piątek, 27 czerwca 2014

No to co dziewczęta ( i może chłopcy), oficjalnie zaczynamy wakacje !

 Na początku chciałabym wam wszystkim pogratulować. Udało się nam wszystkim dotrzeć tu gdzie jesteśmy. Przebrnęłyśmy przez rok szkolny. Każda otrzymała dzisiaj podsumowanie swojej 10 miesięcznej pracy. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Przed nami 2 miesiące odpoczynku, ale nie tylko, bo pracy też. Jednak nie będziemy się musiały uczyć do szkoły, mamy teraz dużo wolnego czasu, który wykorzystamy na doskonalenie siebie. Wiem, że wiele z was ma konkretne plany na wakacje. Oby nam wszystkim się udało. Podsumowując, udanych wakacji kochane wy moje :)

Dobrze, teraz będzie przepis, który wczoraj obiecałam. Tym razem wersja z jabłkiem.

Składniki:
-1 jabłko
-1 jajko
-2 łyżki płatków owsianych
-2 łyżki otrębów owsianych
-2 łyżki mąki pszennej ( jeśli nie jesteście przekonane, użyjcie innej)
-1 łyżeczka proszku do pieczenia
-2 szczypty cynamonu

Przygotowanie:
Jabłko obierz i zetrzyj na tarce. Dokładnie wymieszaj z pozostałymi składnikami. Smażyć można na tłuszczu, ale i bez też. Ja wybieram opcję bez tłuszczu :)

Szybkie i zdrowe. Kalorie 334 kcal na całość.


Wydawało mi się jakby zakończenie roku ciągnęło się w nieskończoność. Nie zrobili gimnazjalistom osobnego zakończenia, więc pożegnanie klas 3. bla bla bla. 3A, 3B, 3C, 3N. A moje plecy wręcz błagały o litość. Mam to po mamie, postoję trochę i czuję jakby ktoś mi obił krzyż kamieniem. Moja mama ma między kręgami jakieś nieprawidłowości i mimo, że nie wpływa to jakoś znacznie na życie, to na pewno go nie umila :) Obym mogła tego jak najdłużej unikać.

Bilans:
-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-owsianka 270 kcal
-pomidorowa z makaronem 150 kcal + jabłko 40 kcal = 190 kcal
-jajecznica z 2 jajek ( smażona bez tłuszczu) z przyprawami z suszonych pomidorów i bazylii + 2 wafle ryżowe z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor i kiełki 220 kcal
-pudding

Razem: 1300 wow, nawet nie tak bardzo dużo

Dzisiaj leniuchowanie w domu, zaraz tylko wynurzę się, żeby pójść wyrzucić śmieci. A jutro jestem umówiona na 13 z dziewczynami ze starej klasy gimnazjalnej. Rok temu pożegnałam się z moją całkowicie żeńską klasą. Jutro kilka osób ( w tym ja ) umówiło się na spotkanie. Będzie fajnie? Oby, bo boję się, że będziemy jeść, a ja nie jestem jeszcze na to gotowa.

Poza tym, ostatnio jadłam tyle produktów bogatych w błonnik, że wszystko ruszyło : O Czyżby metabolizm w końcu miał szansę troszkę ruszyć?

Ćwiczenia:
- skalpel z Ewą Chodakowską

Po dokładnie 13 minutach stwierdziłam, że wyłączam to, "pieprzyć to, wyłączam, nie dam rady, nie chce mi się", a potem tak na przekór sobie, zrobiłam trening do końca. Stwierdziłam, że będzie ładnie wyglądał w podsumowaniu dnia, więc w sumie nie zrobiłam tego z rozsądku, czy coś. Po prostu chciałam mieć ładny dzień, ale potem też okazało się, że chciałam sobie udowodnić moją siłę. Skoro już to włączyłam i zaczęłam, to mam zamiar to dokończyć!

Dzisiaj od rana jestem sama w domu. Lubię tak sama się oporządzać. W końcu to ja decyduję co i jak ugotuję, co i kiedy posprzątam. Chociaż ze sprzątaniem u mnie słabo xd
Mimo to skusiłam się na posprzątanie szafy. Wyrzuciłam kilka ubrań, bo stwierdziłam, że i tak tego nie noszę i szybko o tym zapomnę.

Trzymajcie się :*
Podziwiam was, że dajecie radę czytać to co ja tutaj piszę :D

PS. Dodam, że przy ćwiczeniach bardzo aktywnie towarzyszył mi kot. Kiedy leżałam na podłodze wykorzystał to i obcałował mnie z każdej strony.

Muszę to napisać, ponieważ inaczej źle bym się czuła. Właśnie sobie siedzę i jem pudding dietetyczny. Dodatkowo zamiast mleka 3,5 % :O Użyłam 1,5 % i dużo mnie cukru. Ale do rzeczy. Tak sobie siedzę i jem i wmawiam sobie, że jestem zdrowa, jest dobrze. Jutro i tak poćwiczę, więc nie utyję. Powtarzaj : jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, jesz normalnie.
Czasem brakuje mi takich wieczorów, gdy oglądam sobie film i jem sobie budyń :3 Harry Potter on, old times on :) Czuję się jak kiedyś, tyle że dzisiaj jest inaczej. Jestem szczupła. Czy już można to nazwać normalną, średnią sylwetką? Chyba tak. Nie jestem już tą samą wręcz otyłą osobą.
Brzuszek pełny. Tak to ten sam, który wiele razy głodował. To ten, który jest już tak bardzo przyzwyczajony do stanu głodu. Obiecuję mu, że postaram się, żeby już nigdy nie musiał przechodzić tego co dotychczas.


czwartek, 26 czerwca 2014

Dzisiaj rower z przygodami

Dzisiaj dzień był obfity w atrakcje. Rano zakupy w centrum handlowym. Dzisiaj mama kupiła mi już kurtkę na jesień. Bardzo mi się podoba i była przecena. Kurtka kosztowała 110 zł mniej. Mam jeszcze kilka innych rzeczy, ale najważniejsze, że dostałam stanik do sukienki bez pleców.
Gdy wróciłam zrobiłam sobie drugie śniadanko, poszłam z mamą też na zwykłe codzienne zakupy, ponieważ trzeba było uzupełnić lodówkę na weekend, bo mama będzie zajęta i nie będzie mogła nic w domu ogarnąć.

