czwartek, 10 lipca 2014

Te upały mnie wykończą

Zimą całymi dniami dygałam z zimna, a teraz się rozpływam. Mimo to lubię lato. Teraz lepiej znoszę upały, bo kiedyś, gdy byłam dużo grubsza to nienawidziłam lata. Czekałam tylko na zimę, żeby móc schować się w swetrze. Ale powiem wam jedno, wiatraczek w pokoju naprawdę się przydaje. Mam taki mały za jakieś 20-30 zł, ale jak dla mnie wystarcza. Mam mały pokoik, więc nie potrzebuję nie wiadomo jak wielkiego wiatraka, wiatraczek taki tani, a przeżył upadek na podłogę, bo ciapa jestem i mi z rąk wyleciał jakieś dwa lata temu. Tak tak, nie dość, że zaliczył glebę to i przetrwał próbę czasu. To jego trzecie lato.

Wystarczy pierdzielenia o wiatraczku, bo to nic nie wnosi do waszych żyć :D W sumie nic z tego co tu piszę nie niesie jakichś głębszych treści, ale ciii. Pewnie jak dla wielu z was blog jest pamiętnikiem, tylko takim, który mogą czytać inne osoby, często są to osoby rozumiejące nas, dlatego piszemy o wszystkim i tak naprawdę o niczym. Przynajmniej ja.

Dzisiaj znowu byłam w Szczecinie. Prezent kupiony. Przyjaciółka pokupowała sobie różne rzeczy. Ja też mierzyłam szorty, ale niestety doszłam do wniosku, że moje uda się nie nadają, bynajmniej nie do tych. Czy to się kiedyś zmieni ? Eh, forever fat. Ale narzekanie nic nie zmieni dlatego poszłam dzisiaj biegać. Było to dosyć spontaniczne, bo o 20 zjadłam kolację, i ponieważ coś mi się pogmatwało ( nie ogarnęłam, że to już 20...) miałam nie iść. Jednak o 21 stwierdziłam, że się zbieram i idę. W głowie miałam tylko słowa "najtrudniej jest wyjść z domu i zacząć". Rzeczywiście, dlatego szybko się przebrałam i o 21:20 już biegłam. Biec skończyłam równo o 22. W drodze powrotnej nadgoniłam 3 minuty, ponieważ w stronę "od domu" biegłam spokojniej, przecież po jedzeniu nie odczekałam nawet 1,5 godz. Na trasie bardzo miłe zdarzenie miało miejsce. Inny biegacz, któremu raz pomogłam na tej trasie mówiąc mu gdzie dokładnie jest, bo drogi po prostu nie znał, przywitał mnie ( strasząc mnie przy tym, bo się go nie spodziewałam) i spytał, czy wszystko dobrze :D Taki drobny gest, niby nic nie znaczący, a jakoś przyjemniej się zrobiło. Uśmiech na twarzy i przyspieszenie, bo przecież czas mnie nagli. Koniec treningu, zostało do przejścia 20 m lasem, który znam od dzieciństwa, stchórzyłam, poszłam naokoło przez osiedle domków. Bałam się iść w ciemnościach,  bez telefonu przez las, nigdy nie wiadomo kto lub co tam może być. Nie chciałabym wpaść na kolejnego dzika, których u nas pod dostatkiem, a tym bardziej na żadnych leśnych imprezowiczów.

Ach, no dzisiaj akt silnej woli. Byłam z przyjaciółką na jedzonku. Wokół nas Mak, KFC, kebaby, pizze, burgery, a co sobie zamówiłam? Sałatkę z kurczakiem w stylu meksykańskim, nowość w Salad Story (uwaga, nie posądzać mnie o reklamę). Później miałam ochotę dokupić sobie jakiś sok, nie. Idziemy na kawę, z karmelem, bitą śmietaną, nie chcę jej, nie zamówiłam, wiedziałam, że dam radę. Usłyszałam od przyjaciółki, że dziwny ze mnie człowiek. Mam ochotę na coś zimnego, a nie biorę, gdy mam okazję. Dałam radę :) W domu dla ochłodzenia woda z lodem i cytrynką i domowej roboty mrożony jogurt z odrobiną jabłka. Taki substytut lodów, sporo mniej słodzony, bez żadnych sztucznych dodatków, wczoraj też jadłam, mniam, posmakował mi.

Na jutro nie zapowiada się zbyt wiele, muszę przejść się na drugi koniec tego mojego niby miasta, żeby kupić kotu jedzenie, bo to wybredny małpiszon jest i prawie nic nie chce jeść. Albo inaczej, jak już coś lubi to ma na to uczulenie, mówię o tej karmie, którą koty ponoć, by kupowały, gdyby mogły wybierać, także dla mojego królewicza muszę kupować jeden rodzaj karmy, a w dodatku najlepiej z dodatkiem warzyw, bo to zdrowy kot, który jest zakochany w pomidorach. A oprócz spaceru do sklepu i z powrotem, który mi się przyda, to jeszcze do dziadka.

Czy to normalne, że w dzień staram się jeść zdrowo i normalne ilości, a wieczorem nachodzą mnie myśli i chęci, żeby znowu nie jeść i przejść na sgd ? Wiem, że nie powinnam im ulegać, ale znowu mniej jem. Nadal są to dość normalne porcje, ale widzę, że mniej. Nie mogę się poddać, a tak poza tym to przepraszam, że nie udzielam się na waszych blogach. Czytam, ale staram się nie zagłębiać w temat, bo ciągnie mnie do powrotu. Niektóre blogi są dla mnie wręcz niebezpieczne i staram się ich unikać.

Teletubisie mówią dobranoc... czy jakoś tak. Trzymajcie się :*

2 komentarze:

  1. Dlatego tak wieczorem myślisz, bo masz na to czas. Gratuluję zmotywowania się dobiegania o tak późnej porze. Na pewno kiedyś staniesz przed lustrem w krótkich spodenkach i się uśmiechniesz. Będziesz chuda! Kibicuję Ci.
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję silnej woli, jestem dumna :* Również wolę upały, choć u mnie ich nie ma, cały czas deszcz.. Tak mnie przekonałaś, chyba zainwestuję w wiatraczek xD Jesz zdrowo, biegasz więc niedługo powinnaś już móc kupić sobie takie szorty jakie tylko chcesz i czuć sie w nich dobrze ;) Właśnie wieczorem najbardziej z reguły chce się jeść, masz fajnie, że u Ciebie jest odwrotnie. Nie przejmuj się tym, skoro te myśli przychodzą wieczorem to i tak już masz dzień zaliczony. Jedz tyle co teraz, a zobaczysz efekty, nie ma potrzeby zmniejszać porcji jeszcze ;> Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń