czwartek, 29 maja 2014

#49

No hej :) U mnie ostatnio jest lepiej.
Wczoraj 650/650, czyli do pełna.
 Dzisiaj już ćwiczenia i taki oto bilans:
-1,5 kromki ciemnego chleba bez węglowodanów z szynką drobiową + czerwona herbata 216 kcal
-nektarynka 45 kcal
-4 kotlety sojowe i sałatka 180 kcal
- 2 x chrupkie z Almette i filiżanka jogurtu truskawkowego ( robionego w domu bez cukru)
ok. 180 kcal
621/650 kcal.
Wiecie co, może was rozczaruję, ale postanowiłam zwiększać limity i powolutku dochodzić do 1000. Eh... doskonale pamiętam jak marzyłam, żeby zejść niżej niż 1000, a teraz chciałabym znowu dojść do tej granicy. Wszystko dlatego, że chyba coś do mnie dotarło. Nie można całe życie jeść po 500 kcal. Chcę przyspieszyć metabolizm, wzmocnić włosy i paznokcie, chcę żeby zniknęły wory pod oczami i chcę odzyskać energię.Chcę nie mieć napadów i kryzysów. Chcę odzyskać siebie i normalność, radość, chcę, żeby było lepiej. Tylko tyle...
 Na dzisiaj był plan, który został pięknie zrealizowany.
Ćwiczenia:
-20 skłonów
-20 przysiadów
- 40 razy rozciąganie nóg
-20 wyciągnięć barków
-350 skoków na skakance
-w takiej pozycji jak do pompek unoszenie i pulsowanie nogą po 20 razy na nogę
-20 podniesień hantli : jednocześnie obiema rękoma
Znowu zaczynam czuć motywację, znowu interesuję się tą fit częścią odchudzania. Będzie dobrze.
Trzymajcie się :*

wtorek, 27 maja 2014

#48

Dzisiaj bilans wyniósł: 0 :)
Był moment kiedy już miałam na talerzu kotleciki z kaszy jaglanej, ale nie zjadłam. Mimo kuszącego zapachu... Kotleta schowałam do woreczka, muszę go wyrzucić, żeby mama nie zauważyła. Piłam dzisiaj dużo czerwonej herbaty, wodę i miętę.
Mój kot od piątku choruje, nie jest dobrze. Dzisiaj przeszedł badania krwi, wstępnie widać, że jego krew nie krzepnie. Jutro dalsza część badań. Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Nie wiem co zrobię jeśli coś złego mu się stanie.
Trzymajcie się :*

poniedziałek, 26 maja 2014

No ! Don't let me die here...

Dziewczyny, przez ostatnie 3 dni jadłam normalnie, czyli ok 1 500 kcal. Nie wiem co się ze mną stało. Tak jakby to wszystko co było mnie opuściło i pozwoliło jeść. Dzisiaj miał być kolejny nowy początek, ale żołądek mam bardzo zmęczony. Według zaleceń musiałam jeść biały chleb, biszkopty, czyli ogólnie rzeczy bez żadnego błonnika, które nie spowodują rozruchu w żołądku i jelitach. Nie powiem, że nie, bo chyba się cieszyłam, że mam wymówkę, żeby jeść, ale dosyć tego. Czas wrócić z odpoczynku i wrócić tam gdzie być powinnam. Przecież nie chcę się pożegnać z dopiero co spotkanym delikatnie wystającym kręgosłupem, żebrami, obojczykami. Piękne są te moje kosteczki, chcę ich więcej.
Znowu wzięłam Dulcobis, pod wpływem emocji, bo nawpierdalałam się tych biszkoptów... Bez sensu, ale cóż, tak już mam. Od jutra piszę moje bilanse, które będą zachwycać! Mam nadzieję, że żołądek będzie w dość dobrym stanie i pozwoli ćwiczyć. Wracam! Nie poddam się. 3 dni, tyle straciłam i nie mogę stracić ani dnia więcej. Po prawej stronie macie do mnie kontakt, piszcie, pytajcie, jestem otwarta na was, może poznamy swoje historie? :)

Koniec słabości. Żarcie to wróg, nie dam się już skusić. "Opracowałam" nawet swoją dietę. Po rzuceniu okiem na sgd i abc zrobiłam własny 4- tygodniowy plan. Miałam ją dzisiaj zacząć, ale cóż, dieta zaczyna się głodówką, której dzisiaj nie było, a rozpisana jest tak, że powinna zacząć się w poniedziałek.

Nadrabiam pytania, bo się zapuściłam ostatnio jak cholera! Tego się nie chwali.
Ostatni raz jadłam jak trzeba w piątek, a sobota - niedziela - poniedziałek zjebane. Pamiętam o tym i muszę te 3 dni odpracować, dopiero potem wyjdę na 0 i będę miała czysty start.
Dziękuję wam, że nadal ze mną jesteście. Jeszcze chwila, jeszcze momencik i wejdę na wasze blogi. Jak wam poszło?

11. "Dlaczego chcesz schudnąć? "
Ponieważ przez większość życia byłam naprawdę gruba, ale przyszedł taki moment, że powiedziałam sobie dosyć, od tamtej pory dążę do celu, wytrwale. Raz wolniej, a raz szybciej, ale nie zatrzymuję się, bo wiem, że grubasy w życiu łatwo nie mają. Zawsze po deszczu wychodzi słońce, deszczem są moje kryzysy, takie jak ten weekendowy, a słońcem jest moja motywacja i dalsze działania ze zdwojoną siłą.

12. "Jaki rozmiar ubrań nosisz, a do jakiego dążysz?"
W ogóle zaczynałam nosząc 46 ..... żenada. Teraz mam 38 - M, a marzy mi się 36- S lub nawet XS, ale to odległe marzenie.

13. "Jaką dietę stosujesz?"
Na początku po prostu jadłam, a na koniec dnia zliczałam kalorie. To były początki jadłam po 1500 kcal. Potem odwróciło się, najpierw liczyłam potem jadłam, potem już prosto przez SGD x 2. Teraz jest Plan Maj, który zawalam po całości, potem się zobaczy.

14. "Zdjęcia, które Cię inspirują"
Tak, więc. Od momentu kiedy wyschłam z jakichś większych emocji, ze zdolności to zachwycenia i zainspirowania się czymś to żadne mnie nie inspirują. Jedynie mogę powiedzieć, że jakieś mi się podobają i są one w zakładce Thinspiracje.

15."Czego nie możesz sobie odmówić w diecie, z czym najtrudniej Ci walczyć?"
To chyba widać, jak już raz się przełamię i coś zjem to trudno mi znów się ograniczyć, ale nie powiem, że nie, bo jak już powiem sobie naprawdę stop to na długo.

16. Czy jest ktoś kto mnie wspiera w odchudzaniu? Tak, to wy ! Najpierw rodzina i lekarz, a teraz, gdy według nich już wystarczy zostałyście mi wy. Oczywiście mama stoi za mną murem, ale nie wspomaga mnie tak jak wy, bo wy mnie rozumiecie, ona nie do końca...

Trzymajcie się :*

sobota, 24 maja 2014

Let me die

Post pisany o godzinie 3:49

Jak się spodziewacie poszło dzisiaj źle, ale źle z dietą, bo ogólnie dzień był zajebisty. Prawdziwa radość, szczery śmiech i buzia uśmiechnięta od ucha do ucha. Trafiliśmy też całkiem spontanicznie na casting do agencji reklamowej. Zobaczymy co z tego wyniknie xd Kino, pizza i lody. Ostro było. Jedynym plusem było właśnie szczęście dzisiaj, ale jaką cenę za to płacę. Jeszcze nie przespałam ani minutki. Mój żołądek przyzwyczajony do spożywania max. 700 kcal musiał pomieścić to wszystko! Czuję jakbym umierała, czuję obrzydzenie jedzeniem. Na sam widok chce mi się rzygać. Oczywiście wzięłam też swoje super tableteczki na przeczyszczenie. Ile razy można upadać i podnosić się z powrotem? Wiem, że ten jeden dzień nie przekreśli kilkuset innych udanych, nie przekreśli tego co już osiągnęłam, ale ten upadek będzie "się za mną ciągnął" przez minimum miesiąc... Będę go długo pamiętać. Mam nadzieję, że chociaż wy nie zawalacie. Czy szczęście musi się u mnie przeplatać z jedzeniem? Nie chcę tak! Nie warto dla chwili szczęścia i uśmiechu. Tym razem ta noc jest prawdziwą nauczką. Normalnie ważę ok. 63 kg. Po jedzeniu było ok. 65 kg, a po szaleństwie w toalecie 62,4 kg. Czuję się okropnie. Upadek za upadkiem, nie wiem ile jeszcze razy dam radę się podnieść, bo ledwo co się pozbieram i znów lecę w dół.


Edit.
Potrzebuję czasu, nie poddam się. Nie po tym wszystkim co przeszłam, ale muszę to sobie poukładać, bo tracę kontrolę nad sobą. Na zbyt dużo sobie pozwalam, gdzie jestem ? Gdzie jest tamta dziewczyna, jeszcze sprzed kilku tygodni? Silna, walcząca. Idę jej poszukać, zawołam ją, odnajdę i wrócę tu z nią. Obiecuję, pobiegnę po nią, byleby szybciej wrócić.

Jestem już tak zmęczona. Wszystkim. Chciałabym zacząć od nowa, tak na czysto. Da się tak? "Tabula rasa" to by mi się teraz przydało. Tak bardzo chciałabym zacząć głodówkę, ale boję się, że znowu nie dam rady, zawiodę siebie i was również. Serce mi pęknie jeśli tak się stanie. Wiem, że z pełnym brzuchem ( bleeee) łatwo jest planować głodówkę, ale pragnę tego. Najlepiej jeśli trwałaby dłużej niż 1 dzień. Czuję się jak kiedyś, przepełniony brzuch i zgaga -,- jedyne co różni dzisiejszą mnie od tej sprzed prawie 2 lat to wyrzuty sumienia. Tamta nigdy nie zastanawiała się nad tym co je i nigdy nie żałowała. Nie rozpamiętywała. Na blogu mogę się trochę wyciszyć, ale od jutra gruba świnia zaczyna od nowa, bo nie przeżyje jeśli utyje, a do tego najwidoczniej dąży.