Poszłam z przyjaciółką na rower. Jeździłyśmy jakieś 50 minut. Trasa prowadziła w 90% przez las. W lesie napotkałyśmy dzika... Jadę sobie wąziutką ścieżką, przebijam się przez gałęzie, gdy nagle jakieś 20 m przede mną widzę podrywającego się na nogi dzika. Zatrzymuję rower z wrzaskiem i staję jak wryta. Na całe szczęście dzik uciekł w krzaki, ale przez głowę już zdążyło przewinąć się 1000 myśli. "Co teraz,a jak za nami pobiegnie?". Całe szczęście, że tak nie było. Z nerwów ręce mi się trochę trzęsły, ale wsiadłyśmy na rower i jak najszybciej odjechałyśmy stamtąd. W końcu dotarłyśmy do domu, odniosłyśmy rowery i wyszłyśmy na prawie godzinny spacer. Pogoda w końcu całkiem ładna, więc trzeba było korzystać. Było miło :) Nie zdziwcie się, że kalorii dzisiaj więcej, w sumie jest mi z tym dobrze. Pokuszę się o stwierdzenie, że u mnie chyba coraz lepiej. Chodzi mi o tę sferę psychiczną, a dokładniej chodzi mi o problem z jedzeniem. Ale, tak czy siak, dzisiaj jadłam zdrowo, więc bilans nie jest zapełniony byle jakim jedzeniem.

Mam nowy przepis na placuszki, dzisiaj go nie podam, bo szczerze mówiąc nie chce mi się wstać po zeszyt, musicie mi wybaczyć ;) Jutro podam. Słowo harcerza, chociaż nim nie jestem :D

Bilans:
-owsianka z dodatkiem miodu 270 kcal
-pół serka wiejskiego z dod. szczypiorku, dwa wafle chrupkie obłożone drobiową szynką z pomidorem 160 kcal
-3 placuszki, tylko jeden z nich z odrobiną miodu 170 kcal
-banan 114 kcal
-2 placuszki na sucho i owsianka 360 kcal
-podjadanie suszonej żurawiny 100 kcal

Razem: 1 174 / teraz w drugą stronę. Rok temu próbowałam zejść poniżej takich wartości, a teraz próbuję się na nie zdobywać :)

Dzisiaj to ja szykowałam mojej przyjaciółce kolację. Mam nadzieję, że była szczera i naprawdę smakowały jej placuszki ( placki są z dodatkiem jabłka) z dżemem domowej roboty :)

Jutro przychodzi po mnie o 09:30 i idziemy na zakończenie roku szkolnego. Jak dobrze jest ją mieć. Tak w ogóle, to wiecie jakie ona robi piękne fryzury? Korony z włosów, powywijane dobierańce, różne koczki itp. itd. Nawet nie potrzebuje niczego specjalnego. Daje się jej grzebień, gumkę, kilka wsuwek i gotowe.

Ćwiczenia:
-jazda na rowerze ~ 50 minut
-spacer ~ 60 minut

Trzymajcie się kochane :* Oby u was też było dobrze.

środa, 25 czerwca 2014

Jest okej + kolacja mistrzów :D / znowu długo

Dzisiaj ogółem dzień w porządku, oprócz małych incydentów. Moje rozchwiane emocje wcale mi nie pomagają! Raz radość potrafi mnie wręcz rozpierać, żeby za chwilę wybuchnąć gniewem, a po gniewie przychodzą łzy. Łzy, zupełnie jakby tylko czekały, czaiły się na odpowiedni moment, by ukazać wszystkim moje słabości.

Wizyta w hospicjum zaliczona. Chyba zapiszę się na październikowe szkolenie i zajmę się wolontariatem hospicyjnym. Naprawdę to rozważam, chociaż boję się, że gdy pójdę do jakiegoś dziecka do domu, to się przestraszę i nie będę potrafiła tam wrócić. Przecież ani dla mnie, ani dla dziecka nie byłoby to miłe.

Mówiłam, że poszukiwania pracy słabo wyglądają? Mimo tego, że ja się już w sumie poddałam, to moja babcia nadal walczy. Wczoraj zadzwoniła i powiedziała mi, że jutro idzie z moim CV do jednej kawiarni, bo wracała z pracy i zobaczyła ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników. Weszła bez CV, tylko porozmawiała. Dostała odpowiedź, że ludzie skontaktują się z kierowniczką i spytają się jej, czy w ogóle oni mają prawo zatrudniać osoby nieletnie. Dzisiaj właśnie miała donieść CV.

Mama kupiła mi "przepiśnik". Pewnie te z was, które to widziały to wiedzą o jakim sklepie mówię, bo ja tu nie chcę robić żadnej reklamy. Dobre na wyjazdy, kiedy nie za bardzo mamy dostęp do internetu. Ja wzięłam wersję "FIT", więc mam tam podstawowe ćwiczenia, tabelę spalania kalorii i wiele innych. Jest dużo miejsca na nasze przepisy, a obok nich jest miejsce na zapisanie kaloryczności. Na samym końcu jest 60 kartek takiego jakby dziennika, w którym możemy zapisać swoje ćwiczenia i spalone kalorie oraz to co zjadłyśmy. Mam nadzieję, że to się u mnie sprawdzi :) Szczególnie, że w wakacje będę pewnie wyjeżdżać, a przecież nawet na wyjeździe można i nawet trzeba się pilnować. Może nie tak rygorystycznie, ale przecież żadna z nas nie chciałaby wrócić z wakacji z dodatkowymi kilogramami. Ach, dodam, że w zeszycie są fajne naklejki z motywacyjnymi hasłami :D Może podam wam te hasła na końcu notki?

Ach, jaki ja mam dobry kontakt z mamą. Cieszy mnie to :) Zawsze znajdujemy dla siebie czas, chociażby to miało być 40 minut podczas zwykłych codziennych zakupów, to zawsze to wykorzystujemy. Dzisiaj po obiedzie poszłam do niej z tekstem "wiem, że z tym twoim rowerem nie chciałoby Ci się, ale może byś ze mną poszła pojeździć?". Na co ona odpowiedziała, że to bardzo dobry pomysł :D Poszłyśmy. Niestety nie wiemy co jest z tym rowerem nie tak, ale jazda na nim to jak za karę. W ogóle nie przyspiesza i nawet jadąc z górki zwalnia! Przejechałyśmy się, więc trochę po lesie i po naszym miasteczku. Zajęło nam to jakieś 40-45 minut. Jechałyśmy spokojnie, bez żadnego zbędnego narzucania tempa. Liczyło się to, że spędzamy czas razem, aktywnie i na świeżym powietrzu.

Na obiad zjadłam pyszne placki owsiane kakaowo-bananowe. Niech was nie zwiedzie ich nazwa. Są bardzo mało kaloryczne, co mnie naprawdę zdziwiło. Myślałam, że będę musiała policzyć sobie za nie co najmniej 400 kcal. Z ciekawości policzyłam kalorie z użytych składników. Wyszło mi, że cała masa na te placki ma 362 kcal. Wyszło mi 8 placuszków. Zjadłam 3 z dodatkami. Jakie to było miłe zaskoczenie, zjadłam tylko jakieś 250 kcal. Jaka ja zadowolona byłam.
Przepis znalazłam na jakiejś stronie, czy blogu. Przepraszam nie pamiętam, ale zapisałam go sobie, więc wam podam. Od razu mówię, że bardzo szybko się je robi.
Składniki:
-1 jajko
-2 łyżki jogurtu naturalnego
-2 łyżki płatków owsianych ( nie trzeba namaczać)
-1 łyżka mąki, najlepiej pełnoziarnistej
-szczypta proszku do pieczenia
-szczypta cynamonu
-1 średni banan
-1 łyżeczka kakao
Wykonanie:
Rozgnieć banana na papkę. Dodaj jogurt i jajko, wymieszaj. Dosyp mąkę, płatki owsiane, proszek do pieczenia, cynamon i kakao. Wymieszaj wszystko, aż składniki się połączą. Oczywiście zostaje tylko je usmażyć :)
*Ja smażyłam na teflonowej patelni bez dodatku tłuszczu. Tłuszcz na patelni, podwyższa kaloryczność.
Bardzo dobrze smakują z łyżeczką dżemu bądź z łyżeczką miodu. Jak kto lubi.
+Nie bójcie się banana i jego kalorii, bo jest to owoc, który dostarcza wielu witamin i zawiera mnóstwo potasu. Dobre dla biegaczy i ogólnie dla sportowców. Pomaga w zapobieganiu skurczom mięśni.

Czytałam, że na kolację zaleca się jedzenie białka. Warto przypilnować, by kolacja miała mało tłuszczu i znikome ilości węglowodanów. Wiecie, że białko jest istnym pogromcą tłuszczu? Dlatego im ciało bardziej umięśnione, tym mniej otłuszczone, bo mięśnie, które są zbudowane głównie z białka pożerają nasz tłuszcz i pozwalają nam pozbyć się go na dobre.

Bilans + zdjęcie

-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-pół serka wiejskiego i dwa wafle ryżowe, jeden z almette i pomidorem, a drugi z polędwicą drobiową i pomidorem 177 kcal
-3 placki owsiane kakaowo-bananowe, dwa z łyżeczką dżemu i jeden z miodem 250 kcal
-porcja galaretki agrestowej + wafel ryżowy z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor 100 kcal
-1 jajko na miękko ( jedzone bez żadnej soli ani nic) + 2 wafle ryżowe z polędwicą i pomidorem na to 134 kcal

Kiedy wpisałam w wyszukiwarce "co zjeść na kolację" i naczytałam się o tym białku i poczytałam o tym co proponują, by zjeść, to od razu sięgnęłam po jedzenie bogate w białko. Dlatego napisałam "kolacja mistrzów". Jajko, wiadomo, dużo białka. To samo drób. Nawet mam dla was zdjęcie. Z góry przepraszam za jakość. Rolety były zasłonięte, bo słońce mnie raziło i robiłam zdjęcie na szybko, bo mama ciągle chodziła po domu i zaraz,by zobaczyła, że siedzę i fotografuję jedzenie...

Co do ćwiczeń:
-45 minut jazdy na rowerze
-10 x na rękę rozciąganie ramion
-10 skłonów
-20 squatów
-5x na nogę przyciąganie stopy do pośladków
-20 x na nogę leżąc na plecach pulsowanie nogi góra-dół 
-60 brzuszków
-10 x ćwiczenie z hantlami
-oddechy

A teraz dziękuję za waszą uwagę, życzę dobrej nocy i ogólnie trzymajcie się kochane :*

wtorek, 24 czerwca 2014

Słodycze, tyle słodyczy, całe opakowania słodyczy mmm

Cała paczka kruchych ciastek polanych czekoladą, herbatniki w czekoladzie i tabliczka czekolady z orzechami. Pychota.
Ale chyba nie myślicie, że to wszystko zjadłam, prawda? Bo co by to oznaczało? To by oznaczało, że moje wczorajsze ogłoszenie mogę sobie w buty co najwyżej wsadzić.
Byłam sobie z przyjaciółmi na dworze i nagle, dzika myśl, chcę czegoś słodkiego, teraz! Idziemy do sklepu, po drodze biję się z myślami "przecież 64 kilo to nie jest zła waga, nic się nie stanie jak coś zjem, mam taką ochotę". Idziemy i nagle w moich myślach odezwała się ona, nie wiem kim jest, myślę, że to dążąca za wszelką cenę do celu wersja mnie, ukryta gdzieś w najdalszych czeluściach umysłu część mnie. Ona zaczęła mi mówić, że przecież obiecałam sobie. No, ale ta druga odpowiada "przecież chcesz być zdrowa, możesz jeść słodycze 2 razy w tygodniu", "tak chcę i mogę jeść te słodycze, ale nie chodzi o to, by się nimi napchać aż po same uszy!". Jesteśmy w sklepie, przy półce ze słodyczami. Z jednej strony mam tak wielką ochotę, a z drugiej nie chcę się tym wszystkim opychać. Stoimy w kolejce z paczką ciastek, paczką herbatników i czekoladą.Nie mogę się doczekać aż za nie zapłacę i zjem. Przyjaciele mnie przekonują, że mogę zjeść, ale ja nie chcę. Wychodzimy ze sklepu i stwierdzam, że nie zjem tej góry czekolady. Mówię do nich " może wy to zjecie, a ze mną pójdziecie do domu po mojego Grześka bez czekolady". Poszli ze mną. Zjadłam pół. Wiem, że mogłam w ogóle go nie ruszać, ale nie mogłam, lepiej zjeść pół tego Grześka ~ 70 kcal, niż nawpierdzielać się tej czekolady, która była tak blisko mnie. Szczerze mówiąc, to uważam, że ten Grzesiek mnie uratował. Wiem, że to moja wina, bo przed wyjściem z domu zjadłam samo jabłko. Szybko zostało spalone, spadł cukier i przyszła ochota na słodycze. Czemu mój zdrowy rozsądek przysłoniła ta dzika chęć zjedzenia jak najmniejszej ilości? Mam karę, na całe szczęście siła została. Nie mogłam was zawieść, przecież doskonale wiem, że we mnie uwierzyłyście i nie mogłam wam tego zrobić.

