w moim stroju i spokojnie jadłam. Na końcu, czyli już po kąpaniu i po jedzeniu, gdy siedzieliśmy jeszcze sobie śmialiśmy się, z najzwyklejszych głupot. A z mamą to już w ogóle. Przypominałyśmy sobie żenujące i śmieszne sytuacje z mojego dzieciństwa. Jednak hitem wyjazdu okazała się sama miejscowość w której leniuchowaliśmy, a dokładnie jej nazwa. Stolec proszę państwa. Gówniany wypoczynek :) Na szczęście tylko z nazwy, bo dzisiejszy wypad zaliczam do bardzo udanych.

Nie wiem czemu, dzisiaj powrócił strach przed ważeniem. Boję się, a co jeśli utyłam? Ostatnio sobie jadłam, ale czy aby czasem nie za dużo ?
Tak wiem, takie uroki wracania do normalności. Decyzję o tym podjęłam w sumie niedawno i nadal mam w głowie ten moment, kiedy 1000 kcal to wydawało mi się tak dużo, myślałam, że nigdy nie dam rady tego przekroczyć chociaż bardzo tego pragnęłam. Szczerze, wiecie czemu nie liczę kalorii? Ponieważ boję się zobaczyć końcowej ich sumy. Boję się, że gdybym zobaczyła ich aż tyle to znowu zjeżdżałabym do 500 i niżej. Ale podstawowe pytanie, czy jeszcze bym umiała to robić? Potrafiłabym wytrzymywać głodówki? Naprawdę nie wiem, ale sądzę, że odpowiedź brzmi nie.

Zapewne znacie to uczucie po głodówce, kiedy budzicie się następnego dnia i wasze ciało domaga się jedzenia. Często kończy się to tak, że jeden dzień głodówki, a drugi dzień napadów i obżerania się ( wiem, że dla nas często nawet 600 kcal po głodówce to było obżeranie się). Nie wiem, czy któraś z was próbowała już podejmować walkę o oderwanie się od "pro ana", ale jeśli, któraś z was tego chce, to niech przygotuje się na to, że jest ciężko. Przynajmniej ja czuję się tak, jakby ktoś wypuścił bardzo wściekłą bestię, która domaga się swego. Wyrusza ona na polowanie. Cel jest jeden : jeść. O tak, nareszcie mogę jeść, zjem wszystko co pod ręką, co mi tam. Ciężko to zatrzymać. Utrzymanie kontroli jest prawie niemożliwie, ale kluczowe słowo : prawie.

Czasem, a raczej praktycznie zawsze, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że jestem niewystarczająca, by chcieć pomocy. Jestem niewystarczająco chuda, przecież jest tyle chudszych dziewczyn. Też bym chciała taka być, wtedy pewnie bym komuś powiedziała, sięgnęłabym po pomoc, ale nie jestem chuda, więc pewnie tylko dramatyzuje i problemu jako takiego nie mam. Chude mogą przytyć, a nawet często jest tak, że muszą. Ja nie mogę.

Dam radę, przejdę przez to. Muszę. Pewnie już na zawsze zostanie we mnie coś co będzie kuło w serce kiedy za dużo zjem. Coś co krzyknie za plecami "za gruba!". Muszę to wyciszyć, nie słuchać tego. Zająć się tym co ważne.

Siedzę dzisiaj wieczorem i szklą mi się oczy. Nie wiem czemu, co się stało, ale dużo rzeczy wróciło. W tym właśnie strach.

Trzymajcie się :)

sobota, 5 lipca 2014

Zmiany

Spontanicznie wyszło, że mam nowy kolor włosów.
Może na zdjęciu nie widać, ale to czerwień granatu :P Na razie robione szamponetką, ponieważ bałam się, że głupio wyjdzie, a i tak wiem, że u mnie szamponetki trzymają się 2-3 x dłużej niż mówi producent. Tutaj kolor bardzo świeży, teraz odrobinę się spłukał, bo pierwsze mycie za mną. Musiałam umyć włosy po bieganiu, bo przy takim upale nieźle się spociłam. Wracając do tematu, ponoć dobrze mi w tym kolorze, w sumie mi również się podoba :)

Już trzeci dzień robiłam tę samą trasę. Luźną, niedługą, ale w połowie wiodącą przez las. Sprawdzam czas. Najpierw 22 min, później 18 min i dzisiaj 19-20 min ( nie spojrzałam w odpowiednim momencie na zegarek). 

Wczoraj też biegałam i jeszcze w badmintona grałam, a później jeszcze spacer z mamą. Nie mogłam się oprzeć bieganiu, bardzo to lubię, szczególnie po 19, kiedy w lesie przez drzewa przebijają się ogniste promienie słońca. Piękny widok. A dzisiaj miałam nie biegać, chciałam coś w domu poćwiczyć, ale później skończyło się na tym, że nic mi się nie chciało. Na szczęście oparłam się lenistwu. Zrobiłam rozgrzewkę, kilka razy machnęłam hantlami i w drogę! 
Natomiast nie mogłam się oprzeć chęci zrobienia przedbiegowego zdjęcia butów. Tak bardzo #swag :D Buty w bardzo stonowanych kolorach, w sumie dzisiaj myślę, że mogłam wybrać jakieś kolorowe, ale to i tak nie zmienia faktu, że są świetne. Bardzo je sobie chwalę, bo naprawdę dobrze mi się w nich biega. Kiedy je kupowałam, wiedziałam, że nie przestanę tak szybko biegać. Pamiętam słowa mamy przy rozmowie z ekspedientką, która również biega : " zobaczymy, mam nadzieję, że nie przestanie biegać już za tydzień". Wiedziałam, że się nie poddam, w końcu buty kupiłam za swoje pieniądze :P
Moje wczorajsze lody mmmm :) To te nowe lody Algidy, zebrowe wydanie :D Wkroiłam banana i dodałam borówek. No cudo. 
Wiecie co, nie wiem, czy tutaj należę. Chyba nie, ale wiecie co ? Chyba jest mi dobrze. Naprawdę, jest lepiej niż było :) Za dużo razy użyłam słowa "chyba", ups ;) No nic to, zdarza się. 