#47

Zwycięstwo! Wczoraj się nie dałam. W pociągu kiedy wszyscy jedli czekoladowe rogaliki, czekoladę, ciastka, dużo kanapek, batoniki, chrupki i dużo innych ja siedziałam i jadłam swoją kanapeczkę z razowego chleba. Miałam kontrolę. Później w Poznaniu byłam z koleżankami w centrum handlowym, one jadły, a ja popijałam wodę, bo zjadłam godzinę wcześniej w muzeum drugą kanapkę. Już w drodze powrotnej w pociągu nie dałam się kolejnym chrupkom i Petitkom, chociaż tak ładnie, słodko pachniały. Gdy wysiadłam w Szczecinie lało jak z cebra, grzmiało i błyskało się, a my jechaliśmy do znajomych na grilla. Również nic nie zjadłam. Siedzieliśmy na tym grillu do 1 w nocy. Ostatni raz jadłam po 13. Kręciło mi się w głowie, powieki już same opadały, ale dałam radę.
Bilans:
- płatki z mlekiem 120 kcal
-2 x kanapka razowa 285 kcal

405/650
 Na pewno wszystko spaliłam, bo mieliśmy tak napięty grafik i tak mało czasu, że przez cały dzień praktycznie biegliśmy przez Poznań.

A dzisiaj jak na razie duuże śniadanko, bo potrzebuję energii, żeby nie dać się przez resztę dnia. Wieczorem popatrzę co tam u was i odpowiem na zaległe pytania z planu ^^
Trzymajcie się :*

czwartek, 22 maja 2014

#46

Dzisiaj na szybko, bo muszę iść spać, jutro o 7 muszę stawić się na przystanku i wyruszamy. Zrobiłam sobie na jutro 2 ciemne kanapki, w Poznaniu pewnie coś innego też zjem, ale dam radę, będę uważać na to co wkładam do ust.

Dzisiaj:
- 3 placki z otrębów + dżem 165 kcal
- jogurt naturalny + płatki 47 kcal
-fasolka szparagowa ok. 70 kcal
-2 x chrupkie z dżemem i plasterkami banana 120 kcal
-1 cukierek ziołowy 11 kcal
Razem: 413 / 650

Duuużo łażenia dzisiaj z przyjaciółmi. Przez kilka godzin spacerowaliśmy.
Idę jeszcze przygotować plan na jutro, żeby nie przekroczyć limitu :) Zastanawiam się jeszcze co jutro ubrać, ale to na rano zostawie, bo mam już wstepnie przygotowane pomysły.

Trzymajcie się :*

środa, 21 maja 2014

#45

Ciepełko na dworze, a wręcz upał. Ponoć w moich stronach jest dzisiaj najcieplej :D
Dzisiaj dużo czasu w domu, więc i więcej jedzenia. Nie dziwi mnie to, szczególnie w ostatnich dniach.
Tak bardzo mi się chciało słodkiego, mogłam iść do sklepu po batonika lub po prostu zajrzeć do szafki i zjeść ciasteczka. Co mnie powstrzymywało? Nic, ale nie robiłam tego. Zamiast tego zjadłam dwie kanapki z dżemem i plasterkami banana, może nawet to nie było najlepszym rozwiązaniem, ale tak na dłuższą metę lepszym niż słodycze.

Bilans:
-płatki fitness + 125 ml mleka 100 kcal
-jabłko 36 kcal
-dwie niepełne filiżanki soku z marchwi z dodatkiem jabłka ok. 100 kcal ( świeżo wyciśnięty w domu)
- 2 x chrupkie z dżemem i bananem 120 kcal
- pół miseczki zupy kalafiorowej 60 kcal
-podjadanie dżemu domowej roboty 50 kcal
 Razem : 600 / 650

Możliwe, że jeszcze coś podjem, ale nie przekroczę 500.
Edit. A jednak przekroczyłam 500, ale się nie martwię, bo byłam z mamą grać w badmintona(45 minut).
Na kolację dojadłam 4 małe placuszki z otrębów owsianych z odrobiną dżemu :) Mimo, że tyle zjadłam to nie czuję się mega opchana, może to dzięki soczkowi marchwiowemu z dodatkiem jabłka ? Dał kalorie, czyli energię, ale nie zapchał. Hmmm... fajnie :D Ten sok to w sumie samo zdrowie, więc można sobie pozwolić.
Placuszki  <--- tutaj macie przepis na te placuszki. Niskokaloryczne!

Dzień 10. planu.
"Co sprawia Ci największą trudność w dążeniu do celu?"
A więc ciągłe niezdecydowanie, czy chcę jeść więcej i zdrowo, ale wolniej dojść do celu, czy wolę zostać tu gdzie jestem. Jedząc po 600 kcal.To sprawia, że raz jem 200-300, a raz jem 1000. To nie jest dla mnie dobre i sprawia, że zdarza się, że moja waga staje w miejscu, mój metabolizm oficjalnie nie żyje. Z jednej strony wiem, że lepiej by było chudnąć wolniej jedząc po 1000 kcal dziennie, ale jak tyle jem to czuję się źle ze sobą i mimo tego, że jedząc czuję, że będzie dobrze to po jedzeniu jest mi bardzo źle. To mnie jako tako demotywuje. Ale zamieszałam no cóż... ale nie potrafię tego wyjaśnić.

Już w piątek wycieczka do Poznania, nie wiem jak sobie poradzę, ale chcę być silna! Muszę dać radę.

Trzymajcie się :*

wtorek, 20 maja 2014

#44

Wróciłam już do domu :) Dzisiaj bardzo dobry dzień. Dużo osób komplementowało mnie, sukienkę, czyli ogólnie mnie w sukience. Wiem, że nie wyglądam jeszcze dobrze, bo jest duuuużo szczuplejszych ode mnie dziewczyn, ale rozumiem wszystkich. Nie codziennie spotyka się osobę, która straciła ponad 30 kg.
"Jaka ty teraz chuda", "Teraz masz szczupłe nogi", " Pasują ci sukienki", " Ładna sukienka, ładnie wyglądasz", "Jak ci się udało tyle schudnąć". Wszystko było baaardzo miłe i mega motywujące.
Dzisiejszy bilans:
-płatki fitness + 125 ml mleka 100 kcal
-jabłko 36 kcal
-3 łyżki jogurtu naturalnego 42 kcal
-2 łyżki jogurtu + łyżka płatków fitness 47 kcal

Razem: 225/650 kcal
Nareszcie jest dobrze, czuję się głodna, ale dam radę. Już nic nie dojem, chociaż mama szykuje spaghetti i zupkę kalafiorową.
Dzisiaj trzymam się planu w 100%. Nareszcie jest dobrze, ale i tak czuję się jakaś niepełna jeśli chodzi o emocje. Jakoś tak nic mnie już dostatecznie nie zadowala, nie zachwyca. Jedyne co we mnie jest to jakiś gniew i smutek, które tylko czekają na impuls. Dzisiaj rano jak rozmawiałam z panią od niemieckiego, która wtedy z tą kartkówką mnie oszukała to już czułam jak szklą mi się oczy, ale nie pękłam. Mama przez przypadek przejechała mi kołem od roweru po nodze... ledwo powstrzymany wybuch gniewu. Nic poza tym we mnie nie ma. Prosty przykład, banalny wręcz. Kiedyś mogłam siedzieć na tumblr siedzieć godzinami i reblogować, a teraz? Przeglądam kolejne strony z obojętnością, nic mnie nie rusza. Nie motywuje. Jak tak można trwać?

Ćwiczenia:
Już pisałam wcześniej, że rower i zaliczyłam zakupy na rowerze :) Sporo łażenia po schodach, spacerowanie podczas przerw w szkole. Na więcej nie mam nawet ochoty, ale jeszcze się zmuszę do ćwiczeń na pupę.
A jak tam u was? :) Trzymajcie się :*

Prawie bym zapomniała : O 8. dzień.
"Twoje największe obawy związane z dietą."
Cóż, bardzo boję się ewentualnego efektu jo-jo.Ogólnie boję się utyć. Boję się? momentu, w którym osiągnę cel, co wtedy? Czy dam radę wrócić do normalnego jedzenia, bez liczenia kalorii, bez żałowania sobie wszystkiego?Jednym słowem, czy dam radę wyjść z diety? Czy to w ogóle można nazwać dietą... Boję się o to co będzie dalej.
Edit.
Tak bardzo nie chciało mi się ćwiczyć, ale coś mnie tknęło i poszłam biegać ^^ 5 km, muzyka w uszach, piękny zapach wilgotnego lasu, który w końcu odetchnął z ulgą widząc słońce, błękitne niebo i od czasu do czasu inni biegacze, rowerzyści, nordic walking-owicze ( nie wiem jak ich nazwać :D) :)
Pięknie jest :D Bieganie zawsze sprawia mi radość. Biegam coraz szybciej, dalej i się z tego cieszę.

Moje osiedle znajduje się jakieś 100 m od lasu, więc z okna mam widok na las. Zawsze w lato słyszę pod oknami muzykę ludzi, którzy robią sobie wieczorne nasiadówki przy lesie. Może to dziwne, ale zawsze miło mi się to kojarzy, ten moment kiedy pierwszy raz w sezonie, wieczorkiem słyszę muzykę pod oknami :D

poniedziałek, 19 maja 2014

#43

Hej  :) Zaklinamy dobre dni, jest 8:04, na 7 byłam w szkole napisać kartkówkę i teraz mam jeszcze odrobinę czasu w domu, bo wróciłam. Dzisiaj do szkoły idę w sukience. Staram się zaakceptować swój wygląd. Wiem, że będzie jeszcze lepiej, ale i tak za mną już długa droga i czas, by w końcu się lepiej poczuć. Nie ma co się zamartwiać opinią innych. Wczoraj też pomalowałam paznokcie na fajny neonowy kolorek. Lubię czasem po prostu fajnie się ze sobą czuć :)
Mam na dzisiaj plan tego co będę jeść, na razie jestem po śniadaniu. Mam nadzieję, że nie zawalę i dam z siebie wszystko. Pogoda już ładna, teraz tylko czekam na koniec lekcji i pójście, a raczej pojechanie z mamą na zakupy. Wsiadamy na rower i musimy pojechać na pocztę, a później do sklepów i zrobić zakupy na najbliższe dni.
Dobrego dnia wam życzę :)

#42

Jest lepiej, ale nie wystarczająco.
-Wafel ryżowy + dwie łyżki jogurtu 47 kcal
-jabłko 36 kcal
-2 x chrupkie z polędwicą z warzywami 56 kcal
-jakieś tam fit ciasteczko... 106 kcal
-2 x truskawka 4 kcal
- 2 x chrukie z polędwicą i troche jogurtu naturalnego 56 kcal
-sałatka z kurczakiem 150 kcal ( a miałam już jej nie jeść... )
razem: 427/650
Jutro musi być mniej.
+dużo wody i kubek czerwonej herbaty.
Jak patrzę na ten bilans to wydaje mi się, że cały dzień coś jadłam. Fuj. Muszę się postarać jeszcze bardziej. Mocniej.