Jutro o 10:00 muszę być w szkole. Jadę z wolontariatem na przekazanie zebranych pieniędzy. Przekazujemy je naszemu szczecińskiemu hospicjum. Może kwota nie jest jakaś oszałamiająca, ale wiadomo, że w takich miejscach każda złotówka się liczy.

Bilans:
-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-mały filet z kurczaka w przyprawach (zgrillowany) + sporo sałatki 350 kcal
-jedna miechunka 10 kcal (znalazłyśmy z mamą nowość w sklepie i po przyjściu do domu chciałam spróbować)
-jabłko 40 kcal
-pół Grześka 70 kcal
-porcja galaretki agrestowej (czy to się liczy jako typowe słodycze?) 70 kcal + mały wafel ryżowy z polędwicą drobiową z warzywami i na to pomidor 30 kcal

Razem: 810 :)
Aaaj, czuję, że dobrze wybrnęłam ze słodyczowego kryzysu.
Hmmm... coś jeszcze chciałam napisać, ale wypadło mi z głowy chociaż myślałam o tym dosłownie minutę temu. Co to oznacza? szykujcie się na edycję tej notki :P

Ćwiczenia ( czuję zakwasy po tych hantlach o.O)
- 20 x rozciąganie ramion ( po 10 na jedno)
- 20 przysiadów
- po 10 x na nogę w pozycji jak do pompek wypychanie jej góra-dół
- po 5 x na nogę przyciąganie stopy do pośladków
- 10 x w siadzie prostym rozciąganie
- 20 x z hantelkami
- po 20 x na nogę leżąc na plecach pulsowanie góra-dół
- po 20 x na nogę leżąc na boku i podpierając się pulsowanie nogą
- 50 brzuszków
- po 10 na nogę rozciąganie
-oddechy

Tak bardzo obrazowo to opisuję, że na pewno wiecie o co chodzi (nutka ironii) :D

Nie napiszę jeszcze pożegnania, bo pewnie mi się coś przypomni.


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Ogłoszenie

Coś czuję, że niedługo będziecie miały mnie dosyć. Te moje notki, edytowane setki razy, a teraz jeszcze druga notka w ciągu jednego dnia! Ale co mi tam, jest coś czym chcę się z wami podzielić.

Czuję, że w końcu odzyskałam to, czego tak bardzo potrzebowałam. Dziwne uczucie, ciężkie do opisania, ale wiem, że znowu mam motywację, wkręciłam się w odchudzanie, moje ciało znowu podjęło walkę, a moje myśli nie kręcą się wokół jedzenia. Znowu mam tę siłę i potrafię odmówić jedzeniu. Posiłki nie są dla mnie najważniejszym dobrem czy potrzebą najwyższej rangi. Nie czekam na nie jak na zmiłowanie odliczając każdą minutę. Czuję, że dam sobie radę. Ach, długo mi to zajęło. Odszukanie mojej siły, długa podróż za mną, ale udało mi się ją zawołać na tyle głośno, by to usłyszała. Ba! Usłyszała i posłuchała się mnie, wróciła. Próbuje się jeszcze szarpać, ale nie mogę jej znowu stracić. U góry macie zakładkę z moimi zasadami.

Wiecie co mi pomaga? Tak zaczynałam. Nie liczyłam kalorii i nie obmyślałam posiłków dzień wcześniej, czy z rana, bo to powodowało, że moje myśli ciągle krążyły wokół tego jedzenia, a wiadomo, nie jest łatwo, jedzenie kusi i kiedy nasze myśli ciągle wokół niego krążą, rozmyślamy o tym co zjemy, kiedy zjemy, kiedy w końcu miną te cholerne 3 godziny do następnego posiłku, to łatwiej o napad. Dlatego ostatnio najpierw sobie spokojnie jem. Staram się, żeby w dzień nie zjeść dużo, żeby wieczorem przy podliczaniu nie było rozczarowania i jak dla mnie, to taka metoda zdaje egzamin. Na bieżąco tylko podliczam kalorie tak na oko, żeby nie przesadzić i jest dobrze :)
 Taaaak, nawet nie potrafię opisać tego co czuję, co się czuje kiedy wraca do nas siła, ale wiedziałam, że zawsze po deszczu wychodzi słońce. Tak jest u mnie, po zastoju w diecie, nagle ruszam, wraca motywacja. Wcześniej, czy później, nieważne ile to zajmuje, to po prostu wraca, bym mogła walczyć dalej.

Oby wasza siła nigdzie nie uciekała, obyście nie musiały tak za nią gonić jak ja ostatnimi czasy, ale wiedzcie, że jeśli już wam zdąży umknąć, to w końcu wróci, najważniejsze jest, by się nie poddać, poczekać na nią lub jeśli oczekujemy satysfakcjonujących efektów, pognać za nią i złapać.

