czwartek, 31 lipca 2014

Zmęczona

Czym? Nie wiem, po prostu czuję jakby dzisiaj upłynęła ze mnie cała energia.

Właśnie schnie mi pierwsza warstwa lakieru na paznokciach :3

Byłam dwa razy u dziadka (blisko mam), w sklepie z mamą,sama też byłam, bo poszłam do sklepu kosmetycznego,również na spacerze z przyjaciółkami,zrobiłam dżem z działkowych brzoskwiń, dodałam do niego dodatkowo cynamonu i łyżeczkę cukru wanilinowego oraz zamiast 0,5 kg cukru jak pisali w przepisie 4 łyżki, a owoców było baardzo dużo, więc ta ilość cukru jak na tyle owoców jest całkiem znośna. Nie siedziałam cały dzień wgapiając się w komputer, więc chyba jest okej. Wow, tak bardzo poprawność gramatyczna.

Bilans:
-owsianka 211 i średni banan 114
+jedno winogrono i czubek łyżki dżemu zrobionego wczoraj 50
-100 g serka wiejskiego 94, dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 , kiść winogron 100
-2 pulpeciki z sosem ( z wczoraj), ziemniak i ogórek gruntowy 205
-2 wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 , serek wiejski lekki 120, trochę fasolki-niestety z bułką tartą, ale nie było jej dużo 100 kcal ~280
*Podczas robienia dżemu próbowanie go, żeby wiedzieć co ja w ogóle czynię :) 100

Razem : 1210 kcal

Droga  Hano Kaosu, pisząc owsianka z odżywką miałam na myśli odżywkę białkową w proszku, którą rozrabia się z mlekiem. Dostępne są różne smaki np. waniliowy, który jak sądzę z wanilią niewiele ma wspólnego, ale smak jest :)

Lecę kończyć z paznokciami, trzymajcie się :*

środa, 30 lipca 2014

#85

Pożegnanie dziadka, wróci za 10 miesięcy. Takie życie.
Aleeee mimo tego, że dzisiaj główną rolę grało ciasto i wafelki, nie dałam się. Okropnie mnie kusiły, ale nie zjadłam nic słodkiego. Muszę jak najdłużej dać radę i się powstrzymywać.

W sobotę jadę z mamą na Woodstock. Spotkamy się z bratem i jego dziewczyną ( oni są tam już od wczoraj) i wszyscy zabierzemy się razem do domu. Brat w niedzielę wróci do Warszawy i będzie ok. Niestety następny raz, kiedy się spotkamy, to będą Święta w grudniu. No chyba, że coś się wydarzy i do spotkania dojdzie wcześniej. Fajnie by było :)

Ogromna i długa burza przeszła dzisiaj nad moim miasteczkiem. Zaliczyłam bieg ( krótki ;p) do domu, bo uciekałam właśnie przed deszczem. Tak się złożyło, że jak byłam z mamą na zakupach  i miałam parasol, to tylko delikatnie kropiło, ale jak wyszłyśmy z mamą coś dokupić i wyszłyśmy bez parasola, to lunęło.

Bilans:
-owsianka z odżywką i kilka plasterkami banana 370
-100 g serka wiejskiego 94 kcal, dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 56 kcal i jeden ogórek gruntowy z działki 5 kcal = ok. 160 kcal
-2 małe pulpeciki z indyka, trochę sosu pomidorowego i jeden ziemniak ok. 200 kcal
-owsianka z kilkoma plasterkami banana 250 kcal
-trochę winogron

Razem: ok. 1000 kcal

Jest dobrze :)

Trzymajcie się :*

wtorek, 29 lipca 2014

#84

Nie mam już pomysłów na tytuły.

Wczoraj zły dzień, z babeczkami na pierwszym planie. Prawie dobiłam do 2000 kcal. Jak to jest. Ja mam tak, że albo jem wszystko albo nic. Nie potrafię się pohamować. W planie była 1 babeczka, bo szłam do dziadka i dla niego je zrobiłam. Niestety, wymknęło mi się to trochę spod kontroli.

Dzisiaj już lepiej.  Chociaż miałam okropny ból żołądka. Nagły, siedziałam sobie o 15 i nagle tak mnie ścisnęło w żołądku, zrobiło mi się niedobrze. Musiałam wstać, bo na siedząco ból był nie do wytrzymania. Po czasie zaczęło przechodzić, teraz tylko zostało nieprzyjemne uczucie w żołądku. Myślicie, że to może być wynik wczorajszych babeczek? W sumie ciężko mi w to uwierzyć, bo jadłam je koło 17-18 , a dopiero dziś o 15 bolało.

Paznokcie mam tak twarde, że aż mi pękają przy mięsie. Musiałam je dzisiaj obciąć bardzo krótko... a już miałam takie ładne długie, nawet nie były porozdwajane, co u mnie jest anomalią.

Nareszcie przeszła burza. Było już tak parno, że nie do wytrzymania. Jest lepiej.

Dzisiaj sporo takiej codziennej aktywności. Mniej niż ostatnio komputera. Dużo czasu spędzonego z mamą.

Obejrzałam dzisiaj dosyć durną komedię, ale nie powiem, że nie, bo śmiałam się . Czasem potrzeba takiego resetu, posiedzenia i pooglądania głupot.

Bilans:

-owsianka 211 i arbuz 126
-serek wiejski lekki 120  i dwa wafle ryżowe z polędwicą drobiową 60
-kilka łyków mleka i mały kawałek arbuza ok. 70
-puree ziemniaczane ( 2 średnie ziemniaki, które jakoś dziwnie zmalały po tym jak je obrałam c: łyżeczka masła i 3 łyżki mleka) 184
-3 suche wafle ryżowe 57
Razem: 828 ~ 830 kcal

Puree- słyszałam, że dobre przy bólach żołądka. Wafle zjadłam, bo po rewolucjach w toalecie byłam już bardzo głodna. ( Tłumaczę się sama przed sobą... chyba).

Trzymajcie się, idę szybko wypić herbatę czerwoną i do wanny idę. Dobranoc :)

niedziela, 27 lipca 2014

Tyle czasu zmarnowane.