Dzień 7.
"Czy twoi rodzice/ znajomi wiedzą, że się odchudzasz? Jak na to reagują?"
Tak, wszyscy wiedzą. Może nie wiedzą tak dokładnie wszystkiego... chociaż moja przyjaciółka wie o tym, że byłam na sgd, sama ją kiedyś zaczęła, ale przeszła może 4  dni. Tak, więc mama uważa, że wszystko spoko, ale jem za mało według niej, a przyjaciółka to już w ogóle uważa, że przesadzam.

Nie mam dzisiaj nic więcej do powiedzenia. Wieczorem was poodwiedzam, a teraz idę odkurzyć, obejrzeć serial, poćwiczyć i pouczyć się do chemii. Kolejność może zmienię, ale nic nie wypadnie z planu :)

Trzymajcie się :*

Edit.
Ćwiczenia zaliczone :) 100 brzuszków, 20 przysiadów, ćwiczenia na pupę, wymachy nogami do tyłu ( po 20 x na noge), leżenie na boku i noga góra-dół ( po 40 x na noge), 10 skłonów, wymachy ramion, krążenie bioder. Jutro rower, więc będzie lepiej :D Obiecali na jutro piękną pogodę, więc... czekam!

niedziela, 18 maja 2014

#41

Po wczorajszych grzechach postanowiłam, że trochę się przeczyszczę. 2 tabletki i po sprawie... 3 rano, zwijam się z bólu. Idę do toalety i do ok 5:30 z małymi przerwami cały czas w ubikacji. Czy po wszystkim było mi lepiej? Może. Położyłam się z powrotem i wstałam o 13.
Dzisiaj miało obejść się bez jedzenia, znowu. Kolejny świetny pomysł, karna głodówka, ale już po kilku próbach wiem jak to się kończy, więc jadłam dzisiaj. Ostatnio moja siła gdzieś odeszła, może na jakieś wakacje, ale to nie jest dobry czas na wakacje, więc nawołuję ją, by do mnie wróciła! Błagam. Zjadłam śniadanie, ponieważ wiedziałam, że jedziemy zjeść na mieście. A dokładniej? Do pizzerii. Nie ułatwiają mi sprawy jednym słowem. Jednak udało mi się! Kiedy rodzice zajadali się pizzą, pieczywem czosnkowym i paluchami chlebowymi z serem ja jadłam swoją sałatkę z grillowanym kurczakiem. W sumie ta sałatka była taka jak ta, którą niedawno w domu robiłam + odrobina kurczaka. Było też dodane trochę słonecznika i kukurydzy. Uff, popiłam to wodą z cytryną i dałam radę. Poza tym, nie było to ciężkie, bo sałatka była pyszna :)
Znowu zakupy, moja mama naprawdę stara się odbudować moją pewność siebie, do szafki trafiła kolejna sukienka i kolejne szorty. Szortów nie chciałam gdyż mam grube nogi, mówiłam mamie, pytałam, ale ona uparcie twierdzi, że moje nogi są już w porządku. Żeby mi to udowodnić zrobiła mi wstyd w sklepie pytając jakiegoś faceta ( na oko 20 kilka lat), czy według niego mam grube nogi "niech pan powie tej młodej damie, że nie ma grubych nóg", na co on "spokojnie, ma pani bardzo ładne nogi". Czerwona jak burak bąknęłam "dziękuję" i schowałam się w przymierzalni. Mama wzięła ode mnie te spodenki i poszła razem z sukienką do kasy.
Zbliża się moja pora kolacji, ale nic już nie ruszę, nadal czuję się pełna, może nie pełna, ale po prostu nadal nie czuję się dobrze po moim świetnym pomyśle z tabletkami. Cóż, kara była adekwatna do czynu, mówiłam sobie, że gdybym wczoraj w Starbucksie dała radę to zamiast siedzieć na toalecie spałabym sobie.
Bilans:
- 2 x chrupkie z polędwicą z warzywami + 2 łyżki jog. naturalnego i łyżka płatków fitness 103 kcal
- sałatka z kurczakiem ( pomidor, sałata, czerwona cebula, kukurydza, słonecznik, sos balsamiczny, ogórek) 170 ? kcal
Razem : 273 kcal/700 kcal
Nie mam siły na ćwiczenia. Po badaniach wyszło, że jestem bardzo odwodniona i dzisiaj kolejna utrata wody spowodowały, że jest mi słabo. Ale trochę połaziłam, więc nie siedziałam cały czas w domu.

Dzień 6.
"Jak się motywujesz do diety?"
Od razu mówię, że nie bardzo działają na mnie thinspiracje. Nie mam jakichś super sposobów motywacji, po prostu czuję potrzebę chudnięcia. Wiadomo, czynnikami, które mnie motywują są pozytywne komentarze, moja mama już się śmieje, że wydrukuje kartki z moją historią i jak ktoś spyta to po prostu wręczy mu kartkę. Chodzimy tylko i opowiadamy jak schudłam, ile schudłam bla bla bla. Praktycznie nie ma dnia, żeby ktoś nie pytał i nie komentował.

Jutro poniedziałek, czyli nowy tydzień zaczynamy. Jesteście świadkami obietnicy, którą składam sobie sama. Małymi kroczkami odbudowuję moją siłę i znów zaczynam się kontrolować. Jeśli do następnej niedzieli nie zawalę to robię sobie ciepłą kąpiel z miętowym olejkiem do kąpieli ^^ Bardzo lubię gorące kąpiele. Do tego czasu nie mam prawa robić sobie długich, przyjemnych, ciepłych kąpieli. Amen.
Ja zmykam pić wodę, żeby nie paść z odwodnienia, gdyż procentowo wyszło "skrajne odwodnienie".
Trzymajcie się :*

sobota, 17 maja 2014

#40

Od 10 do 19, cały dzień w Szczecinie na nogach. Rano kampania wyborcza później festiwal w Książnicy, a na koniec... no właśnie, a na koniec zjebałam. Nie wiem co się ze mną dzieje. Znowu zawaliłam, wiem, że pewnie już macie dość tego "zwaliłam zawaliłam zawaliłam", bo ile można? Czy ja się nigdy nie nauczę, że tak czy siak mam wyrzuty sumienia? Zawsze przed zwaleniem zjedzeniem czegoś niedozwolonego myślę sobie "zjedz, nic Ci nie będzie, zjesz bez wyrzutów sumienia, normalnie, jak inni", a potem i tak mi z tym źle, więc po co mi to? Przecież wolałabym napisać, że poszło mi dobrze i się nie dałam, ale cóż, głupia jestem, słaba jestem. Jedyne co polepsza moją sytuację to naprawdę dużo łażenia, bo przy okazji się zgubiliśmy -,- Oczywiście, śniadanie i obiad były wzorowe, ale wypad z przyjaciółmi do Starbucksa źle się skończył... nawet szkoda o tym wspominać. Oczywiście mama mnie wyśmiała, że i tak nie zjadłam dużo, tak samo przyjaciółka, ale ja wiem swoje, bo wiem jak się z tym czuję. Przyjaciółka nawet zrobiła mi zdjęcie jak jem przy ludziach, bo stwierdziła, ze to niecodzienny widok. Jak ja nisko upadłam.
Spotkanie z dawną koleżanką, która ma anoreksję... stwierdziła, że wyglądałam dzisiaj bardzo ładnie, miło :)
No cóż, dzisiaj znowu kolor czerwony, to oznacza, że jestem słabiuteńka, ale spokojnie. Postaram się... nie! Ja się nie postaram, ja to zrobię, poprawię się!
Od dzisiaj, tego momentu. Nie od jutra! Nie jem słodyczy, zero tolerancji, zero przekraczania bilansów, nie zależy jaka jest sytuacja, po prostu nie zawalam. Nagrodą będzie ten tort w czerwcu, wiem, że nagradzanie się jedzeniem nie jest jakimś zajebistym pomysłem, ale cóż, kto powiedział, że ja miewam zajebiste i mądre pomysły? Bilansu nie napiszę, bo i tak przekroczony i mi wstyd. Jutro naprawa mnie samej. Nic nie jest stracone, right?
Tak w ogóle to od jakiegoś miesiąca nie widzę mojej przyjaciółki zwanej miesiączką, gdzie jesteś? Na razie jeszcze nie jest to moim zmartwieniem, bo zdarzało mi się już mieć nawet 2-3 miesięczną przerwę ot tak, nawet kiedy jeszcze normalnie jadłam.
Wiecie co? Dzisiaj ubrałam sukienkę i przez cały dzień czułam się dosyć dobrze :) Nawet jak to określił mój kolega " jakiś koleś mnie obczajał" hahahah xd