Powiem wam, że miałam dzisiaj taki moment, gdzie mogłabym stać w kuchni i jeść wszystko co wpadnie w ręce. Nawet poszłam dokupić mleko, żeby zrobić sobie mega słodką czekoladę do picia. Na całe szczęście skończyło się na tym, że mleko w filiżance, które zostało przygotowane do dodania czekolady, zostało wypite bez tej czekolady. Uratowała mnie kanapka z ciemnego bezwęglowodanowego chleba i żurawina suszona ( tak wiem, że żurawina to kalorie bla bla bla).

Jutro grill, za tydzień w niedziele znowu grill, a w poniedziałki ważenia. :)
Nie za dużo tu uśmieszków i w ogóle ?

Teraz już was zostawiam, dobranoc :) 




piątek, 4 lipca 2014

Lato

Na dworze gorąco, w domu również, gdzie się skryć?
Mam okropne zakwasy w udach. Wczoraj chciałam zrobić sobie lżejszy bieg, żeby zmęczone nogi, które ostatnio dawały z siebie wszystko mogły odpocząć. Zakwasy ponoć najlepiej rozćwiczyć, tak chciałam zrobić. Wybrałam krótszą trasę, ale cóż. Krótsza, więc pozwoliłam sobie biec szybciej. Czas na tej trasie poprawiony o jakieś 5-6 min. Tylu ludzi było na ścieżce. Biegali, jeździli na rowerach lub rolkach. Lubię takie dni. Wracając do tempa, pobiegłam za szybko i dostałam takiej kolki, że mało co nie fiknęłam na drodze, ale nie mogłam się zatrzymać, nie chciałam. Ucisnęłam palcem miejsce pod żebrami i lekko zawodząc biegłam dalej. Mina chłopaka na rolkach, który widział moje męczarnie bezcenna. Przypomniałam sobie o prawidłowym oddychaniu. Spokojne wdechy nosem i wydechy ustami. Pomogło.

Dzisiaj lekki odpoczynek, bo zamiast biegać, czy iść na nordic walking idę grać w badmintona z mamą.
Obiad zjedzony, a niedługo będę jeść lody z owocami. W poniedziałek ważenie. Czy się boję/martwię? Nie :) Jak dobrze jest być wolną.

Obiad był jak najbardziej zdrowy.
Domowy burger. W bułce schowany jest kotlecik ( robiony na grillu) obłożony sałatą i kiełkami oraz polany sosem zrobionym z jogurtu naturalnego, niskokalorycznego keczupu i czosnku. Wiem, że jak to zobaczycie to pewnie wasze myśli popłyną do krainy kalorii. "Ile to ma kalorii!", ale ważne, że mi z tym dobrze. Nie liczę kalorii, bo pewnie jakbym zobaczyła ostateczną ich liczbę to wpadłabym w panikę.

Trzymajcie się :*

wtorek, 1 lipca 2014

Nowy miesiąc

Dopiero co witałam czerwiec. Heh, jak ten czas szybko płynie.
Lata niestety nie widać, pogoda średnia.
W ostatnich dniach wrócił mi okres. To oznacza, że moje starania idą w dobrą stronę. Cóż, mimo tego, że w tym miesiącu okres minął inaczej niż zwykle, jakby taka wersja demo xd 2 dni i po krzyku, gdzie zazwyczaj było to nawet 5 dni.
Przez te kilka dni jadłam normalnie, starałam się nie liczyć kalorii, ale jeść tyle, by pozostać ze sobą w zgodzie. Nie jest łatwo, bo coś w głowie ciągle próbuje liczyć i mówić mi co mam robić, ale ja tego nie potrzebuję. Jakoś specjalnych ćwiczeń też nie było, ale ogólnie ruch był. W niedziele na działce pomimo brzydkiej pogody zbieraliśmy warzywa i owoce. Fajne chwile spędziłam jedząc borówki, groszek i truskawki prosto z krzaka. Wiem, że mama lubi takie dni ze mną, powiedziała mi o tym :) Jak na razie waga się utrzymuje. Chyba najpierw muszę ją ustabilizować, ponieważ tycie nie jest mile widziane. Dopiero, gdy wszystko ustabilizuje i z powrotem ogarnę to będę brać się za diety. Chociaż w sumie to nie chcę być całe życie na diecie. Dlatego to nie będzie dieta, to będzie po prostu normalny styl życia. Najpierw muszę sobie wszystko poukładać, bo ( i tu właśnie uciekła mi myśl, chyba będę żyć w niepewności, bo nie wiem co chciałam napisać). Hahah. Jednym słowem zrozumiałam, że nie chcę tak dłużej. Nie chcę na zakupach myśleć tylko o jedzeniu, kaloriach i o tym, czy i jak schudnę. Dosyć tej paranoi. Teraz będę robić wszystko dla przyjemności. Postaram się sama sobie poradzić.
Dzisiaj pod wieczór idę biegać. Będzie fajnie. Jeszcze tylko 2 piosenki na mp3 muszę przerzucić.

Nie wiem jak często będę pisać. Bywa tak, że potrzebuję czasu. To na pewno nie jest nasze pożegnanie, ale chyba będę pisać rzadziej.

Jutro idę do fryzjera. Ciekawe jak to się skończy. Wszystkie dobrze wiemy jak to wygląda, gdy się je po 300 kcal dziennie. Włosy ( i nie tylko) słabną. Kiedyś długie, gęste blond włosy, dzisiaj są bardzo przerzedzone i oklapnięte. Aż wstyd się z takimi pokazać.

Trzymajcie się.