Tak sobie siedzę i myślę o tym, że dzisiaj mogłabym być już prawie u celu. Gdybym tylko nie przestała dążyć do tego co sobie wyznaczyłam. Nadal stoję w jednym punkcie, jutro się zważę, pewnie się załamię. Tyle czasu... Naprawdę, mogłabym być już dużo dalej, ale nie, ja nadal jestem tutaj. Patrząc na ten zmarnowany czas nie czuję się z tym dobrze.

Bilans:
-owsianka 211 kcal
-2 placki owsiane z dżemem truskawkowym ( dżem robiony w domu) 400 kcal
-3 gówniane, nic nie warte "paluszki szpinakowe" i trzy wafle ryżowe z almette ( serio aż trzy???) 250 kcal
-galaretka o smaku arbuzowym, 1 wafel ryżowy z almette, ryba (flądra), kromka ciemnego pieczywa z ziarnami i plaster nisko tłuszczowego sera żółtego (no to sobie zaszalałam) 353 kcal
 Razem: 1214, jutro musi być mniej.

Ostatnio myślałam o początkach mojego biegania. Środek zimy, SGD w trakcie, czyli jadłam do 600-700 kcal i dawałam radę. A teraz tyle żrę i nie chce mi się ruszyć dupy. Nieładnie. Bardzo brzydko.
Jak ja dawałam radę ? Nie wiem, ale w końcu przyjdzie czas, że znowu będę dawała sobie radę.

Dzisiejszy dzień znowu przewalony. Gorąco, nic specjalnego nie zrobiłam. Jedyne co, to postanowiłam przysłużyć się światu  i odkurzyłam w mieszkaniu, zmyłam podłogę i wyczyściłam wannę i umywalkę. Potem namówiłam mamę na krótki spacer po lesie, miałam ochotę po prostu wyjść.  Poszłyśmy się trochę przejść. Poszłyśmy też na cmentarz. Jak zwykle odwiedziłyśmy te same groby. Smutne jest to, że muszę odwiedzać osobę, która pomogła sprowadzić mnie na ten świat, ale w sumie to jestem na to obojętna. Już dawno wybudowałam mur, swoją zasłonę, która pomaga mi ukryć to co czuję. Moja obojętność, to jest dopiero przykre.

Na dzisiaj to już koniec, trzymajcie się :*

sobota, 26 lipca 2014

Give me the strenght

Weekend spędzam samotnie w domu, dzisiaj cały dzień przesiedziałam oglądając anime. Nie jestem jakąś fanką anime, ale czasem lubię obejrzeć. Wczoraj wróciłam do Szczecina, był po mnie dziadek, miałam iść do niego wieczorem, żeby zjeść coś ciepłego, ale ja wolałam się nawpier*alać i pójść spać. Dzisiaj jest lepiej, dzwonił dziadek, przyniósł mi owoce i trochę bigosu ugotowanego na jakimś ponoć chudym mięsie, dobry był. Muszę zabrać się do ćwiczeń, bo niestety dzisiaj cały dzień zmarnowałam na głupoty i siedzenie przed komputerem. Nazwijmy to "odpoczynkiem".

Ok, w poniedziałek wracam do rozmowy o drugim kocie. Już słyszę w głowie tłumaczenia mamy, że po przemyśleniu sprawy nie zdecyduje się na drugie zwierzę, ale cóż, porozmawiać trzeba, nawet jeśli usłyszę to czego się spodziewam, bo jednak zawsze mam 50% szansy, że może się dogadamy.

Co do kota, to mój kocur chyba naprawdę bardzo za mną tęsknił, bo nie mogę się od niego opędzić. Mimo tego, że to bardzo urocze, to mam już dosyć wpadającej do oczu i do buzi sierści.

Bilans, pierwszy raz od jakiegoś czasu liczę kalorie. Postanowiłam powoli ograniczać jedzenie, bo mimo, że bardzo bym chciała, na wzór tego co było, znowu jeść bardzo malutko, to nie mogę tego zrobić tak od razu.

-owsianka 211 kcal
-2 paski melona, 1 pasek arbuza, pół kiści zielonych winogron 410 kcal
-bigos i kromka chleba razowego z polędwicą drobiową 340 kcal
-serek wiejski light i dwa wafle ryżowe z serkiem typu almette 220 kcal

Razem: 1181 kcal

Ostatni raz jadłam o 18, nawet nie wiecie jak bardzo jestem głodna ( a może jednak wiecie).

Ok, zmykam szykować się do spania, trzymajcie się :*

czwartek, 24 lipca 2014

Chcę już do domu

Wczoraj, choć w sumie dzisiaj po północy wróciłam do Warszawy. Jutro po ósmej mam pociąg do domku. Nie mogę się doczekać. Jestem już zmęczona. Ale wyjazd był całkiem udany, zobaczyłam większość tego co zaplanowałam, ale niestety nie wszystko, bo dosłownie 1-2 dni mi zabrakło. Cóż, młoda jestem, jeszcze zdążę.W sobotę przeszłam 12 km, 6 km w jedną i 6 km w drugą stronę. W niedzielę szlak architektury Zakopanego, Muzeum Tatrzańskie i oczywiście Krupówki. W poniedziałek Morskie Oko, ponad 16 km, 8 km w jedną i drugie 8 km w drugą stronę. Deszcz, burza, nic nie było przeszkodą w dojściu do celu ! We wtorek Gubałówka, tutaj już skorzystałam z kolejki, ale nazwijmy to "szczytem Gubałówki" przeszłam jakieś 4-5 km spacerując i dotarłam do kolejki krzesełkowej na Butorowym Wierchu. Zjazd tą kolejką był o niebo lepszy niż wjazd tą zwykłą kolejką terenową do góry. Cóż, środa, czas wyjazdu, pakowanie i czas do domu. Pociąg miałyśmy późno, więc zaniosłyśmy bagaże na dworzec, schowałyśmy w przechowalni bagażu i poszłyśmy jeszcze połazić. Cały dzień lało, nie było to najprzyjemniejsze. Ok ok, pod względem organizacji wszystko było super, ale kur. ekhem, miałam nadrabiać, a ja co? No jajco, niczego sobie nie odmawiałam, jedyne pocieszenie, że dużo chodziłam. Szarlotka na ciepło? Pewnie! Naleśniki? Poproszę!