Dzień 5.
"Kiedy zdecydowałaś się odchudzać? Co było impulsem do utraty wagi?"
Oczywiście próbowałam wiele razy i nie dawałam rady, aż do czasu, gdy jakoś na przełomie grudnia 2012/ stycznia 2013 po feriach spędzonych na nartach zgubiłam 5 kg. Okazało się to na bilansie u pielęgniarki. W sumie to się zdziwiłam, czyżbym pierwszy raz w życiu ruszyła z wagą w dół? Otóż to, udało się. Pomyślałam sobie "czemu by tego nie pociągnąć dalej?". Zaczęło się. Już w wakacje 2013 zamiast 95 kg ważyłam 87 kg. Nikt o tym nie wiedział, tylko ja. Później szpital --->dietetyk ----> kolejne kilogramy w dół. Było świetnie, nareszcie uwierzyłam, że naprawdę mogę schudnąć. Pierwsze 2-3 wizyty u dietetyka to było tracenie na wadze 1-2 kg na miesiąc. Później przyspieszyłam i chudłam 3 kg na miesiąc. Działo się tak ponieważ praktycznie jedynymi rzeczami jakie jadłam były bułki grahamki ze zwykłym almette, można powiedzieć, że do porzygu. Bułka bułkę bułką poganiała, ale chudłam? Chudłam. Oczywiście założyłam zeszyt, pewnie każda z nas taki ma bądź kiedyś miała. Doszłam do momentu kiedy znów zaczęłam liczyć kalorie. 1. raz je liczyłam na początku zeszytu, czyli jeszcze zimą, a później, czyli na początku wizyt u dietetyka przez jakieś 3 miesiące ich nie liczyłam, ale wiadomo, liczenie kalorii wręcz uzależnia, staje się obsesją i wróciłam do tego. Najpierw 1200 kcal, później 1000. Marzyłam o zejściu poniżej 1000 i stało się, jadłam 900, 800, coraz mniej. Wykluczałam coraz więcej produktów, jak sobie powiedziałam, że mozzarella jest kaloryczna i tłusta to przeszłam z jedzenia jej prawie codziennie do nie jedzenia jej w ogóle. To samo ze słodyczami, nie wiem co się ze mną teraz dzieje, że sobie na nie pozwalam. Ahhh, jesteśmy coraz bliżej dnia dzisiejszego, obwody spadały, a ja w końcu tak się rozpędziłam, że jestem tutaj, gubiąc nawet 4-5 kg w miesiąc. Dietetyk się martwi, ale to już nie jej sprawa, bo z nią skończyłam roczny program i został tylko szereg końcowych badań. Martwią się też przyjaciele i mama, ale przed mamą daję radę ukryć. Chociaż mam długi język i oni wszyscy wiedzą za dużo, czasem żałuję, że im tyle mówię, ale taki już ze mnie typ człowieka. Podsumowując, droga była długa i wyboista i nadal trwa. Muszę się znów pozbierać. Dam radę.

Notka długa, dziękuję każdej, która dała radę przez to przebrnąć, przez ten mój chaotyczny wywód. Trzymajcie się i oby wam szło lepiej niż mnie :)

Ps. Przepraszam, że nie komentuję waszych wpisów, ale nie mam weny? A nie chciałabym pisać komentarzy na siłę :) Nie oznacza to jednak, że nie czytam i nie jestem z wami!

piątek, 16 maja 2014

#39

Czyżby dobre dni wracały? Jest coraz lepiej, znowu jest słońce i to dzięki niemu czuję się lepiej. Lubię ten moment kiedy wychodzę ze szkoły, a na mojej skórze czuję delikatne ciepełko. Szybko piszę bilans i lecę spotkać się z przyjaciółmi. Dzisiaj trochę nagięłam mój plan, ale było zdrowo i nie przekroczyłam limitu :)
-jogurt naturalny z płatkami fitness 120 kcal
-15 truskawek polskich, pysznych :3 30 kcal
-frittata pieczarkowa ( u którejś z was zobaczyłam) 125 kcal
-kanapka z chleba ciemnego bez węglowodanowego z polędwicą z warzywami 150 kcal
- jogurt naturalny 4 łyżki + 2 łyżki płatków fitness ( mniej niż rano) 92 kcal

517/650 Mam nadzieję, że dzisiaj już nic nie dojem :)
Jak wrócę do domu to zmuszę się do ćwiczeń na pupę i jakichś przysiadów, wiecie, jak zwykle :)
Jak wrócę to napiszę jakie owsianki kupuję ( chodzi mi o te gotowe), ponieważ pytanie padło o nie oraz odpowiem na pytanie z dnia 4.
"Twoje piękne wnętrze w brzydkim ciele. Opisz jak się czujesz ze swoją aktualną wagą."
Czasem czuję się dobrze, a czasem źle. Przychodzi moment kiedy czuję się okropnie gruba i wielka. Większa niż inni. Zastanawiam się też jak ludzie mogli się ze mną zadawać przed dietą. Kiedy tyle ważyłam, jak oni mnie widzieli? Byłam żałosna i teraz nie jest lepiej.

Owsianki:
Kupuję jakieś owsianki z Fitelli, również "Coś na ząb"i jeszcze NesVita. Dobre są :)

czwartek, 15 maja 2014

#38

Hej,
dzisiaj zdecydowanie lepiej :) W końcu poczułam głód, żadnego przejedzenia. Jakie to cudowne ^^ Jutro już piątek i weekend. Plany są, więc jest dobrze :) Jeszcze tylko jutro zebranie w szkole, ale oceny nie są złe, mama już wszystkie widziała, więc nic nowego jej nie czeka.
Co do pytania Chaotyczna Istotka
Owsianki zazwyczaj robię sama, ale ostatnio próbuję sobie tych gotowych ;)
Bilans:
- owsianka bananowa 154 kcal
- jabłko 30 kcal
- trochę rosołu z makaronem z pszenicy durum 150 kcal ( pewnie nawet mniej, ale wole napisac wiecej)
-2 x chrupkie z polędwicą i warzywami 58 kcal
-2 łyżki jogurtu naturalnego + jedna łyżka płatków fitness 48 kcal
+ w dzień 2 kubki czerwonej herbaty
Miało się skończyć na kanapkach, ale jogurt dojadłam po powrocie do domu, bo głodna byłam, a nie chciałam później mieć napadu. Więc jadłospis na dziś został wykonany całkowicie, z tym, że właśnie ten jogurt dodałam :)

Razem : 446/650

Zaraz zrobię ćwiczenia na pupę, jakieś przysiady, coś na nogi + dzisiejsze łażenie po dworze, jest okej :)
Stanęłam rano na wadze. Nie utyłam ^^ Nadal jest 64 kg.

3. dzień planu
"Dlaczego zdecydowałaś się założyć bloga o odchudzaniu?"
Hmm... próbowałam już wiele razy kiedy byłam młodsza. Kończyło się to tak, że blog odchodził w zapomnienie tak samo jak odchudzanie. Jednak jakiś czas temu pomyślałam sobie, że może poodwiedzam blogi motylków, dało mi to kopa do dalszej pracy. Nie łatwo mi było znaleźć aktualne blogi, ale trochę się zagłębiając dotarłam do nich. W końcu tak pomyślałam, że ja sama też chcę pisać o moich zmaganiach, chcę w tym wszystkim uczestniczyć. Powiem wam, że to trochę uzależnia, ale staram się ograniczać bloga i nie opuszczać przyjaciół. Jednym słowem założyłam bloga żeby dzielić się tym wszystkim co we mnie jest. Myślę, że tak podświadomie chodziło też o wasze wsparcie. Sama nie potrafię tego dokładnie powiedzieć. :)
Trzymajcie się :*

środa, 14 maja 2014

#37

Co tu się długo rozpisywać,wyjęłam dzisiaj ubrania z zeszłego lata, wszystko za duże, dużo za duże. No cóż. To znaczy, ze od wakacji dużo schudłam, to dobrze :)
Zrobiłyśmy dzisiaj z mamą zdrowe zakupy, chrupkie pieczywo, owsianki i takie tam.
 Bilans:
-owsianka wiśniowa na wodzie 190 kcal + mięta
-gratka 88 kcal
-jabłko 36 kcal
-trochę rosołu z odrobiną makaronu z pszenicy durum 150 kcal
-płatki fitness + mleko bez laktozy 170 kcal
634/650
Dzisiaj naprawdę sporo łażenia po mieście, bo zakupy były robione akurat tam gdzie daleko trzeba pójść. Oczywiście szłam pieszo ^^ + schodami do domu, nigdy mi się nie chce, ale zawsze to dodatkowe kalorie spalam.
Na dzisiaj miałam przygotowany jadłospis. Spełniony jest. Postanowiłam, że z powrotem trzeba odzyskać kontrolę. Małe posiłki w równych odstępach czasu. Kiedy znowu odzyskam kontrolę to zacznę zjeżdżać w dół z bilansami. Na razie po jednym wyłamaniu moje ciało i psychika krzyczą, że chcą jeszcze.Tak jakby ta bariera, która odgradzała mnie od słodyczy i tego wszystkiego pękła. Moja tama jest naruszona, muszę ją naprawić i jeszcze bardziej wzmocnić, ale jak wiadomo powrót na dobre tory jest trudniejszy niż zejście z nich, więc muszę odzyskać siłę i szybko naprawić szkody. Trzymajcie za mnie kciuki.
Na jutro również przygotuję jadłospis, mam nadzieję, że będę się go trzymać.
Karne głodówki mają dla mnie opłakane konsekwencje, zawsze się na nich łamię, a potem jest napad i taki oto finał. Przyznam się, że wczoraj jeszcze pożarłam kilka wafli ryżowych z almette łososiowym... Porażka, chciałam zniwelować ten słodki posmak, który mnie mdlił i wyszło jak wyszło, ale dzisiaj na szczęście trochę lepiej.
Dzisiaj babka z niemieckiego mnie oszukała. Nie zaliczyła mi dobrych odpowiedzi na kartkówce, bo coś jej tam nie pasowało. długa historia, ale ewidentnie nie ma racji! Ja już się z nią kłóciłam i nic to nie dało. W piątek mama idzie na zebranie to poprosi moją wychowawczynie o pomoc.

Dzisiaj mama kupiła mi kolejną sukienkę... Według niej mam już całkiem szczupłe nogi, ciekawe, w którym miejscu one są szczupłe.