Wiecie, że to Wy mi pomogłyście? Wasze sukcesy mnie motywują. Cieszę się z wami, gdy idzie wam dobrze. Jest mi przykro, gdy macie gorsze dni. Zupełnie jakbym współodczuwała :o

Dobranoc :*

Podsumowania / sądzę, że będzie długo + bilans


Już chyba oficjalnie mogę powiedzieć, że kończę ten roczny program u dietetyczki. Jadę jeszcze dzisiaj do niej po skierowanie do szpitala na końcowe badania.
Wiecie co, właśnie przeglądam mój 1. zeszyt, który robił wtedy za mojego bloga. Pierwszy wpis 19.02.2013. To wtedy stanęłam na nogi i tak naprawdę zaczęłam coś robić. W Święta 2012 zawaliłam, a w lutym postanowiłam się nie poddać. Moim celem z tego dnia było 60 kg, czyli  blisko mi już do tego. Ile to czasu minęło. Waga z tamtego dnia to : 91,1 kg. Byłam taka zmotywowana i mimo tego, że wiedziałam, że przede mną 30 kg. Wiedziałam, że będzie ciężko, a cel wydawał się taki odległy, czułam się jakbym nigdy nie miała zejść do tych 60 kg. Skoro wtedy nie bałam się tych 30 kg (... a może się bałam? ale strach nie spowodował, że nie wzięłam sprawy w swoje ręce.) i dałam radę, to czemu teraz, tutaj gdzie dotarłam, miałabym sobie nie dać rady z tymi 4 czy 5 kg? Zwykłe marzenie stało się rzeczywistością. Znalazłam w zeszycie mój 1. bilans. Wiecie ile policzyłam sobie za miskę płatków kukurydzianych z odrobiną cukru? 600 kcal... Hah, jak ja wtedy mało wiedziałam o tym. Liczyłam to wszystko na oko, bo albo coś było podane na opakowaniu, albo sama kombinowałam ile to może mieć.

Wtedy dopiero planowałam schudnąć, miałam za sobą pierwsze 4 kg. Jak się schodzi z takiej wagi to pierwsze kilogramy spadają bardzo szybko, ale nie bardzo to widać. Wiecie, że wstydziłam się powiedzieć mamie o tym, że się odchudzam? Ćwiczyłam po kryjomu, nasłuchując przez zamknięte drzwi od pokoju, czy nikt nie idzie. W sumie to mama dowiedziała się o diecie dopiero jakieś pół roku później u dietetyczki. Pamiętam 1. kontrolę u dietetyczki. Od razu 5 cm mniej w pasie, jakież to było dla wszystkich zdziwienie, lekarka mierzyła mnie kilka razy, by się upewnić.

20.02.2013
Moim największym marzeniem było jedzenie bez problemu poniżej 1000 kcal. Tak bardzo zmotywowana.
21.02.2013
Waga zeszła do 90,4 kg. Czekałam tylko na 8 z przodu.
22.02.2013
1. raz odmówiłam pączka. Hahahahah, pewnie się śmiejecie z tego, że "takie ogromne wydarzenie" mam zapisane w pamiętniku. Nie martwcie się, ja też. Pamiętam to jak dziś. Ksiądz, z którym przez rok mieliśmy religię musiał odejść od nas ze szkoły i na pożegnanie przyniósł dla całej klasy KARTON PĄCZKÓW. Oddałam koleżankom moje i powiedziałam, że nie lubię pączków z dżemem. To był mój pierwszy raz kiedy zjadłam mniej niż 1000 kcal.
23.02.2013
Drobne załamanie.
24.02.2013
Zakupy, kupiłam wtedy spodnie w rozmiarze 46. ..... Bardzo chciałam się już mieścić w 44. Ubrania stawały się już odrobinę luźniejsze, ale to 90 kg wtf.
8.07.2013
Wtf wtf wtf co to miało być, taka długa przerwa. Doszłam do wagi 88-89 kg. Byłam po miesiącu chodzenia na fitness. 4-5 x / tyg. Jeszcze nigdy nie czułam takich zakwasów jak po tych zajęciach. Pamiętam jak śmiałam się z koleżanką, że marzę o tym, żeby już na tyle się rozćwiczyć, żeby wychodzić z zajęć bez bólu. Pod koniec miesiąca się udało, wychodziłam z treningu i mało co mnie bolało :)
Dzisiaj chyba nie mogłabym zostawić wszystkiego na tak długo jak zrobiłam to wtedy.
10.07.2013
Ważyłam 87 kg. Tutaj jest ostatni wpis w zeszycie, później przeniosłam się do nowego zeszytu, chyba już nie będę pisać tego tak jak przed chwilą, ale spojrzę jeszcze jak to wyglądało z wagą.
Mój koci przeszkadzacz wkracza do akcji.
Styczeń 2014
Moim noworocznym postanowieniem było zobaczenie 7 w przodu. Udało się !

KONTYNUACJA PÓŹNIEJ
niestety kot mój kochany leży na klawiaturze i nie da się już pisać

Ok, dalszej przeprawy przez pamiętniki nie będzie, może kiedy indziej.

Lekarka oczywiście nie byłaby sobą gdyby mnie jeszcze nie zważyła i nie zmierzyła...
Tak więc w pasie tyle co przy ostatnim mierzeniu 77,5 cm :c
W biodrach -2 cm od ostatniego mierzenia, czyli mam 94 cm. :o

Duże mam wymiary niestety, a babka mi powiedziała, że już niby nie muszę schodzić z wagi.