Kobieto, zastanów się o co Ci chodzi i czego Ty chcesz. Chcesz żreć, czy nie? Męska decyzja i po krzyku, ale ... ja nie wiem. Chciałabym jeszcze schudnąć, ale już nie potrafię. Ostatni rok był dla mnie bardzo ciężki, nie potrafię znowu wejść na ten ''tor'' odchudzania, chociaż wiem, że jedzenie jest tylko chwilą, tylko przez chwile jest miło i przyjemnie, a potem całe dni żałowania.

Na wadze 64,5 kg. Mam cichą nadzieję, że to wynik jakiegoś zastoju w organizmie, czy coś. Może to wina tego, że ważyłam się po śniadaniu, w koszuli nocnej, mhm, chciałabym. Zważę się w domu, przed śniadaniem, ale w sumie czego ja się spodziewam. Przez moją głupotę stało się to co się stało i muszę się z tym pogodzić i to naprawić, bo przecież mogę.

Co ja mam kupić sobie na podróż? Babcia znowu wypcha mi plecak żarciem, a ja idiotka ulegnę.Muszę znowu powoli zmniejszać ilości żarcia.

Naprawdę chętnie bym założyła nowego bloga, ale nie mogę. Nie wiem, czy w innego bloga mogłabym włożyć tyle siebie co tutaj.

Trzymajcie się :*

piątek, 18 lipca 2014

Wyjazd

Witajcie, właśnie spędzam moje ostatnie godziny w Warszawie, trwają ostatnie przygotowania do wyjazdu. Na wyjeździe raczej nie będzie możliwości liczenia kalorii, także plan jest taki, że nie przeginam z jedzeniem i dużo się ruszam. Niestety ostatnio miałam gorsze chwile w diecie, więc jak się spodziewacie będę nadrabiać w górach. To idealny moment, ponieważ jadąc w góry, zakładamy, że będziemy całymi dniami chodzić po szlakach i tym sposobem spalać kalorie.

Niedawno pisałam, że mój kot się czymś struł, niestety wczoraj znowu go wzięło, od rana źle się czuł, wiecie co się okazało? Alergia pokarmowa. Dobrze, że to nic poważniejszego. Teraz wystarczy tylko uważać na to co je i powinno być dobrze.

Wracam 25.07 w piątek, do napisania :*

wtorek, 15 lipca 2014

Dzień drugi

Witajcie moje kochane, za mną drugi dzień sgd. Poszło mi dobrze, ale niestety podczas jedzenia jabłka odskoczyły mi dwie gumeczki w aparacie (tak tak, mam aparat na zębach). Musiałam szybko wybrać się do ortodonty. Jakimś cudem przyjęli mnie natychmiast, nawet nie musialam jechac do Szczecina (nie moglam isc do mojej lekarki). Z góry przepraszam na jakieś drobne literówki, ponieważ mam świeżo pomalowane paznokcie i muszę uważać podczas pisania.

Jutro o 07:32 mam autobus do Szczecina, później chwilę po 8 tramwaj i jadę prosto na dworzec, nie zważając na pogodę jadę nad morze :D Jestem już spakowana. Niestety wracam dosyć późno i będę w domu koło 22, więc muszę też za chwilę poogarniać klamoty na wyjazd w góry. Mamy zarezerwowany naprawdę ładny pokój w domu wypoczynkowym, a w dodatku po znajomości, więc zapłacimy za tę przyjemność mniej ^^  Eh, podsumowując, czeka mnie dosyć sporo podróżowania pociągami. Sssuper...

Bilans:
Liczone-
-3 łyżki platkow fitness + 100 ml mleka 0,5 %  100 kcal
-3 kotleciki sojowe 120 kcal
-2 x chrupkie z szynką lekko wędzoną 74 kcal

Nieliczone-
jabłko
warzywa do obiadu
2 plasterki pomidora i kiełki na ''kanapkach''

294/300 ~ 300/300

Trzymajcie się :*


poniedziałek, 14 lipca 2014

Góry

Okazało się, że zamiast na mazury od razu jedziemy w góry. Cóż, w czwartek już wyjeżdżam do Warszawy, a stamtąd dalej. Do Warszawy wracam w środę i tak sobie myślę, że w czwartek, najpóźniej w piątek wracam do Szczecina.

Wczoraj pokazałam mamie artykuł dotyczący wad i zalet drugiego kota, zdecydowanie więcej jest zalet. Może coś błędnie interpretuję, ale czuję, że mama jest pozytywnie nastawiona. Powiedziała też, że do dalszych rozmów wrócimy po wyjazdach, czyli pod koniec tego miesiąca. Jestem dobrej myśli, ale i tak się boję, że może mi się nie udać.

Ach tak, stwierdziłam, że chęć schudnięcia jest nadal tak silna, że wracam. Zaczęłam od razu sgd. Tym razem nie będę liczyła kalorii z owoców i warzyw, chyba że będą one głównym pożywieniem danego dnia np. tak jak dzisiaj, ponieważ dzisiaj mam dzień jabłkowy. Rano tabletka zadziałała, czysta stanęłam gotowa do walki. Jabłka mają pomóc mi posprzątać we mnie po wczorajszych słodyczach.

Bilans:
4 jabłka- 170 kcal
dwa kubki czerwonej herbaty
kilka miętowych gum do żucia
woda

W środę jadę ze znajomymi nad morze. Już wiem jak sobie poradzić, żeby nie żreć wszystkiego po kolei. Wezmę dużo jabłek i jakoś ten dzień przetrwam, a do tego jakaś kanapka, na pewno mi się uda, musi.