2. dzień planu, którego zdjęcie dałam wczoraj.
-"Jaki jest twój cel? Co chcesz w sobie zmienić?"
Moim celem jest schudnięcie. Pozbycie się kompleksów i wydobycie z siebie mojej pewności i wiary w swoje możliwości. Nie chcę już być tą grubą, o której można mówić żarty, nigdy więcej! Nigdy więcej nie chcę się wstydzić przechodzić obok ludzi, chcę iść przed siebie nie zastanawiając się co o mnie powiedzą, bo pewnie nie będą to już tak przykre słowa jak kiedyś :) Chcę również mieć kontrolę nad sobą i nie dawać się jedzeniu. Pragnę, by to inne dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością, a nie ja na nie. Chcę w końcu poczuć jak to jest odżyć i czerpać z życia.

Trzymajcie się :*


wtorek, 13 maja 2014

#36

*
Dzisiaj zacznę ten 40 dniowy plan :)
Niestety dzisiaj w kalendarzyku pojawi się żałosny czerwony kolor, który będzie świadczył o mojej słabości. Miała być głodówka, oczywiście słaba ja zrezygnowałam. Chciałam na luzie lekko zjeść, a skończyło się na 858 kcal. Eh, znowu, ale powiem wam, że staram się zachować pozytywne myślenie żebym nie męczyła się sama ze sobą. Muszę w końcu zacząć jeść regularne posiłki i nie rezygnować ze śniadania, bo źle to się kończy, a tego nie chcemy. Bilans:
-Naleśnik z pieczarkami 200 kcal
-2x chrupkie z polędwicą drobiową z warzywami 58 kcal
-1x wafel ryżowy 39 kcal
-jabłko 36 kcal
-duży kubek lodów śmietankowo-ajerkoniakowych z orzechami i takimi cudami 525 kcal
Razem 858 kcal/ 650 kcal
Masakrator jednym słowem, bywa, wybaczcie... ale był już taki moment gdzie tak mi się chciało jeść, że wzrastająca irytacja wygrała.
Moja siła gdzieś uciekła, muszę ją odnaleźć i taki mam zamiar, nie poddam się.

Dzień 1.
Mam 1,66 m wzrostu i ważę 64 kilo. Mam długie, proste blond włosy. Kiedyś gęste i zdrowe, dzisiaj nieco gorzej z nimi. Moje oczy są błękitne, taki zimny odcień. Jestem osobą o dosyć ciętym poczuciu humoru, nie raz można usłyszeć z moich ust ironiczne wypowiedzi, naprawdę trzeba mnie znać, żeby zaakceptować i w pełni zrozumieć.  Moje wredne usposobienie często odpycha innych ludzi ode mnie, ale cóż, takie życie :)

*Plan znalazłam u jakiejś dziewczyny na blogu, z góry ją przepraszam, ponieważ nie pamiętam jej nazwy.

Trzymajcie się :*

poniedziałek, 12 maja 2014

#35

Hej,
wiecie co, stwierdzam, że to wszystko za daleko zachodzi. Naprawdę czuję, że juz mam problem. Najchętniej nie jadłabym nic, ale już i tak kręci mi się w głowie, dwoi mi się w oczach. Mam limit do 650 kcal, a zjadam niecałe 300. To jest chore wręcz, ale co ja poradzę, że tylko takie bilanse mnie zadowalają? Dzisiaj powiedziałam sobie, że zjem trochę więcej, przecież nic mi się nie stanie, limitu nie przekraczam, więc w porządku. Niby wszystko w porządku, ale źle się z tym czuję, dzisiaj miałam plan na ok. 250 kcal, ale ile tak można? Bilans dopiszę potem, bo chcę coś jeszcze zjeść, ale muszę poczekać, bo mam tak skurczony żołądek, że trzy kotleciki sojowe i dwie kanapki są ciężkie jak kamienie. Ogólnie to stwierdzam, że muszę jeść na śniadanie coś więcej niż jabłko, bo później włącza mi się tryb pożeracza. Mimo tego, że im wyższy bilans tym gorsze moje samopoczucie i w sumie samoocena, bo czuję się żałośnie, gdy jem, to na jutro zaplanuję sobie tak ok. 500-600 kcal. Ogólnie to jakoś tak pusto się czuję, żadnych emocji, ani negatywnych ani pozytywnych, jakby ktoś spytał co czuję... pustkę. Jedyne co czuję tak realnie to strach przed przytyciem, nie dałabym rady tego znieść, dlatego myślę, że aby nie mieć napadów, które mogłyby mnie skończyć to muszę jeść zdrowo i w granicach do tych 650 kcal. Wiem, że będę musiała się zmuszać i potem zmagać z wyrzutami, bo jedzenie nie jest dobre dla mnie. Nie chcę go, a mimo to tyle go dzisiaj pochłonęłam.
Nie wiem czemu tyle zjadłam, czy to dlatego, że miałam karteczkę "+100" ? Po co ja w ogóle napisałam taką karteczkę. Dało mi to jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa. Błąd. Nienawidzę tyle jeść. Czuję się jakby ta potrzeba, którą opisałam wyżej to po prostu chęć usprawiedliwienia mojej żałosnej słabości do jedzenia. O co mi chodzi? Boożee, sama nie wiem. Wiem, że powinnam jeść trochę więcej, ale zaraz zobaczycie ile zjadłam dzisiaj i czuję się z tym okropnie, nie chcę tak.
-jabłko 36 kcal
-płatki fit + 125 ml mleka bez laktozy 110 kcal
-3 kotleciki sojowe + trochę mizerii 100 kcal
- i znowu się zaczyna
-1 razowa kromka z mozzarellą 130 kcal
-1x chrupkie z serkiem szczypiorkowym 50 kcal
-2 x trochę mleka z musli tropikalnym 200 kcal
-trochę arbuza 100 ? kcal

F.U.C.K !!!
Ach tak, chyba zbliża mi się okres, powinien, to już 1,5 miesiąca spóźnienia, co się ze mną dzieje?
Razem: 726 / 750
Jak mogłam, jak? Kiedy ja ostatnio tyle zeżarłam? Nie może tak być, czuję się okropnie, już prawie czuję jak tyję. Czuję, tyję, będę tłusta, tzn. już jestem, ale będzie gorzej...


 Trzymajcie się :*
Przepraszam, że tak ciągle coś dopisuję, ale naprawdę szybko zapominam o tym co chciałam i tak jakoś. Moja koncentracja podupada.
Chaotyczna Istotka - mleko bez laktozy w porównaniu ze zwykłym 0,5 % wydaje mi się słodsze, ale poza tym mleko jak mleko, i tak, jest mi po nim trochę lepiej niż po zwykłym ;)

Ostatni edit z ćwiczeniami:
-300 x na skakance
-20 przysiadów
-10 skłonów
-80 x ( po 40 x na nogę) leżąc na boku góra-dół
-20 x (po 10 x na nogę) klęcząc wymachy do tyłu
-50 brzuszków
-40 razy ( po 20 x na ramię) krążenia
-ćwiczenia na pupę
A jutro planuję głodówkę, życzcie mi szczęścia i siły, przyda się. +Chyba zmniejszę limity majowe, ale nie wiem, jest to w trakcie przemyśleń. :)
I ten głos, który zawsze się przypomina i mówi "będzie Ci lepiej jak będziesz głodna"...

niedziela, 11 maja 2014

#34

Hej, dzisiaj trochę lepiej, ale i tak mój nastrój jakoś tak padł. Nie potrafię tego określić, ale nie jest już tak pozytywnie jak było jeszcze jakiś czas temu jak zaczynałam posta pisząc "kolejny dobry dzień".
Wstałam po 10, zjadłam śniadanie i dopiero przy ubieraniu się zważyłam. Wiem, że lepiej przed śniadaniem... Waga z godziny 11? 64,1 kg. Możliwe, że tak szybko spada? Jeszcze u lekarza, czyli jakiś niecały tydzień temu 65,7 kg o.O. Nie to żebym miała coś przeciwko, ale jakoś tak sama nie mogę w to uwierzyć.
Dzisiaj był grill, jak zwykle. Mam idealnie zaplanowany dzień i wychodzi jak zwykle. Ale w sumie nic mi ten grill nie zepsuł, a nawet wyszło lepiej niż jakbym przy planie została, więc nie ma tragedii.

Bilans:
-płatki fitness + mleko bez laktozy 110 kcal
-jabłko 36 kcal
-trochę mizerii 20 kcal
-malutki ''udzik'' z kurczaka (bez kości, bez skóry) 100? kcal/ może mnie, ale wole dać tyle
-herbata czerwona i mięta
mam nadzieję, że już nic nie dojem
Razem: 266/700
Dzisiaj lepiej, ale jeszcze muszę sobie poradzić z tym, że jak coś przygotowuję to kuszę się żeby coś spróbować. Takie podjadanie może się źle skończyć, dzisiaj na szczęście były to 2 plasterki ogórka, więc luz.

Ćwiczenia:
-330 x na skakance
-10 przysiadów
-10 skłonów
dodatkowo jak wracałam do domu to weszłam po schodach (3. piętro) zawsze coś ;)
zaraz idę na dwór, więc jeszcze połażę
Trzymajcie się :*

sobota, 10 maja 2014

#33

O mój Boże, co to było. Do 15 szło pięknie, a potem... napad. Dzisiaj już nic nie jem. Jak ja mogłam...
Bilans:
-1x chrupkie z 0,5 plastra szynki drobiowej 28 kcal + 1 truskawka 2 kcal + mięta
-0,5 deserku dla dzieci Gerber 44 kcal
-1x wafel ryżowy 39 kcal
i tu się zaczyna szaleństwo
-owsianka, ta nieszczęsna, o której wczoraj pisałam 170 kcal ( na wodzie)
-2x trochę musli z mlekiem 200 kcal
-1 x wafel ryżowy 39 kcal
-1 x chrupkie z serkiem z suszonych pomidorów 50 kcal
-popijanie mleka 100 kcal