Bilans bez liczenia kalorii:

- owsianka z odżywką białkową
-resztka kalafiora, który jadłam wczoraj
-1 naleśnik z chudym twarogiem, domowym dżemem i owocami
-banan
-gryz sałatki, 1 kanapka z ciemnego chleba bez węglowodanów z szynką drobiową i pół serka wiejskiego

Jest okej, kusi mnie, żeby policzyć . . .

Biegłam, biegłam i było cudownie. Starałam się napatrzeć na widoki. Nacieszyć się nimi, zawsze tak robię. Tak jakbym chciała się napatrzeć na zapas. Piękne zachodzące słońce między drzewami. Dzisiaj nie tylko ja korzystałam z ładnej pogody, tak tak, pod wieczór zrobiło się całkiem przyjemnie. Dużo osób biegało, jeździło na rowerze, na rolkach lub po prostu spacerowało. Ja dzisiaj biegłam z koleżanką, z którą biegałam zimą. Powiem jedno, jej wytrzymałość mocno podupadła... a może to moja wzrosła, a jej się nie zmieniła? Możliwe. W każdym razie, jestem z siebie zadowolona.

piątek, 27 czerwca 2014

No to co dziewczęta ( i może chłopcy), oficjalnie zaczynamy wakacje !

 Na początku chciałabym wam wszystkim pogratulować. Udało się nam wszystkim dotrzeć tu gdzie jesteśmy. Przebrnęłyśmy przez rok szkolny. Każda otrzymała dzisiaj podsumowanie swojej 10 miesięcznej pracy. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Przed nami 2 miesiące odpoczynku, ale nie tylko, bo pracy też. Jednak nie będziemy się musiały uczyć do szkoły, mamy teraz dużo wolnego czasu, który wykorzystamy na doskonalenie siebie. Wiem, że wiele z was ma konkretne plany na wakacje. Oby nam wszystkim się udało. Podsumowując, udanych wakacji kochane wy moje :)

Dobrze, teraz będzie przepis, który wczoraj obiecałam. Tym razem wersja z jabłkiem.

Składniki:
-1 jabłko
-1 jajko
-2 łyżki płatków owsianych
-2 łyżki otrębów owsianych
-2 łyżki mąki pszennej ( jeśli nie jesteście przekonane, użyjcie innej)
-1 łyżeczka proszku do pieczenia
-2 szczypty cynamonu

Przygotowanie:
Jabłko obierz i zetrzyj na tarce. Dokładnie wymieszaj z pozostałymi składnikami. Smażyć można na tłuszczu, ale i bez też. Ja wybieram opcję bez tłuszczu :)

Szybkie i zdrowe. Kalorie 334 kcal na całość.


Wydawało mi się jakby zakończenie roku ciągnęło się w nieskończoność. Nie zrobili gimnazjalistom osobnego zakończenia, więc pożegnanie klas 3. bla bla bla. 3A, 3B, 3C, 3N. A moje plecy wręcz błagały o litość. Mam to po mamie, postoję trochę i czuję jakby ktoś mi obił krzyż kamieniem. Moja mama ma między kręgami jakieś nieprawidłowości i mimo, że nie wpływa to jakoś znacznie na życie, to na pewno go nie umila :) Obym mogła tego jak najdłużej unikać.

Bilans:
-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-owsianka 270 kcal
-pomidorowa z makaronem 150 kcal + jabłko 40 kcal = 190 kcal
-jajecznica z 2 jajek ( smażona bez tłuszczu) z przyprawami z suszonych pomidorów i bazylii + 2 wafle ryżowe z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor i kiełki 220 kcal
-pudding

Razem: 1300 wow, nawet nie tak bardzo dużo

Dzisiaj leniuchowanie w domu, zaraz tylko wynurzę się, żeby pójść wyrzucić śmieci. A jutro jestem umówiona na 13 z dziewczynami ze starej klasy gimnazjalnej. Rok temu pożegnałam się z moją całkowicie żeńską klasą. Jutro kilka osób ( w tym ja ) umówiło się na spotkanie. Będzie fajnie? Oby, bo boję się, że będziemy jeść, a ja nie jestem jeszcze na to gotowa.

Poza tym, ostatnio jadłam tyle produktów bogatych w błonnik, że wszystko ruszyło : O Czyżby metabolizm w końcu miał szansę troszkę ruszyć?

Ćwiczenia:
- skalpel z Ewą Chodakowską

Po dokładnie 13 minutach stwierdziłam, że wyłączam to, "pieprzyć to, wyłączam, nie dam rady, nie chce mi się", a potem tak na przekór sobie, zrobiłam trening do końca. Stwierdziłam, że będzie ładnie wyglądał w podsumowaniu dnia, więc w sumie nie zrobiłam tego z rozsądku, czy coś. Po prostu chciałam mieć ładny dzień, ale potem też okazało się, że chciałam sobie udowodnić moją siłę. Skoro już to włączyłam i zaczęłam, to mam zamiar to dokończyć!

Dzisiaj od rana jestem sama w domu. Lubię tak sama się oporządzać. W końcu to ja decyduję co i jak ugotuję, co i kiedy posprzątam. Chociaż ze sprzątaniem u mnie słabo xd
Mimo to skusiłam się na posprzątanie szafy. Wyrzuciłam kilka ubrań, bo stwierdziłam, że i tak tego nie noszę i szybko o tym zapomnę.

Trzymajcie się :*
Podziwiam was, że dajecie radę czytać to co ja tutaj piszę :D

PS. Dodam, że przy ćwiczeniach bardzo aktywnie towarzyszył mi kot. Kiedy leżałam na podłodze wykorzystał to i obcałował mnie z każdej strony.