Chętnie założyłabym nowego bloga, wiecie, nowy start, tak jakby czysta karta, ale tutaj jest za dużo mnie samej. Nie mogę tak po prostu zostawić części mnie i pójść sobie gdzieś indziej. Wiem, że pewnie różne rzeczy sobie o mnie teraz pomyślicie, ale umówmy się, że zaczynam od nowa, bo nie mogę powiedzieć, że tego wszystkiego wcześniej nie było, bo było! Ale to co było to czas przeszły, a teraz zaczynam od nowa.

SGD
start. 14.07.2014 waga: 63,8 kg (wow, czwarte poniedziałkowe ważenie za mną, a na wadze szalone 0,2 kg mniej)
Mam nadzieję, że mi się uda. Wierzy w to ktoś jeszcze?

PS. mama w końcu kupiła mi wagę kuchenną

niedziela, 13 lipca 2014

Bleh

Dzisiaj bilans wyniósł ok. 2000 kcal. WTF. Hahahah, gdybym ja jeszcze jadła coś normalnego, ale większość tego bilansu to niestety słodycze. Szczerze to nie jest mi z tym aż tak źle jak bywało, gdy potrafiłam budzić się w nocy z wyrzutami sumienia, ale dobrze niestety też nie jest. Co się ze mną stało. Jutro poniedziałek, więc zaczynam od nowa, okej? Przekreślam grubą kreską to co było. Jedzenie słodyczy, ale w imię czego ja je jadłam ? Wakacje lecą, przykro mi stwierdzić, że nim się obejrzymy będziemy wracać do szkoły. Dżizys, jak mi niedobrze. Nie wierzę, że to tylko 2000. Tylko ? Aż, ale wiadomo, mogło być dużo gorzej. Chociaż... do 15 było bardzo dobrze, niestety jedna czekolada w domu ruszyła lawinę. Porównując wczorajszy dzień do dzisiejszego, bez porównania wczoraj było lepiej.

Walczę! O życie kotka oczywiście. Pierwsza rozmowa z mamą za mną, na spokojnie powiedziałam jej o co chodzi, powiedziała, że boi się reakcji Kocia (oryginalne imię mojego kota), powiedziałam jej, że już ja się postaram, żeby oba koty żyły w zgodzie, przecież to jest jak najbardziej możliwe. Niestety mam też się boi, że wykarmienie drugiego kota będzie nieosiągalne finansowo. Postanowiłam więc zająć się tą kwestią. Wysłałam mnóstwo zgłoszeń do pracy przy roznoszeniu ulotek. Tak bardzo nie chciałam łazić jak idiotka z tymi ulotkami, ale skoro to może dać mi pieniądze na chociażby jedzenie kota to pójdę. Wiem, że mama zaraz powie coś w stylu "przestań, weź dla siebie te pieniądze". Nie poddam się.  Rozumiem jej obawy, bo mimo tego, że w domu sytuacja jest dobra, nie chcemy, żeby kot jadł byle co, bo nie tędy droga. Niestety moje plany odrobinkę się pokrzyżowały. W jeden dzień wszystko się zmieniło. Babcia zadzwoniła, w czwartek jadę do Warszawy, żeby stamtąd odbić na mazury do ciotki, której nie znam (oczywiście z babcią). Później, czyli w sierpniu mamy do wyboru góry lub morze, ale chyba zdecydujemy się na góry, bo polskie morze jest po 1. nieprzewidywalne (pogoda), a po 2. jaki sens jest w leżeniu przez tydzień plackiem na plaży?

Muszę to zrobić tak, żeby wszystko mi pasowało, nie wiem jeszcze jak hmmm.... Wszystkim będę się martwić jeśli jakimś cudem dostanę telefon w sprawie pracy.

Tak bardzo nie chcę wam nic obiecywać, ale postaram się, żeby jutro był lepszy dzień. Chcę wam napisać jutro bilans i chcę być z niego zadowolona. Dzisiaj mogłabym napisać, ale do porzygu w nim czekolady. Wypiłam miętę i chyba wezmę tabletki.

Trzymajcie się :*

sobota, 12 lipca 2014

Czy mi się uda?

Co roku na działce rodzą się małe kotki, bardzo często są chore. Obecny miot liczy 4 kotki i jeden ma początki kociego kataru. Bardzo chciałabym mu pomóc, wziąć do domu, ale również bardzo się boję, że mógłby zarazić mojego kocura. Ogólnie ogromnie chciałabym mieć drugiego kota. Wiem, że moja mama też, ciągle mówi, że jakby nasz kot nie był dla innych taki wredny to by wzięła. Owszem nasz kot jest wredny dla innych kotów, ale to jak 90% kotów, które spotykają obce zwierzę. Wiem, że koty nigdy nie są bff od samego początku xd To wymaga pracy, również opiekuna. Szczecińskie schronisko jak co roku w porze letniej zmaga się kryzysową wręcz ilością kilkumiesięcznych kociąt. Poupychane są w klatkach. Często w jednej klatce jest kilkoro kociąt. Chciałabym uratować jakiegoś kota. Muszę się dowiedzieć wszystkiego o wprowadzaniu do domu 2. kota i porozmawiać z mamą. Tu właśnie pytanie, czy mi się uda? Z jednej strony czuję, że mogłoby się udać, a z drugiej mam obawy, bo pewnie w domu się nie zgodzą. Cóż, nie dowiem się jeśli nie spróbuję. W sumie, to dla osoby, która schudła 32 kg nie powinno być więcej rzeczy niemożliwych :D

Byłam właśnie na tej działce, a tam, pyszne jagodzianki, jednak ja stwierdziłam, że będę silna i nie zjem, jednakże zajadając ochotę na tę jagodziankę zjadłam 4 ciastka zbożowe i popiłam koktajlem (jogurt, mleko, maliny,trochę banana). Brawo, jesteś słaba :) Mogłaś nie zjeść nic z tych rzeczy, stałoby Ci się coś? Nie, ale cóż, za głupotę się płaci, na przykład bólem brzucha ;_; Czemu boli? Bo przedtem zjadłam miseczkę pomidorówki z makaronem i kromkę ciemnego pieczywa. Brawo brawo brawo brawo - mnóstwo ironii.

Po kilku ładnych, letnich dniach nadszedł czas na ochłodzenie. Brrr.

Muszę czekać do poniedziałku aż będę w domu sama z mamą, wtedy z nią porozmawiam o kocie, a do tego czasu muszę się dowiedzieć jak najwięcej w tym temacie, żeby ( jeśli mama się zgodzi i wszystko się uda) zaoszczędzić stresu sobie, a przede wszystkim kotom. PS. w domu mam 2 - letniego wykastrowanego Kocura, w takim razie myślicie, że lepiej by było wziąć kocicę, czy kolejnego kocura?

Trzymajcie się :*

czwartek, 10 lipca 2014

Te upały mnie wykończą

Zimą całymi dniami dygałam z zimna, a teraz się rozpływam. Mimo to lubię lato. Teraz lepiej znoszę upały, bo kiedyś, gdy byłam dużo grubsza to nienawidziłam lata. Czekałam tylko na zimę, żeby móc schować się w swetrze. Ale powiem wam jedno, wiatraczek w pokoju naprawdę się przydaje. Mam taki mały za jakieś 20-30 zł, ale jak dla mnie wystarcza. Mam mały pokoik, więc nie potrzebuję nie wiadomo jak wielkiego wiatraka, wiatraczek taki tani, a przeżył upadek na podłogę, bo ciapa jestem i mi z rąk wyleciał jakieś dwa lata temu. Tak tak, nie dość, że zaliczył glebę to i przetrwał próbę czasu. To jego trzecie lato.

Wystarczy pierdzielenia o wiatraczku, bo to nic nie wnosi do waszych żyć :D W sumie nic z tego co tu piszę nie niesie jakichś głębszych treści, ale ciii. Pewnie jak dla wielu z was blog jest pamiętnikiem, tylko takim, który mogą czytać inne osoby, często są to osoby rozumiejące nas, dlatego piszemy o wszystkim i tak naprawdę o niczym. Przynajmniej ja.

Dzisiaj znowu byłam w Szczecinie. Prezent kupiony. Przyjaciółka pokupowała sobie różne rzeczy. Ja też mierzyłam szorty, ale niestety doszłam do wniosku, że moje uda się nie nadają, bynajmniej nie do tych. Czy to się kiedyś zmieni ? Eh, forever fat. Ale narzekanie nic nie zmieni dlatego poszłam dzisiaj biegać. Było to dosyć spontaniczne, bo o 20 zjadłam kolację, i ponieważ coś mi się pogmatwało ( nie ogarnęłam, że to już 20...) miałam nie iść. Jednak o 21 stwierdziłam, że się zbieram i idę. W głowie miałam tylko słowa "najtrudniej jest wyjść z domu i zacząć". Rzeczywiście, dlatego szybko się przebrałam i o 21:20 już biegłam. Biec skończyłam równo o 22. W drodze powrotnej nadgoniłam 3 minuty, ponieważ w stronę "od domu" biegłam spokojniej, przecież po jedzeniu nie odczekałam nawet 1,5 godz. Na trasie bardzo miłe zdarzenie miało miejsce. Inny biegacz, któremu raz pomogłam na tej trasie mówiąc mu gdzie dokładnie jest, bo drogi po prostu nie znał, przywitał mnie ( strasząc mnie przy tym, bo się go nie spodziewałam) i spytał, czy wszystko dobrze :D Taki drobny gest, niby nic nie znaczący, a jakoś przyjemniej się zrobiło. Uśmiech na twarzy i przyspieszenie, bo przecież czas mnie nagli. Koniec treningu, zostało do przejścia 20 m lasem, który znam od dzieciństwa, stchórzyłam, poszłam naokoło przez osiedle domków. Bałam się iść w ciemnościach,  bez telefonu przez las, nigdy nie wiadomo kto lub co tam może być. Nie chciałabym wpaść na kolejnego dzika, których u nas pod dostatkiem, a tym bardziej na żadnych leśnych imprezowiczów.

Ach, no dzisiaj akt silnej woli. Byłam z przyjaciółką na jedzonku. Wokół nas Mak, KFC, kebaby, pizze, burgery, a co sobie zamówiłam? Sałatkę z kurczakiem w stylu meksykańskim, nowość w Salad Story (uwaga, nie posądzać mnie o reklamę). Później miałam ochotę dokupić sobie jakiś sok, nie. Idziemy na kawę, z karmelem, bitą śmietaną, nie chcę jej, nie zamówiłam, wiedziałam, że dam radę. Usłyszałam od przyjaciółki, że dziwny ze mnie człowiek. Mam ochotę na coś zimnego, a nie biorę, gdy mam okazję. Dałam radę :) W domu dla ochłodzenia woda z lodem i cytrynką i domowej roboty mrożony jogurt z odrobiną jabłka. Taki substytut lodów, sporo mniej słodzony, bez żadnych sztucznych dodatków, wczoraj też jadłam, mniam, posmakował mi.

Na jutro nie zapowiada się zbyt wiele, muszę przejść się na drugi koniec tego mojego niby miasta, żeby kupić kotu jedzenie, bo to wybredny małpiszon jest i prawie nic nie chce jeść. Albo inaczej, jak już coś lubi to ma na to uczulenie, mówię o tej karmie, którą koty ponoć, by kupowały, gdyby mogły wybierać, także dla mojego królewicza muszę kupować jeden rodzaj karmy, a w dodatku najlepiej z dodatkiem warzyw, bo to zdrowy kot, który jest zakochany w pomidorach. A oprócz spaceru do sklepu i z powrotem, który mi się przyda, to jeszcze do dziadka.

Czy to normalne, że w dzień staram się jeść zdrowo i normalne ilości, a wieczorem nachodzą mnie myśli i chęci, żeby znowu nie jeść i przejść na sgd ? Wiem, że nie powinnam im ulegać, ale znowu mniej jem. Nadal są to dość normalne porcje, ale widzę, że mniej. Nie mogę się poddać, a tak poza tym to przepraszam, że nie udzielam się na waszych blogach. Czytam, ale staram się nie zagłębiać w temat, bo ciągnie mnie do powrotu. Niektóre blogi są dla mnie wręcz niebezpieczne i staram się ich unikać.