Dzisiaj sporo łażenia, bo autobusy brzydko mówiąc mnie wkurwiły. Miałam mieć autobus 11:51, 11:48 stoję sobie na przystanku, 12:05 nadal na przystanku, w końcu się zdenerwowałam i poszłam na inny przystanek, który był naprawdę daleko od tego, na którym byłam. Przejście zajęło mi ok. 20 minut. 12:26 idealnie, przyszłam dosłownie minutę przed autobusem, udało się. Jadę moment i co? Wsiada taka jedna dziewczyna z koleżanusiami. Długa historia, ale baaardzo się nie lubimy, ale ona to typowy "gimbus" i szczerze mówiąc patologia. Nawet nie wiedziałam, że taką celebrytką jestem.Zdjęcia mi robiły o.O Mam nadzieję, że dobrze się bawiły śmiejąc się ze mnie i robiąc zdjęcia :) Szkoda, że ta dziewczyna, o której mówię jest grubą, zapryszczoną beczką, życzę jej powodzenia, bo jest tak okropna, że nawet wstydzi się dodać własnego zdjęcia na fb. Przecież nie musi! No tak, ale jak swojego nie dodaje, to niech nie dodaje zdjęć innych ludzi śmiejąc się z nich. Nie mówię tu nawet o sobie, bo mojego by się nie odważyła dodać na fb, ale widziałam jak dodawała zdjęcia innych grubszych koleżanek i się z nich śmiała... dobre sobie! Mogłaby spojrzeć w lustro i się trochę pośmiać. Taak, zepsuły mi humor, ale próbowałam siebie przekonać, że nie są one warte tego, żebym miała zły humor, nie są warte tego, żeby moja samoocena poleciała w dół. Wysiadłam z autobusu, przesiadłam się w tramwaj, a one za mną . .. Dobrze, wysiadłam sobie przy szpitalu, one na szczęście już nie. W gabinecie pani do mnie "ale nie głodzisz się za bardzo? mam nadzieje, że zachowujesz rozsądek" Ależ oczywiście, że się nie głodzę i zachowuję rozsądek :) Pada pytanie o okres, coś tam kręcę. Dostaję skierowanie i papa. 14.08 na dwa dni idę. Szczerze mówiąc rok temu jak zaczynałam to myślałam sobie, że jak zrzucę 10-12 kg to będzie dobrze, ale 23 kg, to mnie nawet cieszy :)
Eh, nadal się czuję jakbym ważyła te 90 kilo. Przypominam sobie różne sytuacje i zastanawiam się jak ohydnie musiałam wtedy wyglądać, jak ludzie mogli się wtedy ze mną zadawać? Mam czasem takie momenty, szczególnie, gdy jestem wśród ludzi, że znowu czuję się taka ogromna, wielka, no potwór. Zmieni się to kiedyś?


Szybko bilans podaję:
-pół serka wiejskiego 101 kcal + 2 x chrupkie z polędwicą drobiową z warzywami 47 ~ ok. 150 kcal
-jabłko 40 kcal
-makaron z warzywami i kurczakiem 350 kcal
-owsianka malinowa fitella 170 kcal
-jedno jajko gotowane + 2 x chrupkie z polędwicą drobiową bla bla i na to pomidor 130 kcal

Ćwiczenia:
-20 x rozciąganie ramion ( po 10 na ramie)
-20 x przyciąganie stopy do pośladków ( po 10 na noge)
-20 przysiadów
-15 skłonów
-30 x na noge, leżąc na boku pulsowanie nogą góra-dół
-20 x leżąc na plecach ćwiczenia z hantelkami ( po 2 kg jeden)
-wymachy nogami będąc na kolanach i w podparciu rękoma po 20 na nogę
-50 brzuszków
-leżąc na plecach pulsowanie nogą góra-dół po 25 x na noge
-rozciąganie nóg po 13 x na nogę ( tak jakoś nieparzyście wyszło xd)
-no i te oddechy, czyli chłodzenie

Jutro jeszcze tylko w szkole obiegówkę podbić w paru miejscach i wakacje ^^

W sumie i tak juz praktycznie nikogo w szkole nie ma, kolezanka byla to powiedziala, ze nauczycielka powiedziala, ze oni juz nie wpisuja nieobecnosci ani nic, bo dzienniki już podliczone i zamknięte... w sumie to ja właśnie z ta kolezanka podliczalam wszystkie godziny w naszym dzienniku, wiec wiem :D

Trzymajcie się

niedziela, 22 czerwca 2014

Lalala + edit

Dzisiaj wyszło słoneczko i nie mówię tutaj tylko o tym słoneczku na niebie. Dzisiaj odstawiliśmy na dworzec mojego brata i jego dziewczynę, właśnie sobie wracają do Warszawy. Przyjechali do Szczecina razem ze mną i dzisiaj musieli wracać. Ich pobyt był w porządku.
Dobra, sedno sprawy. Dzisiaj chcę jeszcze poćwiczyć. Jestem po moim typowym "szlajaniu" się ze znajomymi. Także spacer jako taki zaliczony. Wiadomo, każda, nawet najmniejsza aktywność taka jak spacer jest lepsza niż leżenie z tyłkiem na kanapie. Myślałam o tym, żeby pójść na rower, w sumie nadal to rozważam, ale raczej skończy się na ćwiczeniach w domu.
Bilans:
- płatki fitness z mlekiem i jedna chrupka kromka z cienkim paskiem pasztetu drobiowego 250 kcal
- podgryzanie sałatki i makaron ( z pszenicy durum) z warzywami i kawałkami kurczaka 400 kcal
- owsianka "nesvita" śliwkowa 180 kcal + 3 truskawki wychowane u mnie na balkonie <3 10 kcal

Kalorie starałam się trochę zawyżać, żeby nie jeść więcej niż trzeba.

Razem: 840 kcal 

Mmm, ale te truskawki pyszne. Mam na balkonie doniczkę z 3 małymi krzaczkami. Rodzą mi się z tego po 3-4 truskawki, a jak urośnie mi 5. to cud. Ale nawet nie wyobrażacie sobie jak pysznie smakują własne truskawki, które rosną pod twoim okiem, dlatego jak mama mi je przed chwilą przyniosła to zjadłam :) Mam okna od zachodu, więc od godziny 12-13 do końca dnia mam słońce, a to moim owocom służy.

Później jeszcze napiszę co i jak ćwiczyłam.
Ćwiczenia  się odbyły, no cóż, nie zebrałam się na rower, ale w domu chwilę ćwiczyłam :)

- 20 x rozciąganie ramion
- 20 x przysiady
- 20 x będąc na kolanach wypychanie nogi w tył ( 20 na noge)
- 15 x skłon
- 20 x leżąc na plecach ćwiczenia z hantelkami ( 2 kg/ szt)
- 15 x siad prosty i zginanie się
- 30 x na nogę pulsowanie góra-dół leżąc na plecach
- 20 x na nogę to co wyżej tylko podpierając się na ramionach w pozycji do pompek
- 20 x rozciąganie nóg
- 10 x ćwiczenie oddechu ( chłodzenie organizmu)

+ dzisiejszy spacer, jest dobrze, czuję się lepiej

Jutro rano ważenie, zobaczymy.