Muszę to napisać, ponieważ inaczej źle bym się czuła. Właśnie sobie siedzę i jem pudding dietetyczny. Dodatkowo zamiast mleka 3,5 % :O Użyłam 1,5 % i dużo mnie cukru. Ale do rzeczy. Tak sobie siedzę i jem i wmawiam sobie, że jestem zdrowa, jest dobrze. Jutro i tak poćwiczę, więc nie utyję. Powtarzaj : jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, jesz normalnie.
Czasem brakuje mi takich wieczorów, gdy oglądam sobie film i jem sobie budyń :3 Harry Potter on, old times on :) Czuję się jak kiedyś, tyle że dzisiaj jest inaczej. Jestem szczupła. Czy już można to nazwać normalną, średnią sylwetką? Chyba tak. Nie jestem już tą samą wręcz otyłą osobą.
Brzuszek pełny. Tak to ten sam, który wiele razy głodował. To ten, który jest już tak bardzo przyzwyczajony do stanu głodu. Obiecuję mu, że postaram się, żeby już nigdy nie musiał przechodzić tego co dotychczas.


czwartek, 26 czerwca 2014

Dzisiaj rower z przygodami

Dzisiaj dzień był obfity w atrakcje. Rano zakupy w centrum handlowym. Dzisiaj mama kupiła mi już kurtkę na jesień. Bardzo mi się podoba i była przecena. Kurtka kosztowała 110 zł mniej. Mam jeszcze kilka innych rzeczy, ale najważniejsze, że dostałam stanik do sukienki bez pleców.
Gdy wróciłam zrobiłam sobie drugie śniadanko, poszłam z mamą też na zwykłe codzienne zakupy, ponieważ trzeba było uzupełnić lodówkę na weekend, bo mama będzie zajęta i nie będzie mogła nic w domu ogarnąć.

Poszłam z przyjaciółką na rower. Jeździłyśmy jakieś 50 minut. Trasa prowadziła w 90% przez las. W lesie napotkałyśmy dzika... Jadę sobie wąziutką ścieżką, przebijam się przez gałęzie, gdy nagle jakieś 20 m przede mną widzę podrywającego się na nogi dzika. Zatrzymuję rower z wrzaskiem i staję jak wryta. Na całe szczęście dzik uciekł w krzaki, ale przez głowę już zdążyło przewinąć się 1000 myśli. "Co teraz,a jak za nami pobiegnie?". Całe szczęście, że tak nie było. Z nerwów ręce mi się trochę trzęsły, ale wsiadłyśmy na rower i jak najszybciej odjechałyśmy stamtąd. W końcu dotarłyśmy do domu, odniosłyśmy rowery i wyszłyśmy na prawie godzinny spacer. Pogoda w końcu całkiem ładna, więc trzeba było korzystać. Było miło :) Nie zdziwcie się, że kalorii dzisiaj więcej, w sumie jest mi z tym dobrze. Pokuszę się o stwierdzenie, że u mnie chyba coraz lepiej. Chodzi mi o tę sferę psychiczną, a dokładniej chodzi mi o problem z jedzeniem. Ale, tak czy siak, dzisiaj jadłam zdrowo, więc bilans nie jest zapełniony byle jakim jedzeniem.

Mam nowy przepis na placuszki, dzisiaj go nie podam, bo szczerze mówiąc nie chce mi się wstać po zeszyt, musicie mi wybaczyć ;) Jutro podam. Słowo harcerza, chociaż nim nie jestem :D

Bilans:
-owsianka z dodatkiem miodu 270 kcal
-pół serka wiejskiego z dod. szczypiorku, dwa wafle chrupkie obłożone drobiową szynką z pomidorem 160 kcal
-3 placuszki, tylko jeden z nich z odrobiną miodu 170 kcal
-banan 114 kcal
-2 placuszki na sucho i owsianka 360 kcal
-podjadanie suszonej żurawiny 100 kcal

Razem: 1 174 / teraz w drugą stronę. Rok temu próbowałam zejść poniżej takich wartości, a teraz próbuję się na nie zdobywać :)

Dzisiaj to ja szykowałam mojej przyjaciółce kolację. Mam nadzieję, że była szczera i naprawdę smakowały jej placuszki ( placki są z dodatkiem jabłka) z dżemem domowej roboty :)

Jutro przychodzi po mnie o 09:30 i idziemy na zakończenie roku szkolnego. Jak dobrze jest ją mieć. Tak w ogóle, to wiecie jakie ona robi piękne fryzury? Korony z włosów, powywijane dobierańce, różne koczki itp. itd. Nawet nie potrzebuje niczego specjalnego. Daje się jej grzebień, gumkę, kilka wsuwek i gotowe.

Ćwiczenia:
-jazda na rowerze ~ 50 minut
-spacer ~ 60 minut

Trzymajcie się kochane :* Oby u was też było dobrze.

środa, 25 czerwca 2014

Jest okej + kolacja mistrzów :D / znowu długo

Dzisiaj ogółem dzień w porządku, oprócz małych incydentów. Moje rozchwiane emocje wcale mi nie pomagają! Raz radość potrafi mnie wręcz rozpierać, żeby za chwilę wybuchnąć gniewem, a po gniewie przychodzą łzy. Łzy, zupełnie jakby tylko czekały, czaiły się na odpowiedni moment, by ukazać wszystkim moje słabości.

Wizyta w hospicjum zaliczona. Chyba zapiszę się na październikowe szkolenie i zajmę się wolontariatem hospicyjnym. Naprawdę to rozważam, chociaż boję się, że gdy pójdę do jakiegoś dziecka do domu, to się przestraszę i nie będę potrafiła tam wrócić. Przecież ani dla mnie, ani dla dziecka nie byłoby to miłe.

Mówiłam, że poszukiwania pracy słabo wyglądają? Mimo tego, że ja się już w sumie poddałam, to moja babcia nadal walczy. Wczoraj zadzwoniła i powiedziała mi, że jutro idzie z moim CV do jednej kawiarni, bo wracała z pracy i zobaczyła ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników. Weszła bez CV, tylko porozmawiała. Dostała odpowiedź, że ludzie skontaktują się z kierowniczką i spytają się jej, czy w ogóle oni mają prawo zatrudniać osoby nieletnie. Dzisiaj właśnie miała donieść CV.