Teletubisie mówią dobranoc... czy jakoś tak. Trzymajcie się :*

środa, 9 lipca 2014

Burze

Burze, burze i jeszcze raz burze. Burzom towarzyszy potworny wiatr. Na osiedlu powyrywało drzewa z korzeniami. Nawet wczoraj stało się tak, że wielkie drzewo zwaliło się komuś na samochód. Zaraz potem rozległ się dźwięk syren. Straż pożarna. Słychać głośny i mocny grzmot. Ostatnie mocne wyładowanie. Burza się uspokaja, jeszcze przez resztę nocy daje o sobie znać, ale naprawdę delikatnie. Przez ostatnie 3 dni burze nie ustępowały. Biegać się niestety nie dało, bo w dzień po 32 stopnie, a wieczorem, kiedy można by było wyjść zaczyna grzmieć. Dzisiaj już się udało. Nie mam na myśli, że burzy nie było, ale i tak poszłyśmy z przyjaciółką. Miałyśmy iść do lasu, ale wiadomo, głupie nie jesteśmy i nie poszłyśmy biegać w otoczeniu drzew. Tuż przed wejściem do lasu zerwał się wiatr i było słychać grzmoty, cofnęłyśmy się więc na boisko szkolne. Tam trochę się poruszałyśmy i szczęśliwsze zwinęłyśmy się do domu. Moja twarz, czerwona jak burak... nie przesadzam, naprawdę taka czerwona.

Mama ciągle ma do mnie jakieś problemy. Codziennie mówi o tym, że ona w moim wieku w wakacje zawsze coś robiła i może ja też bym do kogoś podzwoniła i się poumawiała. Ale skoro ja postanowiłam w wakacje posiedzieć trochę w domu to co jej to przeszkadza. Jaki ona ma z tym problem. Nie ogarniam. Wiadomo, fajnie coś porobić, ale w domu też mam ochotę posiedzieć, no ludzie, to dopiero 2. tydzień wakacji. Nie tylko ja tak uważam, bo duża część moich znajomych decyduje się na to samo. Nie chcą nigdzie wychodzić, a jak już coś robią to beze mnie, jak miło :) Dzisiaj jednak byłam z przyjaciółką i jej kuzynką w Szczecinie. Zakupy, te sprawy :D Jutro też jadę, z inną przyjaciółką, musimy kupić prezent jej kuzynowi, który jest też moim kolegą.

Przez ostatnie 3 dni kiedy nie biegałam nie bardzo pilnowałam jedzenia. Nawet na obecną sytuacje, jadłam za dużo. Dzisiaj jednak już lepiej :)

Może słyszałyście, że w Szczecinie otwarto dopiero co odnowiony kompleks basenów. Takie kąpielisko. Nie wiem kto był taki "mądry" i zadecydował, że w lipcu wejście jest darmowe. Teraz za tę decyzję trzeba dużo zapłacić. W 2 tygodnie patolka, bo inaczej tych ludzi nazwać nie można, zniszczyła wiele obiektów należących do kąpieliska. Miasto będzie płacić. A trzeba było zrobić wejście chociażby za symboliczne 5-10 zł. Patolka by się zniechęciła, a Arkonka zaczęłaby na siebie zarabiać.

Ach, mówiłam już jak bardzo lubię letnie wieczory? :)

W piątek jedziemy do dziadka na kolację, a raczej taki późny obiad. Godzina 18. Szykuje się jakaś potrawka ze schabu o.O. No zobaczymy co z tego będzie. Potrawa ma tak dziwną nazwę, że nawet jej nie pamiętam.

A co tam u was? Trzymajcie się :*

niedziela, 6 lipca 2014

Odpoczynek

Dzisiaj totalnie luźny i wypoczynkowy dzień. Siedząc spokojnie nad jeziorem myślałam o tym, że zasługuję na taki dzień. Mimo tego, że nie planuję ćwiczeń, dzień nie jest zmarnowany. Czy podziałało? Nie wiem sama. Ale skoro dzisiaj odpoczywałam to na jutro mam już obmyśloną całkiem niezłą trasę, która w dużej części biegnie przez las. Dobrze, że mam do dyspozycji tyle lasów wokoło, bo ostatnio polubiłam bieganie właśnie w lesie.

Przełomowy dzień w moim życiu. Nad jeziorem wiadomo, kąpanie. Nie byle jakie, bo pierwsze w sezonie iii . . . pierwszy raz od baardzo dawna byłam w dwuczęściowym stroju. I o dziwo niezbyt przejmowałam się tym, czy podobam się innym, czy nie. Wiem, że nie mam idealnej figury i na razie szans na nią nie mam, bo nie czuję się gotowa na dalsze odchudzanie (w takim tempie w jakim działo się to dotychczas), ale wracając to tematu, pomimo mankamentów mojej figury czułam się całkiem nieźle. Może jeszcze nie do końca pewnie, ale nie było źle :) Ba! Jadłam przy ludziach nie przejmując się, czy uznają mnie za ohydną ( zawsze prześladowało mnie uczucie, że ludzie widzący mnie jedzącą nie patrzyli na mnie pochlebnie). Siedziałam sobie w moim stroju i spokojnie jadłam. Na końcu, czyli już po kąpaniu i po jedzeniu, gdy siedzieliśmy jeszcze sobie śmialiśmy się, z najzwyklejszych głupot. A z mamą to już w ogóle. Przypominałyśmy sobie żenujące i śmieszne sytuacje z mojego dzieciństwa. Jednak hitem wyjazdu okazała się sama miejscowość w której leniuchowaliśmy, a dokładnie jej nazwa. Stolec proszę państwa. Gówniany wypoczynek :) Na szczęście tylko z nazwy, bo dzisiejszy wypad zaliczam do bardzo udanych.