Patrzyłam dzisiaj w internecie możliwości pobierania lekcji śpiewu w Szczecinie, naprawdę chciałabym w wakacje brać udział w takich lekcjach. Mam swoje pieniądze, więc bez problemu. Patrzyłam na ceny, starczyłoby mi spokojnie na miesiąc zajęć 2x/ tyg po 45 minut.
Co mnie tchnęło? Mam poczucie, że marnuję mnóstwo czasu. Laptop, internet, bezproduktywne siedzenie w domu. Naprawdę czuję się z tym źle, nie lubię tak marnować dni, tyle czasu, a ja nawet się nie rozwijam. Jakieś zainteresowania, hobby, cokolwiek? Nie ja ... Niestety, a chciałabym mieć jakieś zajęcia. Coś do roboty. Lubię mieć zajęty czas, lubię, gdy cały dzień mam zajęty, bo wtedy czuję, że dzień był naprawdę udany, jednym słowem, lubię mieć zajęty czas i być zabiegana. Wiem, że inni ludzie oddaliby wiele za chociaż połowę mojego wolnego czasu, chętnie bym im go oddała, bo pewnie oni by w tym czasie się rozwijali i realizowali swoje pasje, a nie to co ja!
Dziewczyno, zacznij coś robić ze sobą.

Dziękuję za uwagę :) Trzymajcie się :*

sobota, 21 czerwca 2014

W domu

Wróciłam do domu. Eh, w sumie nie wiem co mam tu pisać. Dzień niezbyt dobry. Rano zjadłam dwie połówki przekrojonej bułki wieloziarnistej. Jedną połówkę z mozzarellą i pomidorem, drugą z pastą łososiową i pomidorem. Chciałam dojeść jeszcze jedną połówkę z dżemem, kiedy nagle " o, ale Ty masz dzisiaj spust". Wkurzyłam się... mało powiedziane, to był wybuch. Od kilku dni mi to robią, komentują większość tego co zjem, czuję się jakby liczyli mi to jedzenie.Co z tego, że mama twierdzi, że to nie tak i nic mi nie liczy?  Przez ich komentarze czuję jakbym pochłaniała niezliczone ilości jedzenia. Wstałam rozzłoszczona od stołu, zabrałam talerz i z płaczem poszłam do kuchni. Oczywiście jak zwykle, nie zabrakło miłych słów na pocieszenie "czemu zachowujesz się jak debil?" Mmmm, no zajebiście. I jak tu się nie wstydzić okazywać swoich emocji, kiedy wystarczy je pokazać, żeby Cię zwyzywali w domu, a co dopiero na zewnątrz. Nie zjadłam tej połówki z dżemem, jebać ją, nie chcę jeść. Powiedzmy, że dzisiaj moje nerwy są już tak naruszone, że niewiele wystarczy, żeby nastąpił kolejny wybuch. Chyba się dzisiaj zważę, na pewno utyłam, nie ma opcji, żeby było inaczej. Co ja robię? Czego ja chcę. Właśnie omija mnie okres, już trzeci raz. Już trzy miesiące bez niego. Jak myślicie, ile czasu potrzeba na jego przywrócenie? Nie wiem, czy w ogóle będzie miał szansę wrócić, bo ciągle mnie ciągnie do niejedzenia. Chociaż do jedzenia właśnie też, ale z każdym posiłkiem czuję jakbym coraz mniej zasługiwała na jedzenie. Nie powinnam jeść.
Dzieje się ze mną coś dziwnego. Wczoraj poczułam się bardzo źle, było mi niedobrze, ale pomimo tego miałam ogromną ochotę na słodycze. Ręce mi się zatrzęsły. Dopiero jak pojadłam słodkości to wszystko się unormowało.
Ehhh, byłam dzisiaj z mamą odrobinę na rowerze, ale w ogóle nie mam ochoty na ćwiczenia. Z jednej strony chciałabym iść pobiegać, a z drugiej mi się nie chce. Wiem, że narzekanie nic nie da, ale jakoś nie czuję siły, która dałaby radę zmusić mnie do biegu.
Pogoda w sumie też *chujowa.* Przepraszam za wyrażenie.
Tyryryryr, zjeść zupy kalafiorowej, czy nie. Oto jest pytanie. Nie chcę, skoro według wszystkich tak dużo jem, to przecież zawsze mogę przestać :)
Niedługo wakacje, jutro pierwszy dzień lata, pada deszcz, czerwiec miał być taki zajebisty, ale nie wyszło. Lalala, dajcie słońca, bo już nie wytrzymuję.
Ostatnio śnił mi się taki koszmar... płakałam przez sen, dopóki wystraszony kot mnie nie obudził. Głupie, ale dziękowałam mu za to, że mnie z tego wyrwał.

Taka tam składanka myśli. Muszę się pozbierać . Chciałabym jeszcze schudnąć, ale chyba już nie potrafię, słabości dają o sobie znać, wyzwolone, teraz uderzają z podwójną siłą.

EDIT. edit. EDIT. edit.
Tak tak, edit. Nie, nie wracam do mojego głupiego zwyczaju 184323 editów jednej notki.

Dzisiaj zjadłam:
- to śniadanie, które opisałam wyżej ok. 400 kcal  duże śniadanie, no cóż
- dwie chochelki zupy kalafiorowej 120 kcal
-1 x chrupkie z niegrubym paskiem pasztetu drobiowego i trochę płatków fitness z mlekiem 200 kcal

Razem: ok . 720 kcal

Zebrałam się w sobie i poćwiczyłam, na początek 20 min. Myślę, że te 20 minut i weekendowe zakupy na rowerze są całkiem w porządku.