Mama kupiła mi "przepiśnik". Pewnie te z was, które to widziały to wiedzą o jakim sklepie mówię, bo ja tu nie chcę robić żadnej reklamy. Dobre na wyjazdy, kiedy nie za bardzo mamy dostęp do internetu. Ja wzięłam wersję "FIT", więc mam tam podstawowe ćwiczenia, tabelę spalania kalorii i wiele innych. Jest dużo miejsca na nasze przepisy, a obok nich jest miejsce na zapisanie kaloryczności. Na samym końcu jest 60 kartek takiego jakby dziennika, w którym możemy zapisać swoje ćwiczenia i spalone kalorie oraz to co zjadłyśmy. Mam nadzieję, że to się u mnie sprawdzi :) Szczególnie, że w wakacje będę pewnie wyjeżdżać, a przecież nawet na wyjeździe można i nawet trzeba się pilnować. Może nie tak rygorystycznie, ale przecież żadna z nas nie chciałaby wrócić z wakacji z dodatkowymi kilogramami. Ach, dodam, że w zeszycie są fajne naklejki z motywacyjnymi hasłami :D Może podam wam te hasła na końcu notki?

Ach, jaki ja mam dobry kontakt z mamą. Cieszy mnie to :) Zawsze znajdujemy dla siebie czas, chociażby to miało być 40 minut podczas zwykłych codziennych zakupów, to zawsze to wykorzystujemy. Dzisiaj po obiedzie poszłam do niej z tekstem "wiem, że z tym twoim rowerem nie chciałoby Ci się, ale może byś ze mną poszła pojeździć?". Na co ona odpowiedziała, że to bardzo dobry pomysł :D Poszłyśmy. Niestety nie wiemy co jest z tym rowerem nie tak, ale jazda na nim to jak za karę. W ogóle nie przyspiesza i nawet jadąc z górki zwalnia! Przejechałyśmy się, więc trochę po lesie i po naszym miasteczku. Zajęło nam to jakieś 40-45 minut. Jechałyśmy spokojnie, bez żadnego zbędnego narzucania tempa. Liczyło się to, że spędzamy czas razem, aktywnie i na świeżym powietrzu.

Na obiad zjadłam pyszne placki owsiane kakaowo-bananowe. Niech was nie zwiedzie ich nazwa. Są bardzo mało kaloryczne, co mnie naprawdę zdziwiło. Myślałam, że będę musiała policzyć sobie za nie co najmniej 400 kcal. Z ciekawości policzyłam kalorie z użytych składników. Wyszło mi, że cała masa na te placki ma 362 kcal. Wyszło mi 8 placuszków. Zjadłam 3 z dodatkami. Jakie to było miłe zaskoczenie, zjadłam tylko jakieś 250 kcal. Jaka ja zadowolona byłam.
Przepis znalazłam na jakiejś stronie, czy blogu. Przepraszam nie pamiętam, ale zapisałam go sobie, więc wam podam. Od razu mówię, że bardzo szybko się je robi.
Składniki:
-1 jajko
-2 łyżki jogurtu naturalnego
-2 łyżki płatków owsianych ( nie trzeba namaczać)
-1 łyżka mąki, najlepiej pełnoziarnistej
-szczypta proszku do pieczenia
-szczypta cynamonu
-1 średni banan
-1 łyżeczka kakao
Wykonanie:
Rozgnieć banana na papkę. Dodaj jogurt i jajko, wymieszaj. Dosyp mąkę, płatki owsiane, proszek do pieczenia, cynamon i kakao. Wymieszaj wszystko, aż składniki się połączą. Oczywiście zostaje tylko je usmażyć :)
*Ja smażyłam na teflonowej patelni bez dodatku tłuszczu. Tłuszcz na patelni, podwyższa kaloryczność.
Bardzo dobrze smakują z łyżeczką dżemu bądź z łyżeczką miodu. Jak kto lubi.
+Nie bójcie się banana i jego kalorii, bo jest to owoc, który dostarcza wielu witamin i zawiera mnóstwo potasu. Dobre dla biegaczy i ogólnie dla sportowców. Pomaga w zapobieganiu skurczom mięśni.

Czytałam, że na kolację zaleca się jedzenie białka. Warto przypilnować, by kolacja miała mało tłuszczu i znikome ilości węglowodanów. Wiecie, że białko jest istnym pogromcą tłuszczu? Dlatego im ciało bardziej umięśnione, tym mniej otłuszczone, bo mięśnie, które są zbudowane głównie z białka pożerają nasz tłuszcz i pozwalają nam pozbyć się go na dobre.

Bilans + zdjęcie

-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-pół serka wiejskiego i dwa wafle ryżowe, jeden z almette i pomidorem, a drugi z polędwicą drobiową i pomidorem 177 kcal
-3 placki owsiane kakaowo-bananowe, dwa z łyżeczką dżemu i jeden z miodem 250 kcal
-porcja galaretki agrestowej + wafel ryżowy z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor 100 kcal
-1 jajko na miękko ( jedzone bez żadnej soli ani nic) + 2 wafle ryżowe z polędwicą i pomidorem na to 134 kcal

Kiedy wpisałam w wyszukiwarce "co zjeść na kolację" i naczytałam się o tym białku i poczytałam o tym co proponują, by zjeść, to od razu sięgnęłam po jedzenie bogate w białko. Dlatego napisałam "kolacja mistrzów". Jajko, wiadomo, dużo białka. To samo drób. Nawet mam dla was zdjęcie. Z góry przepraszam za jakość. Rolety były zasłonięte, bo słońce mnie raziło i robiłam zdjęcie na szybko, bo mama ciągle chodziła po domu i zaraz,by zobaczyła, że siedzę i fotografuję jedzenie...