Nie wiem czemu, dzisiaj powrócił strach przed ważeniem. Boję się, a co jeśli utyłam? Ostatnio sobie jadłam, ale czy aby czasem nie za dużo ?
Tak wiem, takie uroki wracania do normalności. Decyzję o tym podjęłam w sumie niedawno i nadal mam w głowie ten moment, kiedy 1000 kcal to wydawało mi się tak dużo, myślałam, że nigdy nie dam rady tego przekroczyć chociaż bardzo tego pragnęłam. Szczerze, wiecie czemu nie liczę kalorii? Ponieważ boję się zobaczyć końcowej ich sumy. Boję się, że gdybym zobaczyła ich aż tyle to znowu zjeżdżałabym do 500 i niżej. Ale podstawowe pytanie, czy jeszcze bym umiała to robić? Potrafiłabym wytrzymywać głodówki? Naprawdę nie wiem, ale sądzę, że odpowiedź brzmi nie.

Zapewne znacie to uczucie po głodówce, kiedy budzicie się następnego dnia i wasze ciało domaga się jedzenia. Często kończy się to tak, że jeden dzień głodówki, a drugi dzień napadów i obżerania się ( wiem, że dla nas często nawet 600 kcal po głodówce to było obżeranie się). Nie wiem, czy któraś z was próbowała już podejmować walkę o oderwanie się od "pro ana", ale jeśli, któraś z was tego chce, to niech przygotuje się na to, że jest ciężko. Przynajmniej ja czuję się tak, jakby ktoś wypuścił bardzo wściekłą bestię, która domaga się swego. Wyrusza ona na polowanie. Cel jest jeden : jeść. O tak, nareszcie mogę jeść, zjem wszystko co pod ręką, co mi tam. Ciężko to zatrzymać. Utrzymanie kontroli jest prawie niemożliwie, ale kluczowe słowo : prawie.

Czasem, a raczej praktycznie zawsze, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że jestem niewystarczająca, by chcieć pomocy. Jestem niewystarczająco chuda, przecież jest tyle chudszych dziewczyn. Też bym chciała taka być, wtedy pewnie bym komuś powiedziała, sięgnęłabym po pomoc, ale nie jestem chuda, więc pewnie tylko dramatyzuje i problemu jako takiego nie mam. Chude mogą przytyć, a nawet często jest tak, że muszą. Ja nie mogę.

Dam radę, przejdę przez to. Muszę. Pewnie już na zawsze zostanie we mnie coś co będzie kuło w serce kiedy za dużo zjem. Coś co krzyknie za plecami "za gruba!". Muszę to wyciszyć, nie słuchać tego. Zająć się tym co ważne.

Siedzę dzisiaj wieczorem i szklą mi się oczy. Nie wiem czemu, co się stało, ale dużo rzeczy wróciło. W tym właśnie strach.

Trzymajcie się :)

sobota, 5 lipca 2014

Zmiany

Spontanicznie wyszło, że mam nowy kolor włosów.
Może na zdjęciu nie widać, ale to czerwień granatu :P Na razie robione szamponetką, ponieważ bałam się, że głupio wyjdzie, a i tak wiem, że u mnie szamponetki trzymają się 2-3 x dłużej niż mówi producent. Tutaj kolor bardzo świeży, teraz odrobinę się spłukał, bo pierwsze mycie za mną. Musiałam umyć włosy po bieganiu, bo przy takim upale nieźle się spociłam. Wracając do tematu, ponoć dobrze mi w tym kolorze, w sumie mi również się podoba :)

Już trzeci dzień robiłam tę samą trasę. Luźną, niedługą, ale w połowie wiodącą przez las. Sprawdzam czas. Najpierw 22 min, później 18 min i dzisiaj 19-20 min ( nie spojrzałam w odpowiednim momencie na zegarek). 

Wczoraj też biegałam i jeszcze w badmintona grałam, a później jeszcze spacer z mamą. Nie mogłam się oprzeć bieganiu, bardzo to lubię, szczególnie po 19, kiedy w lesie przez drzewa przebijają się ogniste promienie słońca. Piękny widok. A dzisiaj miałam nie biegać, chciałam coś w domu poćwiczyć, ale później skończyło się na tym, że nic mi się nie chciało. Na szczęście oparłam się lenistwu. Zrobiłam rozgrzewkę, kilka razy machnęłam hantlami i w drogę! 
Natomiast nie mogłam się oprzeć chęci zrobienia przedbiegowego zdjęcia butów. Tak bardzo #swag :D Buty w bardzo stonowanych kolorach, w sumie dzisiaj myślę, że mogłam wybrać jakieś kolorowe, ale to i tak nie zmienia faktu, że są świetne. Bardzo je sobie chwalę, bo naprawdę dobrze mi się w nich biega. Kiedy je kupowałam, wiedziałam, że nie przestanę tak szybko biegać. Pamiętam słowa mamy przy rozmowie z ekspedientką, która również biega : " zobaczymy, mam nadzieję, że nie przestanie biegać już za tydzień". Wiedziałam, że się nie poddam, w końcu buty kupiłam za swoje pieniądze :P
Moje wczorajsze lody mmmm :) To te nowe lody Algidy, zebrowe wydanie :D Wkroiłam banana i dodałam borówek. No cudo. 
Wiecie co, nie wiem, czy tutaj należę. Chyba nie, ale wiecie co ? Chyba jest mi dobrze. Naprawdę, jest lepiej niż było :) Za dużo razy użyłam słowa "chyba", ups ;) No nic to, zdarza się. 

Powiem wam, że miałam dzisiaj taki moment, gdzie mogłabym stać w kuchni i jeść wszystko co wpadnie w ręce. Nawet poszłam dokupić mleko, żeby zrobić sobie mega słodką czekoladę do picia. Na całe szczęście skończyło się na tym, że mleko w filiżance, które zostało przygotowane do dodania czekolady, zostało wypite bez tej czekolady. Uratowała mnie kanapka z ciemnego bezwęglowodanowego chleba i żurawina suszona ( tak wiem, że żurawina to kalorie bla bla bla).