Razem:
672/700
 A miało być tak pięknie, słaba jestem.
Ćwiczenia: 300 x na skakance, 10 przysiadów... jednakże w takich okolicznościach muszę coś jeszcze. Zaraz wezmę skakankę i zrobię kolejne 300, kolejne przysiady i ćwiczenia na pupę. To mnie uratuje. Żałuję, że nie znalazłam w sobie siły. Wiem, że bilans jak na napad nie wyszedł zły. Pewnie pomyślicie, że nawet nie najgorzej, przecież bywa tak, że dziewczyna ma napad i przekracza 1000 kcal. Nie zmienia to niestety faktu, że nie czuję się z tym dobrze. Nie jestem dumna z mojego zachowania. Jutro musi być lepiej, bo jak nie to wyrzuty sumienia mnie zeżrą. Przecież lubię uczucie głodu, więc czemu uległam i się napchałam? Wiem, że to reakcja organizmu, który poszukuje energii, ale przecież mogę nad tym panować!
Szybki edit.
+300 x na skakance
+10 przysiadów
+10 skłonów
+40 x (po 20 na noge) leżąc na boku pulsowanie nogą góra-dół
+20 x ( po 10 na noge) będąc na kolanach wymachy nogą do tyłu
+ćwiczenia na pupę: to są 2 ćwiczenia, które mają po 3 serie 10-12-15

Eh, i mały akt bezmyślności.... głupio się przyznać, ale tak się stało, że pocięłam sobie udo. Naprawdę, głupio mi się przyznać. Ale ulżyło mi trochę, 3-4 cięcia na udzie, a jakie ukojenie. Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło i sama się sobie dziwię, że wam o tym mówię.
Trzymajcie się :*

piątek, 9 maja 2014

#32

Burza, siedzę sobie na łóżku, obok mnie kot. Taki spokojny, szczęśliwy. Niczym się nie martwi. Jak byłam mała to patrzyłam na mojego chomika i marzyłam żeby się z nim zamienić. Zero problemów. Wiadomo, zero porannego wstawania, żyć nie umierać.
Na całe szczęście waga się nie zatrzymuje, stopniowo leci w dół, dzisiaj rano już 64,7 kg. Wiem, że to i tak pewnie tylko woda ucieka, ale nie zmienia to faktu, że dobrze mi z tym. Nie mogę się doczekać tych 60 kg i potem tej 5 z przodu. Chociaż nie wiem ile jeszcze muszę schudnąć żeby chociaż trochę tego tłuszczu zniknęło. Jestem okropna. Naprzemiennie myślę o tym co mam ochotę zjeść, a potem od razu myślę, że przecież tego nie chcę, nie potrzebuję. Dzisiaj już prawie się złamałam. Już miałam wstać i pójść do kuchni, wziąć sobie obiad, ale nie poszłam, nie dałam się. Najchętniej bym zrobiła sobie głodówkę, ale jestem słaba i pewnie nie dałabym rady. Ileż we mnie sprzeczności, co się dzieje. Jutro już sama sobie obiecałam wyżerkę na śniadanie. W kuchni jest owsianka do zrobienia na wodzie (170 kcal). Codziennie sobie mówię, że jutro zjem. I tak już 4 dni ją jem. Często tak mam, aż w końcu to coś się psuje i tyle z tego wychodzi. Czuję się jakoś dziwnie przybita, chyba sama się wpędzam w takie stany. Nawet moich ulubionych seriali mi się nie chce pooglądać, a mam już zaległości w odcinkach. Nie chce mi się.
Przyszły wyniki morfologii krwi. Nic z tego nie rozumiem, dlatego do lekarza znowu idę. Jedyne co ogarnęłam to to, że mam za mało płytek krwi i jest tam dopisek, że "zalecane do kontroli". Zobaczymy co z tego wyniknie. Raaah, znowu nie potrafię napisać czegoś sensownego.
Bilans:
- 2 x chrupkie z polędwicą i mięta z lnem 58 kcal
-pół jabłka 20 kcal
-2 x chrupkie z 1,5 plastra szynki drobiowej 54 kcal i herbata czerwona (żałuję tych kanapek)
Razem : 132/ 550
Dzisiaj na karteczce było "-100 kcal"

Ćwiczenia:
Pewnie zrobię tylko te na pupę... leń. Miałam iść dzisiaj o 20 na organizowany bieg na 4 km, ale cóż, burza i nieustający deszcz, który naprawdę przez cały dzień nie ustaje mi to uniemożliwia.

czwartek, 8 maja 2014

#31

Hej :)
Dzisiaj spoko dzień, ale niestety rano byłam na tej nieszczęsnej morfologii. Mama już nie dała się przekonać, że nie trzeba i mnie zarejestrowała. Ok, wiadomo, że na badanie stawiamy się na czczo. Pomyślałam, więc, że można by zrobić głodówkę, ale ostatecznie stwierdziłam, że i tak mam metabolizm rozregulowany do granic możliwości i nie będę go dodatkowo spowalniać. W szkole zjadłam kanapkę z chleba razowego z szynką drobiową (80kcal), a w domu muesli tropikalne z mlekiem(200 kcal). Co do mleka, zobaczyłam dzisiaj w sklepie mleko bez laktozowe, co prawda ma trochę więcej kalorii od zwykłego 0,5 %, ale niestety ja nie toleruję laktozy już od dziecka i po tym mleku będę czuła się lepiej. Wiem, że to trochę dziwne, że nie toleruję laktozy, a piję mleko, ale ja je tak lubię, że nie potrafię sobie odmówić...
Eh, ciekawe co wyjdzie z tej morfologii. Chociaż ja dobrze wiem co mi jest. Obniżona temperatura, zwiększone sińce pod oczami, brak energii, bladość, kręcenie się w głowie.... trochę jeszcze można by wymieniać, a przecież aż tak mało nie jem. Są dziewczyny, które jedzą zdecydowanie mniej ode mnie.
Tak w ogóle to wczoraj kupiłam gazetę "Women's Health". Jest tam ciekawy artykuł dotyczący odchudzania się i w ogóle. Można sobie policzyć zapotrzebowanie na kalorie, które u mnie według tego wynosi 2153 kcal. Boże, jeśli ja bym tyle zjadła to bym chyba zwymiotowała z przejedzenia... Ok, dalej. Według wzroku do obliczenia przybliżonej idealnej wagi, ja powinnam ważyć 56-58 kg. Taki mam zamiar :) A może nawet mniej? 3:)
Dobrze, jest też coś w co ja za bardzo nie wierzę. Struktura kości. Mierzymy ją patrząc na obwód naszego nadgarstka. Ja mam w obwodzie 14 cm, więc według tego mam drobny kościec. Ciekawe gdzie... Szkoda, że w lustrze jakoś nie widać żebym jakaś drobna była. Jak ktoś jest tłusty to wiadomo co się słyszy: " mam grube kości". Mam przyjaciółkę 1,56 m i 90 kg. Ona próbuje mi wmówić, że ma "grube kości" i to dlatego waży więcej niż inni. Jaaasne. Właśnie w takie coś nie wierzę. Jednak nie neguję tego, że różną budowę mają ludzie. Weźmy dwie dziewczyny, podobny wzrost i waga, ale jedna może się wydawać mocniej zbudowana niż druga, a to dlatego, że nie ma takich samych ludzi i kości mogą być odrobinę inaczej no nie wiem ustawione? Genetycznie też mamy zapisane  gdzie nam się tłuszcz odkłada, a gdzie nie, więc podsumowując. Może coś w tym jest? Jednak ja nie sądzę, że mam drobny kościec. Chcecie sprawdzić siebie? To proszę:
Mierzysz mniej niż 157 cm: drobny kościec- mniej niż 13.9 cm/, średni- <14,6,/"gruby"- 14,6-15,9cm
Masz 157-165 cm wzrostu: drobny- 13,9-15,2cm/, średni- 14,6-15,9cm/, ''gruby''- 15,9-16,5 cm
Więcej niż 165 cm: drobny poniżej 15,9 cm/, średni 15,9-16,5cm/, ''gruby''- więcej niż 16,5 cm
Oczywiście te centymetry to obwód nadgarstka, ale głupie nie jesteście, więc wiecie.
Ja mam 166 cm wzrostu i nadgarstek 14 cm. Chociaż jak tak dzisiaj specjalnie przyjrzałam się innym to rzeczywiście mam nadgarstek mniejszy niż np. moja przyjaciółka, która jest szczupła, ale wyższa. Szkoda, że reszty nie mam mniejszej.
W gazecie również znalazłam dwa proste ćwiczenia na ładną pupę. Już wczoraj je robiłam. Dzisiaj też mam zamiar. Ogólnie dzisiaj mam zamiar ćwiczyć, więc luz.
W czerwcu mam urodziny. Dokładniej 13. Jakieś dwa miesiące temu pół żartem, pół serio rzuciłam hasło, że na urodziny chcę mieć mega słodki tort. Najbardziej tuczący ever. Wtedy było to moje marzenie.... rozumiecie? Jeszcze 2-3 miesiące temu marzyłam o takim torcie, a teraz naprawdę czuję żal, że będę musiała go zjeść. Jadę do babci, do Warszawy i cóż, tak się stało, że ona już od ponad 2 tygodni ma zamówiony dla mnie tort. Poprosiła w cukierni o najbardziej słodki. Tak słodki jak tylko się da. Ile to kalorii : O Nie mogę się wywinąć, bo wiem, że dla niej to dużo znaczy. Cieszy się, że przyjeżdżam i specjalnie dla mnie zamówiła ten tort. Co ja mam zrobić... Pozostał mi miesiąc. Lekko ponad miesiąc. Muszę do tego czasu jak najwięcej schudnąć żeby ten jebany tort w siebie wcisnąć. Już teraz czuję się żałośnie. Zjem tort, no chyba mnie pojebało. Chętnie bym to cofnęła. Ale przecież nie powiem babci, że ma odwołać ten tort. Już pewnie zaliczkę dała. Nie mogę się z tym pogodzić. Idę ćwiczyć, może lepiej się poczuję. Wiem, że post długi, ale tak już mam. Słowa piszą się praktycznie same, dlatego też przepraszam za ten chaos. I tak pewnie zrobię jeszcze 12474 edycji tego posta. Kurwa. Nawpierdalam się na urodziny i taki będzie finał. Tłuszcz w prezencie, tak z okazji urodzin. Super :)
Trzymajcie się :c
Edit. ( a nie mówiłam?)
Bilans: hihihi, znowu się obżarłam :)
-kanapka z razowego chleba 80 kcal
-muesli tropikalne + mleko 0,5% 200 kcal (prawie pełna miska -,-)
-2-3 łyki mleka bez laktozy 30 kcal
-2x chrupkie z polędwicą z warzywami 58 kcal
Po bieganiu pół banana zmiksowane z mlekiem bez laktozy 100 ml i pół wafla ryżowego 20 kcal 118 kcal
Razem:
486/650 czuję się napchana jak nie wiem co, czuję, że dużo zjadłam
Ehh... poprzednia liczba była dużo ładniejsza, po co ja jeszcze po bieganiu jadłam...