Co do ćwiczeń:
-45 minut jazdy na rowerze
-10 x na rękę rozciąganie ramion
-10 skłonów
-20 squatów
-5x na nogę przyciąganie stopy do pośladków
-20 x na nogę leżąc na plecach pulsowanie nogi góra-dół 
-60 brzuszków
-10 x ćwiczenie z hantlami
-oddechy

A teraz dziękuję za waszą uwagę, życzę dobrej nocy i ogólnie trzymajcie się kochane :*

wtorek, 24 czerwca 2014

Słodycze, tyle słodyczy, całe opakowania słodyczy mmm

Cała paczka kruchych ciastek polanych czekoladą, herbatniki w czekoladzie i tabliczka czekolady z orzechami. Pychota.
Ale chyba nie myślicie, że to wszystko zjadłam, prawda? Bo co by to oznaczało? To by oznaczało, że moje wczorajsze ogłoszenie mogę sobie w buty co najwyżej wsadzić.
Byłam sobie z przyjaciółmi na dworze i nagle, dzika myśl, chcę czegoś słodkiego, teraz! Idziemy do sklepu, po drodze biję się z myślami "przecież 64 kilo to nie jest zła waga, nic się nie stanie jak coś zjem, mam taką ochotę". Idziemy i nagle w moich myślach odezwała się ona, nie wiem kim jest, myślę, że to dążąca za wszelką cenę do celu wersja mnie, ukryta gdzieś w najdalszych czeluściach umysłu część mnie. Ona zaczęła mi mówić, że przecież obiecałam sobie. No, ale ta druga odpowiada "przecież chcesz być zdrowa, możesz jeść słodycze 2 razy w tygodniu", "tak chcę i mogę jeść te słodycze, ale nie chodzi o to, by się nimi napchać aż po same uszy!". Jesteśmy w sklepie, przy półce ze słodyczami. Z jednej strony mam tak wielką ochotę, a z drugiej nie chcę się tym wszystkim opychać. Stoimy w kolejce z paczką ciastek, paczką herbatników i czekoladą.Nie mogę się doczekać aż za nie zapłacę i zjem. Przyjaciele mnie przekonują, że mogę zjeść, ale ja nie chcę. Wychodzimy ze sklepu i stwierdzam, że nie zjem tej góry czekolady. Mówię do nich " może wy to zjecie, a ze mną pójdziecie do domu po mojego Grześka bez czekolady". Poszli ze mną. Zjadłam pół. Wiem, że mogłam w ogóle go nie ruszać, ale nie mogłam, lepiej zjeść pół tego Grześka ~ 70 kcal, niż nawpierdzielać się tej czekolady, która była tak blisko mnie. Szczerze mówiąc, to uważam, że ten Grzesiek mnie uratował. Wiem, że to moja wina, bo przed wyjściem z domu zjadłam samo jabłko. Szybko zostało spalone, spadł cukier i przyszła ochota na słodycze. Czemu mój zdrowy rozsądek przysłoniła ta dzika chęć zjedzenia jak najmniejszej ilości? Mam karę, na całe szczęście siła została. Nie mogłam was zawieść, przecież doskonale wiem, że we mnie uwierzyłyście i nie mogłam wam tego zrobić.

Jutro o 10:00 muszę być w szkole. Jadę z wolontariatem na przekazanie zebranych pieniędzy. Przekazujemy je naszemu szczecińskiemu hospicjum. Może kwota nie jest jakaś oszałamiająca, ale wiadomo, że w takich miejscach każda złotówka się liczy.

Bilans:
-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-mały filet z kurczaka w przyprawach (zgrillowany) + sporo sałatki 350 kcal
-jedna miechunka 10 kcal (znalazłyśmy z mamą nowość w sklepie i po przyjściu do domu chciałam spróbować)
-jabłko 40 kcal
-pół Grześka 70 kcal
-porcja galaretki agrestowej (czy to się liczy jako typowe słodycze?) 70 kcal + mały wafel ryżowy z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor 30 kcal

Razem: 810 :)
Aaaj, czuję, że dobrze wybrnęłam ze słodyczowego kryzysu.
Hmmm... coś jeszcze chciałam napisać, ale wypadło mi z głowy chociaż myślałam o tym dosłownie minutę temu. Co to oznacza? szykujcie się na edycję tej notki :P

Ćwiczenia ( czuję zakwasy po tych hantlach o.O)
- 20 x rozciąganie ramion ( po 10 na jedno)
- 20 przysiadów
- po 10 x na nogę w pozycji jak do pompek wypychanie jej góra-dół
- po 5 x na nogę przyciąganie stopy do pośladków
- 10 x w siadzie prostym rozciąganie
- 20 x z hantelkami
- po 20 x na nogę leżąc na plecach pulsowanie góra-dół
- po 20 x na nogę leżąc na boku i podpierając się pulsowanie nogą
- 50 brzuszków
- po 10 na nogę rozciąganie
-oddechy

Tak bardzo obrazowo to opisuję, że na pewno wiecie o co chodzi (nutka ironii) :D

Nie napiszę jeszcze pożegnania, bo pewnie mi się coś przypomni.


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Ogłoszenie

Coś czuję, że niedługo będziecie miały mnie dosyć. Te moje notki, edytowane setki razy, a teraz jeszcze druga notka w ciągu jednego dnia! Ale co mi tam, jest coś czym chcę się z wami podzielić.

Czuję, że w końcu odzyskałam to, czego tak bardzo potrzebowałam. Dziwne uczucie, ciężkie do opisania, ale wiem, że znowu mam motywację, wkręciłam się w odchudzanie, moje ciało znowu podjęło walkę, a moje myśli nie kręcą się wokół jedzenia. Znowu mam tę siłę i potrafię odmówić jedzeniu. Posiłki nie są dla mnie najważniejszym dobrem czy potrzebą najwyższej rangi. Nie czekam na nie jak na zmiłowanie odliczając każdą minutę. Czuję, że dam sobie radę. Ach, długo mi to zajęło. Odszukanie mojej siły, długa podróż za mną, ale udało mi się ją zawołać na tyle głośno, by to usłyszała. Ba! Usłyszała i posłuchała się mnie, wróciła. Próbuje się jeszcze szarpać, ale nie mogę jej znowu stracić. U góry macie zakładkę z moimi zasadami.