Jutro grill, za tydzień w niedziele znowu grill, a w poniedziałki ważenia. :)
Nie za dużo tu uśmieszków i w ogóle ?

Teraz już was zostawiam, dobranoc :) 




piątek, 4 lipca 2014

Lato

Na dworze gorąco, w domu również, gdzie się skryć?
Mam okropne zakwasy w udach. Wczoraj chciałam zrobić sobie lżejszy bieg, żeby zmęczone nogi, które ostatnio dawały z siebie wszystko mogły odpocząć. Zakwasy ponoć najlepiej rozćwiczyć, tak chciałam zrobić. Wybrałam krótszą trasę, ale cóż. Krótsza, więc pozwoliłam sobie biec szybciej. Czas na tej trasie poprawiony o jakieś 5-6 min. Tylu ludzi było na ścieżce. Biegali, jeździli na rowerach lub rolkach. Lubię takie dni. Wracając do tempa, pobiegłam za szybko i dostałam takiej kolki, że mało co nie fiknęłam na drodze, ale nie mogłam się zatrzymać, nie chciałam. Ucisnęłam palcem miejsce pod żebrami i lekko zawodząc biegłam dalej. Mina chłopaka na rolkach, który widział moje męczarnie bezcenna. Przypomniałam sobie o prawidłowym oddychaniu. Spokojne wdechy nosem i wydechy ustami. Pomogło.

Dzisiaj lekki odpoczynek, bo zamiast biegać, czy iść na nordic walking idę grać w badmintona z mamą.
Obiad zjedzony, a niedługo będę jeść lody z owocami. W poniedziałek ważenie. Czy się boję/martwię? Nie :) Jak dobrze jest być wolną.

Obiad był jak najbardziej zdrowy.
Domowy burger. W bułce schowany jest kotlecik ( robiony na grillu) obłożony sałatą i kiełkami oraz polany sosem zrobionym z jogurtu naturalnego, niskokalorycznego keczupu i czosnku. Wiem, że jak to zobaczycie to pewnie wasze myśli popłyną do krainy kalorii. "Ile to ma kalorii!", ale ważne, że mi z tym dobrze. Nie liczę kalorii, bo pewnie jakbym zobaczyła ostateczną ich liczbę to wpadłabym w panikę.

Trzymajcie się :*

wtorek, 1 lipca 2014

Nowy miesiąc

Dopiero co witałam czerwiec. Heh, jak ten czas szybko płynie.
Lata niestety nie widać, pogoda średnia.
W ostatnich dniach wrócił mi okres. To oznacza, że moje starania idą w dobrą stronę. Cóż, mimo tego, że w tym miesiącu okres minął inaczej niż zwykle, jakby taka wersja demo xd 2 dni i po krzyku, gdzie zazwyczaj było to nawet 5 dni.
Przez te kilka dni jadłam normalnie, starałam się nie liczyć kalorii, ale jeść tyle, by pozostać ze sobą w zgodzie. Nie jest łatwo, bo coś w głowie ciągle próbuje liczyć i mówić mi co mam robić, ale ja tego nie potrzebuję. Jakoś specjalnych ćwiczeń też nie było, ale ogólnie ruch był. W niedziele na działce pomimo brzydkiej pogody zbieraliśmy warzywa i owoce. Fajne chwile spędziłam jedząc borówki, groszek i truskawki prosto z krzaka. Wiem, że mama lubi takie dni ze mną, powiedziała mi o tym :) Jak na razie waga się utrzymuje. Chyba najpierw muszę ją ustabilizować, ponieważ tycie nie jest mile widziane. Dopiero, gdy wszystko ustabilizuje i z powrotem ogarnę to będę brać się za diety. Chociaż w sumie to nie chcę być całe życie na diecie. Dlatego to nie będzie dieta, to będzie po prostu normalny styl życia. Najpierw muszę sobie wszystko poukładać, bo ( i tu właśnie uciekła mi myśl, chyba będę żyć w niepewności, bo nie wiem co chciałam napisać). Hahah. Jednym słowem zrozumiałam, że nie chcę tak dłużej. Nie chcę na zakupach myśleć tylko o jedzeniu, kaloriach i o tym, czy i jak schudnę. Dosyć tej paranoi. Teraz będę robić wszystko dla przyjemności. Postaram się sama sobie poradzić.
Dzisiaj pod wieczór idę biegać. Będzie fajnie. Jeszcze tylko 2 piosenki na mp3 muszę przerzucić.

Nie wiem jak często będę pisać. Bywa tak, że potrzebuję czasu. To na pewno nie jest nasze pożegnanie, ale chyba będę pisać rzadziej.

Jutro idę do fryzjera. Ciekawe jak to się skończy. Wszystkie dobrze wiemy jak to wygląda, gdy się je po 300 kcal dziennie. Włosy ( i nie tylko) słabną. Kiedyś długie, gęste blond włosy, dzisiaj są bardzo przerzedzone i oklapnięte. Aż wstyd się z takimi pokazać.

Trzymajcie się.

Bilans bez liczenia kalorii:

- owsianka z odżywką białkową
-resztka kalafiora, który jadłam wczoraj
-1 naleśnik z chudym twarogiem, domowym dżemem i owocami
-banan
-gryz sałatki, 1 kanapka z ciemnego chleba bez węglowodanów z szynką drobiową i pół serka wiejskiego

Jest okej, kusi mnie, żeby policzyć . . .

Biegłam, biegłam i było cudownie. Starałam się napatrzeć na widoki. Nacieszyć się nimi, zawsze tak robię. Tak jakbym chciała się napatrzeć na zapas. Piękne zachodzące słońce między drzewami. Dzisiaj nie tylko ja korzystałam z ładnej pogody, tak tak, pod wieczór zrobiło się całkiem przyjemnie. Dużo osób biegało, jeździło na rowerze, na rolkach lub po prostu spacerowało. Ja dzisiaj biegłam z koleżanką, z którą biegałam zimą. Powiem jedno, jej wytrzymałość mocno podupadła... a może to moja wzrosła, a jej się nie zmieniła? Możliwe. W każdym razie, jestem z siebie zadowolona.