Na poprawę humoru poćwiczyłam sobie trochę:
-100 x na skakance
-10 przysiadów
-10 skłonów
-krążenia łopatek po 20 x na jedną i 20 x wspólnie = 40 x
-Boxer babe z Tiffany 1x
-2 ćwiczenia na pupę, każde 3 serie 10-12-15
-chwilka ćwiczeń chłodzących

Mhm... xd Edit 2.
Po chwilowym przebłysku naszła mnie taka ochota na bieganie, że musiałam wyjść. Wystarczy wyjrzeć za okno i ochota sama przychodzi. :) 40 minut biegu +5 km i ok. 8 min spaceru. Słuchawki sprawdzają się świetnie, nareszcie mogę słuchać muzyki i nie wkurzam się na wypadające słuchawki. Bring me the horizon oraz Linkin Park świetnie się nadają żeby podkręcić tempo biegu. Może coś jeszcze zjem, ale pewna nie jestem :)
Mam już dosyć edytowania tej notki, jest zdecydowanie za długa, ale muszę się przyznać, że jeszcze zjadłam po bieganiu, bo mama zaczyna we mnie wmuszać i wręcz stoi nade mną w kuchni... Już prawie kazała zjeść mi obiad, o tej porze, oszalała.

środa, 7 maja 2014

#30

Hej :)
Dzisiaj dobrze poszło z dietą. Byłam w Szczecinie w Książnicy Pomorskiej. Mama szukała pewnych informacji i tak wyszło, że trochę czasu tam spędziłyśmy. Kiedy tylko zaczęłyśmy się zbierać zaczęło znowu padać. Miasto rozkopane, trasy komunikacji miejskiej pozmieniane... Tak więc z parasolkami, które prawie wyrwał nam wiatr prawie biegłyśmy do Kaskady. W Kaskadzie, nie zamówiłam nic niedozwolonego. Miałam swoje jedzenie i dobrze mi z tym było. Mama dzisiaj kupiła mi krótkie spodenki... i jeszcze sukienkę. Miała być spódnica, ale w końcu znalazłam ładną sukienkę i ją mi kupiła. Pomyślicie, że zwariowałam,po co mi krótkie rzeczy kiedy ja mam takie nogi, ale to mama mi wręcz kazała. Powiedziała "masz znaleźć spódnicę, bo jak nie to kopa dostaniesz, mam dosyć tych spodni". Koniec końców sukienka w sumie bardzo mi się podoba, a spodenki też niezłe :)
Dzisiaj na karteczce było: chodzenie po schodach, 10 skłonów i 10 przysiadów, zrobione ^^
Wczoraj na skakance skoczyłam 330 razy, zrobiłam 10 skłonów, 10 skrętów tułowia i drobne ćwiczenia ramion.
Bilans:
- 2 x chrupkie z polędwicą z warzywami + czerwona herbata 58 kcal
-kanapka z chleba razowego z szynką drobiową i kiełkami ok. 160 kcal
-pół jabłka 18 kcal
-herbata z dzikiej róży
-serek homogenizowany o smaku cytrynowo-ciasteczkowym + 2 racuchy... 328 kcal
Zauważyłam, że coraz częściej sobie pozwalam na takie wyskoki. Trzeba nad tym trochę zapanować. Dam radę, w końcu nie chcę wyglądać w sukience jak jakiś morświn... :)
Razem: 564/650, dzisiaj ogólnie trochę lepiej niż wczoraj, uff.
Ach, zapomniałabym. Dzisiaj rano na wadze wiecie ile zobaczyłam? ^^ Tak, 65,0 kg ! Udało się, kolejny cel odhaczony. Jeszcze 5 kg żeby waga była względnie zadowalająca :)

wtorek, 6 maja 2014

#29

Hej,
dzisiaj 1. dzień Planu Maj. Wylosowałam karteczkę " +30 na skakance", tak więc wyjaśniło się, dzisiaj skaczę :) Oczywiście zrobię więcej, ponieważ dzisiaj taki luźny dzień i będzie tylko skakanka, bez łażenia, roweru ani niczego innego. Na dworze okropna pogoda, więc trzeba sobie radzić inaczej.
Ehh... tak w ogóle to ciągle mam jakiś problem. Jestem zawieszona pomiędzy dwoma światami. Z jednej strony jestem w świecie any, a z drugiej strony w świecie normalnego, zdrowego jedzenia. Pragnę jednego, a jestem w drugim. Boję się opuścić bezpiecznej strefy z aną i pomimo tego, że czasem zdarzają się dni kiedy myślę sobie "zostawię to wszystko, nie chcę liczyć kalorii, chcę jeść normalnie, być zdrowa", ale to szybko mija i wracam. Ta walka w mojej głowie mnie niszczy, moją psychikę, duszę i ciało. Całe dnie kręcą się wokół jedzenia, liczenia kalorii, chudnięcia... Chciałabym jeść bez wyrzutów sumienia, ale raczej już nie potrafię. Zdaję sobie sprawę z tego, że chyba mam problem. W maju mam limity 650 i 700, wiem, że to dużo. Wiem, że potrafię jeść mniej, ale dzisiaj postanowiłam dobić do limitu. Zobaczymy co z tego wyniknie. Ja tak bardzo chcę chudnąć dalej, boję się przytyć. Pasuje mi to, że chudnę po 4-5 kg miesięcznie, nie chcę zwalniać. Pomimo tego, że lekarz i dużo osób wokół, w domu mówi mi, że już mogę zwiększać ilość jedzenia i powoli wychodzić z diety, ale ja nie chcę! To znaczy chcę, ale nie chcę. A tak dokładnie to co ja chcę? Sama już nie wiem, nie rozumiem siebie.

Ok, bilans. Dzisiaj naprawdę duży.

śniadanie: płatki fitness + trochę banana + trochę dżemu 200 kcal
II. śniadanie: 2 x chrupkie z dżemem i razem z 6 plasterkami banana + czerwona herbata 120 kcal
Obiad: 4 małe racuszki cynamonowe z serkiem ok. 280 kcal
Kolacja?: 2 x chrupkie z polędwicą z warzywami 50 kcal

Jak na razie :  650/650 dużo dużo dużo dużo... ale czy to nie tego pragnę?

Dzisiaj widziałam jak jedna z siatkarek, mistrzyni Polski kupowała cukierki, cały woreczek cukierków na wagę w Biedronce. Tak sobie pomyślałam, że chyba czasem można, ale ... niee, ja nie chcę żadnych cukierków, bo jestem gruba!
Jutro muszę zjeść mniej, nienawidzę uczucia najedzenia...
 Trzymajcie się

poniedziałek, 5 maja 2014

#28

Hej :)
No i co, byłam sobie u tej dietetyczki. Okazało się, że się pomyliłam i ostatnia wizyta była 2, a nie 3 miesiące temu. Taak więc schudłam 10 kg w 2 miesiące ^^ Obwody pospadały, ale oczywiście zapomniałam poprosić o to żeby mi je lekarka zapisała... Mimo, że pani powiedziała, że poprawiłam jej humor, bo dzisiaj miała same przypadki gdzie na kontroli okazywało się, że pacjenci nie schudli, a utyli. Cieszyła się ogólnie, że mi się udało. To była ostatnia wizyta :) No może nie całkiem, bo powiedziała, że według niej za mało jem i w ogóle i stwierdziła, że chce mnie wziąć na oddział na podstawowe badania, a będzie to w sierpniu... Super. Mama też naciska na morfologię, bo rozmawiała z zaprzyjaźnioną pielęgniarką i ona powiedziała, że to dobry pomysł. No i co ja poradzę. Dietetyczka zadawała dużo pytań "Ty coś w ogóle jesz?", "uważasz, że 2 chrupkie kanapki z szynką wystarczą na kolację?", "nie czujesz się słabo? wierzę, że jesteś rozsądna i powiedziałabyś mi gdyby coś się działo". Nie mogłam powstrzymać tego głupiego uśmieszku, który miał kryć mój prawdziwy wyraz twarzy, który mówił "tu mnie masz", "chyba wpadłam". Nie wiem co ona o tym myślała, ale musiało to wyglądać dziwnie, może nawet żałośnie... Dzisiejsza waga 65,7 kg. Jest okej.
Dzisiaj znowu dużo łażenia po Szczecinie. Mama kupiła mi spódnicę. Wiecie, taką niby zwiewną, ale długą, bo nie pozwoliłabym sobie na pokazanie nóg. Kupiłam sobie też buty, takie zwykłe szmacianki ( w sensie, ze takie balerinki).
Jakoś tak spontanicznie wyszło, że dzisiaj głodówka, która idzie dobrze. Jeszcze rano myślałam, że może zjem sobie jabłko dzisiaj, ale ostatecznie nie chcę go. Nic nie chcę, chociaż jestem głodna jak nie wiem. Czuję, że moje ciało byłoby w stanie przyjąć wszystko co jest w lodówce, ale ja tego nie chcę. Lubię czuć głód. Nie wiem tylko jak to zrobić, bo jutro miał być koniec SGD, czyli fast, a jest dzisiaj. Nie wiem, czy jutro też by mi się udało zrobić głodówkę. Może zabrać sobie jeden dzień z SGD i skończyć ją już dzisiaj?
Już sama nie wiem czego chcę... Siedziałam wczoraj w nocy i wtedy pomyślałam o głodówce na dzisiaj. Kto normalny o 2 w nocy myśli o tym, czy zrobi głodówkę czy nie. Woda woda woda woda i jeszcze więcej wody :)