Wiecie co mi pomaga? Tak zaczynałam. Nie liczyłam kalorii i nie obmyślałam posiłków dzień wcześniej, czy z rana, bo to powodowało, że moje myśli ciągle krążyły wokół tego jedzenia, a wiadomo, nie jest łatwo, jedzenie kusi i kiedy nasze myśli ciągle wokół niego krążą, rozmyślamy o tym co zjemy, kiedy zjemy, kiedy w końcu miną te cholerne 3 godziny do następnego posiłku, to łatwiej o napad. Dlatego ostatnio najpierw sobie spokojnie jem. Staram się, żeby w dzień nie zjeść dużo, żeby wieczorem przy podliczaniu nie było rozczarowania i jak dla mnie, to taka metoda zdaje egzamin. Na bieżąco tylko podliczam kalorie tak na oko, żeby nie przesadzić i jest dobrze :)
 Taaaak, nawet nie potrafię opisać tego co czuję, co się czuje kiedy wraca do nas siła, ale wiedziałam, że zawsze po deszczu wychodzi słońce. Tak jest u mnie, po zastoju w diecie, nagle ruszam, wraca motywacja. Wcześniej, czy później, nieważne ile to zajmuje, to po prostu wraca, bym mogła walczyć dalej.

Oby wasza siła nigdzie nie uciekała, obyście nie musiały tak za nią gonić jak ja ostatnimi czasy, ale wiedzcie, że jeśli już wam zdąży umknąć, to w końcu wróci, najważniejsze jest, by się nie poddać, poczekać na nią lub jeśli oczekujemy satysfakcjonujących efektów, pognać za nią i złapać.

Wiecie, że to Wy mi pomogłyście? Wasze sukcesy mnie motywują. Cieszę się z wami, gdy idzie wam dobrze. Jest mi przykro, gdy macie gorsze dni. Zupełnie jakbym współodczuwała :o

Dobranoc :*

Podsumowania / sądzę, że będzie długo + bilans


Już chyba oficjalnie mogę powiedzieć, że kończę ten roczny program u dietetyczki. Jadę jeszcze dzisiaj do niej po skierowanie do szpitala na końcowe badania.
Wiecie co, właśnie przeglądam mój 1. zeszyt, który robił wtedy za mojego bloga. Pierwszy wpis 19.02.2013. To wtedy stanęłam na nogi i tak naprawdę zaczęłam coś robić. W Święta 2012 zawaliłam, a w lutym postanowiłam się nie poddać. Moim celem z tego dnia było 60 kg, czyli  blisko mi już do tego. Ile to czasu minęło. Waga z tamtego dnia to : 91,1 kg. Byłam taka zmotywowana i mimo tego, że wiedziałam, że przede mną 30 kg. Wiedziałam, że będzie ciężko, a cel wydawał się taki odległy, czułam się jakbym nigdy nie miała zejść do tych 60 kg. Skoro wtedy nie bałam się tych 30 kg (... a może się bałam? ale strach nie spowodował, że nie wzięłam sprawy w swoje ręce.) i dałam radę, to czemu teraz, tutaj gdzie dotarłam, miałabym sobie nie dać rady z tymi 4 czy 5 kg? Zwykłe marzenie stało się rzeczywistością. Znalazłam w zeszycie mój 1. bilans. Wiecie ile policzyłam sobie za miskę płatków kukurydzianych z odrobiną cukru? 600 kcal... Hah, jak ja wtedy mało wiedziałam o tym. Liczyłam to wszystko na oko, bo albo coś było podane na opakowaniu, albo sama kombinowałam ile to może mieć.

Wtedy dopiero planowałam schudnąć, miałam za sobą pierwsze 4 kg. Jak się schodzi z takiej wagi to pierwsze kilogramy spadają bardzo szybko, ale nie bardzo to widać. Wiecie, że wstydziłam się powiedzieć mamie o tym, że się odchudzam? Ćwiczyłam po kryjomu, nasłuchując przez zamknięte drzwi od pokoju, czy nikt nie idzie. W sumie to mama dowiedziała się o diecie dopiero jakieś pół roku później u dietetyczki. Pamiętam 1. kontrolę u dietetyczki. Od razu 5 cm mniej w pasie, jakież to było dla wszystkich zdziwienie, lekarka mierzyła mnie kilka razy, by się upewnić.

20.02.2013
Moim największym marzeniem było jedzenie bez problemu poniżej 1000 kcal. Tak bardzo zmotywowana.
21.02.2013
Waga zeszła do 90,4 kg. Czekałam tylko na 8 z przodu.
22.02.2013
1. raz odmówiłam pączka. Hahahahah, pewnie się śmiejecie z tego, że "takie ogromne wydarzenie" mam zapisane w pamiętniku. Nie martwcie się, ja też. Pamiętam to jak dziś. Ksiądz, z którym przez rok mieliśmy religię musiał odejść od nas ze szkoły i na pożegnanie przyniósł dla całej klasy KARTON PĄCZKÓW. Oddałam koleżankom moje i powiedziałam, że nie lubię pączków z dżemem. To był mój pierwszy raz kiedy zjadłam mniej niż 1000 kcal.
23.02.2013
Drobne załamanie.
24.02.2013
Zakupy, kupiłam wtedy spodnie w rozmiarze 46. ..... Bardzo chciałam się już mieścić w 44. Ubrania stawały się już odrobinę luźniejsze, ale to 90 kg wtf.
8.07.2013
Wtf wtf wtf co to miało być, taka długa przerwa. Doszłam do wagi 88-89 kg. Byłam po miesiącu chodzenia na fitness. 4-5 x / tyg. Jeszcze nigdy nie czułam takich zakwasów jak po tych zajęciach. Pamiętam jak śmiałam się z koleżanką, że marzę o tym, żeby już na tyle się rozćwiczyć, żeby wychodzić z zajęć bez bólu. Pod koniec miesiąca się udało, wychodziłam z treningu i mało co mnie bolało :)
Dzisiaj chyba nie mogłabym zostawić wszystkiego na tak długo jak zrobiłam to wtedy.
10.07.2013
Ważyłam 87 kg. Tutaj jest ostatni wpis w zeszycie, później przeniosłam się do nowego zeszytu, chyba już nie będę pisać tego tak jak przed chwilą, ale spojrzę jeszcze jak to wyglądało z wagą.
Mój koci przeszkadzacz wkracza do akcji.
Styczeń 2014
Moim noworocznym postanowieniem było zobaczenie 7 w przodu. Udało się !