Trzymajcie się :*

Edit.
Chyba postanowiłam, że dzisiejsza głodówka kończy SGD. Chociaż i tak nie bardzo było to SGD, ale co tam. Tak myślę, że jutro ruszy Plan MAJ.
No to w takim razie przyszedł czas podsumowań.
Zaczęłam 07.04.2014 z wagą: 71 kg
Kończę 05.05.2014 z wagą: 65,7 kg
Waga zredukowana o 5,3 kg
Było ciężko i mimo, że pisałam o tym, że nie chcę mieć ani jednego zawalonego dnia to... stało się. Miałam 2 totalnie zawalone dni. Raz zjadłam 832 / 400 kcal, a za drugim razem nawet nie podliczyłam.
Schudłam trochę więcej niż poprzednim razem. Więcej ćwiczeń, czerwona herbata, zioła wspomagające. Krew, pot i łzy :D Nie no, bez przesady, tak źle nie było ;) Zauważam, że z każdym dniem się zmieniam, chyba na lepsze, ale niestety wspomnienia wracają.
Dodam, że od 1. wizyty u dietetyczki, czyli we wrześniu zeszłego roku do dnia dzisiejszego mam za sobą 22 kg. Ciężko na to pracowałam. Przeglądając moje zeszyty gdzie wszystko zapisuję widzę jak się zmieniałam, co się ze mną działo. Wciąż pamiętam jak po 1. wizycie wyszłyśmy z mamą ze szpitala. Godzina jakoś 13-14. Trzeba zjeść.W końcu zasada jedzenia co 3-4 godziny. Kupiła mi ciemną bułkę z szynką, sałatą i pomidorem. Był to tak jakby mój pierwszy krok do tego co mam dzisiaj. Mogło się potoczyć troszkę inaczej, no ale cóż. Nieważne. Ważne jest to, że się udało. Ruszam więc dalej. Na razie mówię sobie i innym, że wystarczy mi zejść do 60 kg, ale wiem, że to nie będzie mi wystarczało i będę chciała schudnąć więcej. Chcę wykorzystać szansę i w końcu osiągnąć to, o czym zawsze marzyłam. To jest tak bliskie, wręcz namacalne, realne. Dam radę!

niedziela, 4 maja 2014

#27

Co ja robię ze swoim życiem. Nie mogę spać to piszę posta, bo zupełnie zapomniałam o tym, że jutro do dietetyczki... tak, właśnie, do dietetyczki. Co ja tam w ogóle robię? Dłuższa historia. Cóż, trzy miesiące temu zdziwiła się i zaniepokoiła, że od poprzedniej wizyty schudłam 9 kg, a że wizyty są co trzy miesiące... Wtedy nie miałam zeszytu z zapisanym tym co jem, specjalnie nie wzięłam, bo co miałam jej pokazać? Podsumowania na 500 kcal? Już wiem co by się działo : O Teraz jestem lepiej przygotowana. Oczywiście na ostatnią chwilę przygotowałam zeszyt z nieco poprawionym jadłospisem :) Trochę tu dodałam, trochę tam. Ciekawe, czy mi uwierzy, że jedząc normalnie znowu w 3 mies. schudłam 10 kg. Denerwuję się, trzymajcie kciuki żeby jutro na wizycie nic nie wyszło na jaw. Jutro też dowiem się jak tam moje wymiary, możliwe, że wam je podam :)
Dobranoc :*

#26

Witajcie :) Dzisiejszy dzień był udany ^^ Pod wszystkimi względami.
I wczoraj i dzisiaj dużo łażenia. Po 2,5 godziny, więc trochę kalorii spaliłam.
Bilans:
- płatki fitness + trochę banana 150 kcal
-sałatka 98 kcal
-kawa caramel macchiato ok. 250, eh dużo kalorii, ale w sumie to było zaplanowane
- trochę zupy pomidorowej z łyżką makaronu ok. 150 kcal
28. dzień SGD 648/700
i wczoraj ogólnie 27. dzień SGD 336/ 650 :)

U was też tak pada? Cała zmokłam ;/

sobota, 3 maja 2014

#25

Hej,
dzisiaj niestety siedzę w domu i się nudzę... przyjaciółka mnie wystawiła i plany się posypały, no cóż, bywa :)
Najgorsze jest to, że jak siedzę w domu to ciągle myślę o jedzeniu, ale spokojnie, staram się trzymać. Pomyślałam, że jak już muszę jeść to będą to niskokaloryczne rzeczy. Na razie zjadłam największe śniadanie, bo jak zwykle płatki z dosypką owoców 150 kcal, a później gratkę 88 kcal i sałatkę 98 kcal. Kurczę, mogłam się chociaż powstrzymać i nie ruszać tej gratki, no ale za późno. Moim dzisiejszym celem jest po prostu nie zawalenie. W lodówce mam jeszcze kurczaka z warzywami do odgrzania... z jednej strony mam na niego ochotę, a z drugiej cieszyłabym się gdybym dała radę go nie zjeść. Moje dylematy xd

Możliwe, że interesuje was moja sałatka, więc co mi tam. Podzielę się tym jakże trudnym przepisem :P
- 90 g mieszanki sałatkowej - 18 kcal
-niepełną łyżkę sosu winegret - 20 kcal
- odkrojony niegruby pasek sera sałatkowego półtłustego - 50 kcal
- odrobina papryki czerwonej - 10 kcal
I tak oto mamy miskę pysznej sałatki, która daje nam 98 kcal ^^ Smacznie i małokalorycznie, czyli tak jak trzeba.

W momencie kiedy to pisałam znowu zmieniły mi się plany, wychodzę dzisiaj na dwór, więc może nie będzie tak źle :D
Trzymajcie się :*

Edit.
Oprócz jednej gumy do żucia już nic nie jadłam, teraz tylko zrobiłam sobie gorącej herbaty na rozgrzanie.. Kurczak nietknięty :) Popołudnie poza domem udane ^^

piątek, 2 maja 2014

#24

Hej :) Wczoraj już nie pisałam bilansu, bo późno wróciliśmy i nie było jak.
Wczorajszy bilans:
płatki z mlekiem 150 kcal
kaszanka ok. 230 kcal
jabłko 36
latte ok. 40 ? kcal
herbata z sokiem malinowym 20 kcal

25. dzień SGD 476/500

Ćwiczenia:
Bieg na troszkę ponad 5 km,
rower 20 km,
dyganie i trochę łażenia na zimnie ( później nie mogłam się rozgrzać, ani w aucie ani w domu) to musiało spalać kalorie!

A jak dzisiaj?
 Jak na razie na śniadanie
- płatki fitness + 125 ml mleka 100 kcal
później
-2 x chrupkie z szynką drobiową i papryką 70 kcal
-gryz marchewki i odrobina żurawiny 30 kcal?
- planuję na obiad warzywa chińskie z wkrojonym kurczakiem ( niedużo kurczaka) 200 kcal
- odrobina żurawiny
Edit. 26. dzień SGD 430/450 :)
Piszę tę notkę tak wcześnie, bo już czułam napad. Siedziałam w pokoju i myślałam o jedzeniu. Dobra, idę do kuchni. Najpierw odrobina marchewki, dosłownie gryz. Otwieram lodówkę i myślę co dalej. Kanapki? Parówki? Serek owocowy? A może czekolada do picia, przecież raz nie zaszkodzi... Zdecydowałam się jednak na żurawinę. Stoję tak sobie, podgryzłam jej troszkę i po chwili się opamiętałam i odłożyłam. Na szczęście tej żurawiny malutko było, bo jak zobaczyłam kaloryczność to się przeraziłam. Postanowiłam, że wezmę miętową gumę do żucia i przeczekam z godzinkę i wytrzymam do obiadu. Tym razem wygrałam!

Ćwiczenia:
Rano rowerem z mamą do sklepu i z powrotem ( razem może jakieś 20-30 minut jazdy) + łażenie po tych sklepach.
Edit.
Znowu dwugodzinne sprzątanie : O

Tak w ogóle to już chyba 1/3 tego mojego niby miasta gada o tym jak schudłam. No może przesadzam, ale kogo tylko spotkam to zaczynają "ale ty schudłaś", " jak to zrobiłaś" bla bla bla. Miłe to, ale czuję się już troszkę niezręcznie. Mama już mi mówi, że teraz to już normalnie szczupła jestem, przyjaciółka mówi, że już przesadzam z dietą, ale co oni wiedzą. Ja wiem jak wyglądam i jak się z tym czuję. Jeszcze nie jest dobrze, ale będzie! Noszę już rozmiar M, ale marzy mi się S *.* No cóż, nie poddam się :)

Trzymajcie się :*

czwartek, 1 maja 2014

#23

Dzień dobry ! Jak się spało? Mnie się spało dobrze i już o 6:30 byłam na nogach, a o 7 wyszłam z domu. Przeszłyśmy z przyjaciółką przez lasek żeby wyjść na ścieżkę i pobiegłyśmy. Dzisiaj jakoś ciężko się biegło. Nie tylko mi, ale przyjaciółka też mówiła, że jej jakoś dziwnie się biegnie, ale to nieważne. Przebiegłyśmy jak zawsze 5 km z haczykiem w jakieś 38 minut :)(-338 kcal) Ptaszki śpiewały, las naokoło pięknie zielony. Po prostu sama pozytywna energia. Doszłam do wniosku, że taki bieg budzi lepiej niż cokolwiek innego. Powietrze rześkie, słońce dopiero się przedziera przez drzewa, jednym słowem raj.
Zdecydowałam :) Jadę dzisiaj na rowerze, może zjem trochę tej kaszanki i już :) Jak wrócimy do domu to od razu się wykąpię, ponieważ wieczorem jadę z rodzinką i drugą przyjaciółką do Szczecina, ponieważ trochę ciekawych rzeczy się tu dzieje z okazji majówki, a że do Szczecina mam jakieś 20-30 km to korzystamy ^^
Jak na razie zjadłam takie dosyć dosyć śniadanie. Płatki fitness + mleko 0,5 % + trochę banana, czyli 150 kcal :) Dzisiaj mam limit 500 i nie zamierzam go przekroczyć, nie ma takiej opcji ! :) Trzymajcie się :*
Edit. Zapomniałam dodać, że nadal piję zioła, nawet w tym momencie ^^ Nie wiem, czy to was interesuje, ale lepiej mi jest jak mam to zapisane :)