KONTYNUACJA PÓŹNIEJ
niestety kot mój kochany leży na klawiaturze i nie da się już pisać

Ok, dalszej przeprawy przez pamiętniki nie będzie, może kiedy indziej.

Lekarka oczywiście nie byłaby sobą gdyby mnie jeszcze nie zważyła i nie zmierzyła...
Tak więc w pasie tyle co przy ostatnim mierzeniu 77,5 cm :c
W biodrach -2 cm od ostatniego mierzenia, czyli mam 94 cm. :o

Duże mam wymiary niestety, a babka mi powiedziała, że już niby nie muszę schodzić z wagi.

Dzisiaj sporo łażenia, bo autobusy brzydko mówiąc mnie wkurwiły. Miałam mieć autobus 11:51, 11:48 stoję sobie na przystanku, 12:05 nadal na przystanku, w końcu się zdenerwowałam i poszłam na inny przystanek, który był naprawdę daleko od tego, na którym byłam. Przejście zajęło mi ok. 20 minut. 12:26 idealnie, przyszłam dosłownie minutę przed autobusem, udało się. Jadę moment i co? Wsiada taka jedna dziewczyna z koleżanusiami. Długa historia, ale baaardzo się nie lubimy, ale ona to typowy "gimbus" i szczerze mówiąc patologia. Nawet nie wiedziałam, że taką celebrytką jestem.Zdjęcia mi robiły o.O Mam nadzieję, że dobrze się bawiły śmiejąc się ze mnie i robiąc zdjęcia :) Szkoda, że ta dziewczyna, o której mówię jest grubą, zapryszczoną beczką, życzę jej powodzenia, bo jest tak okropna, że nawet wstydzi się dodać własnego zdjęcia na fb. Przecież nie musi! No tak, ale jak swojego nie dodaje, to niech nie dodaje zdjęć innych ludzi śmiejąc się z nich. Nie mówię tu nawet o sobie, bo mojego by się nie odważyła dodać na fb, ale widziałam jak dodawała zdjęcia innych grubszych koleżanek i się z nich śmiała... dobre sobie! Mogłaby spojrzeć w lustro i się trochę pośmiać. Taak, zepsuły mi humor, ale próbowałam siebie przekonać, że nie są one warte tego, żebym miała zły humor, nie są warte tego, żeby moja samoocena poleciała w dół. Wysiadłam z autobusu, przesiadłam się w tramwaj, a one za mną . .. Dobrze, wysiadłam sobie przy szpitalu, one na szczęście już nie. W gabinecie pani do mnie "ale nie głodzisz się za bardzo? mam nadzieje, że zachowujesz rozsądek" Ależ oczywiście, że się nie głodzę i zachowuję rozsądek :) Pada pytanie o okres, coś tam kręcę. Dostaję skierowanie i papa. 14.08 na dwa dni idę. Szczerze mówiąc rok temu jak zaczynałam to myślałam sobie, że jak zrzucę 10-12 kg to będzie dobrze, ale 23 kg, to mnie nawet cieszy :)
Eh, nadal się czuję jakbym ważyła te 90 kilo. Przypominam sobie różne sytuacje i zastanawiam się jak ohydnie musiałam wtedy wyglądać, jak ludzie mogli się wtedy ze mną zadawać? Mam czasem takie momenty, szczególnie, gdy jestem wśród ludzi, że znowu czuję się taka ogromna, wielka, no potwór. Zmieni się to kiedyś?


Szybko bilans podaję:
-pół serka wiejskiego 101 kcal + 2 x chrupkie z polędwicą drobiową z warzywami 47 ~ ok. 150 kcal
-jabłko 40 kcal
-makaron z warzywami i kurczakiem 350 kcal
-owsianka malinowa fitella 170 kcal
-jedno jajko gotowane + 2 x chrupkie z polędwicą drobiową bla bla i na to pomidor 130 kcal

Ćwiczenia:
-20 x rozciąganie ramion ( po 10 na ramie)
-20 x przyciąganie stopy do pośladków ( po 10 na noge)
-20 przysiadów
-15 skłonów
-30 x na noge, leżąc na boku pulsowanie nogą góra-dół
-20 x leżąc na plecach ćwiczenia z hantelkami ( po 2 kg jeden)
-wymachy nogami będąc na kolanach i w podparciu rękoma po 20 na nogę
-50 brzuszków
-leżąc na plecach pulsowanie nogą góra-dół po 25 x na noge
-rozciąganie nóg po 13 x na nogę ( tak jakoś nieparzyście wyszło xd)
-no i te oddechy, czyli chłodzenie

Jutro jeszcze tylko w szkole obiegówkę podbić w paru miejscach i wakacje ^^

W sumie i tak juz praktycznie nikogo w szkole nie ma, kolezanka byla to powiedziala, ze nauczycielka powiedziala, ze oni juz nie wpisuja nieobecnosci ani nic, bo dzienniki już podliczone i zamknięte... w sumie to ja właśnie z ta kolezanka podliczalam wszystkie godziny w naszym dzienniku, wiec wiem :D

Trzymajcie się