- 50 x na skakance
- w podparciu na rękach, przodem do podłogi pulsowanie nogi góra-dół: po 20 na nogę ( nie czuję, gdy rymuję)
- 20 skrętów tułowia leżąc na podłodze (nie wiem jak to opisać)
- 20 przysiadów
- leżąc na plecach pulsowanie nogą góra-dół, po 20 x na noge
- 10 x siedząc i podpierając się z tyłu rękoma, podnoszenie obu nóg do góry i przytrzymywanie w górze
- 50 brzuszków
- 20 x w pozycji do pompek takie jakby skręty tułowia ( ćwiczenie na boczki)
- unoszenie ręki z hantelkiem (2kg) po 20 x na rękę
+ rower
 Jest lepiej :)
Postanowiłam, że skoro nie potrafię z powrotem "wskoczyć na głęboką wodę" w diecie, to zacznę z nowymi zasadami od początku. Będę wszystkie zasady wprowadzać krok po kroku. Żadnych specjalnych limitów, w których muszę się mieścić, żadnych restrykcyjnych zasad. Czyste podstawy, które mam nadzieję mi pomogą. Zaplanowałam siedem ważeń, siedem poniedziałków, siedem tygodni. Chcę ujrzeć różnicę między 1. ważeniem 23.06, a ostatnim, którego mam nadzieję doczekam i się nie poddam 4.08. Ważenia zaplanowałam na poniedziałki. Rano, przed śniadaniem. Pojawi się zakładka z zasadami i tabelką z poniedziałkowymi osiągnięciami.

środa, 11 czerwca 2014

Praca, wakacje, wszystko/ edit

Szukam pracy na wakacje. Gdzie? Nie, nie w Szczecinie. W Warszawie. Jako, że ja jestem tutaj, a babcia z bratem w Warszawie, to wiadomo, że mi pomagają. Mam umówioną rozmowę o pracę na piątek, czyli w dzień moich urodzin. Dzwoniła też babcia i powiedziała, że w jednej z knajp, gdy zobaczyli moje CV, to z miejsca chcieli mnie zatrudnić od jutra na stałe. Niestety, nie planuję być w najbliższym czasie na stałe w Warszawie. Z tego co wiem, babcia rozniosła ponad 15 kopii mojego CV, zobaczymy co z tego wyniknie. Najbardziej martwię się tym, że przecież mam jechać na początku lipca z przyjaciółką, jak to zrobię? Jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że się nam uda. Tak w ogóle to już dzisiaj dostałam pierwszy prezent urodzinowy. Bardzo sympatyczne słuchawki. Znowu bardzo ciepły dzień. Aaah, nowe sandały mnie trochę poobcierały. Mam nadzieję, że w miarę rozchodzenia ich będzie lepiej. Później oczywiście dopiszę bilans. Papa.

Spakowana! Nawet rzeczy do biegania spakowałam. Zobaczymy, czy się w sobie zbiorę i pójdę biegać, ale park jest ponoć blisko domu. Ostatnio babcia się przeprowadziła, więc jeszcze nie wiem jak to wygląda.
Jutro 16:01 pociąg.
Aaaaaah, jak ten czas szybko zleciał. Okropnie szybko. Pamiętam jak dopiero był początek roku, nowa klasa, liceum, wszystko. Później migusiem były święta, równie szybko przyszedł czas organizacji OWF. Kieedy to było. Miałam przed sobą mnóstwo czasu i szkoły, a tutaj proszę, już jutro wyjeżdżam! Czas mija zbyt szybko. Pod pewnymi względami czuję, że ten rok nie był jakoś bardzo produktywny, niestety...

Bilans:
( o kurczę, piżamy nie wzięłam : O )

-płatki fitness z mlekiem 200 kcal
-3 x chrupkie z szynką drobiową, pomidorem i szczypiorkiem 180 kcal
-makaron sojowy z warzywami i kurczakiem 350 kcal
-chrupkie z szynką drobiową i pomidorem + sałatka grecka 140 kcal
3. dzień HSGD
Razem: 830/900

wtorek, 10 czerwca 2014

2. dzień HSGD

W szkole luźno, lekcje polegają na wystawianiu ocen i rozmowach z nauczycielami. Oceny mam dobre, więc w sumie jestem zadowolona :) Dzisiaj poszłam wcześniej do domu, jutro pewnie też zwinę się do domu wcześniej.
Kolejny bardzo gorący dzień, chociaż do 13 się nie zapowiadało. Od rana deszcz i stalowe chmury na niebie, a teraz? Gorący wieczór. W słońcu było dzisiaj 35 stopni.

Przed chwilą chyba miałam zawał serca... Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy ja przypadkiem nie przekroczyłam limitu. Ale na szczęście zaglądam do zeszytu, a tam, wszystko w porządku. Jakaś taka chwilowa niepewność mnie dopadła.

Zobaczmy to:
- płatki fitness + mleko 200 kcal
-3 płatki ryżowe z almette, kiełkami i pomidorem 150 kcal
-3 paluszki szpinakowe + sałatka grecka 250 kcal
-3 płatki ryżowe : 1 suchy i dwa z almette, kiełkami i pomidorem + 2 łyżki jogurtu naturalnego z łyżką płatków fitness ok. 170 kcal

Razem: 770/800

Jutro ostatni dzień przed wyjazdem, czas na pakowanie i zbieranie się. W czwartek o godzinie 16 z minutami mam pociąg. Nienawidzę siedzieć tyle czasu w pociągu, chociaż w porównaniu z tym co było jeszcze kilka lat temu , to teraz jest świetnie. Kiedyś normalne było to, że jechało się 6-7 godzin. Teraz planowo będę jechać nieco ponad 5, ale wiadomo jak to z naszymi pociągami w Polsce. Ostatnio jak wracałam do Szczecina to miałam 90 minut opóźnienia.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Start z HSGD

Taak, od dzisiaj jestem sobie na HSGD :) Na luzie. Dzisiejszy dzień jak najbardziej udany i gorrrący :D Kupiłam sobie dzisiaj 2 luźne bawełniane spódniczki, jakoś polubiłam chodzenie w sukienkach i spódniczkach mimo tego, że moje nogi to żadna rewelacja niestety.
Byłam dzisiaj z mamą na naszych rowerowych zakupach. Jeździłyśmy najpierw od sklepu do sklepu w poszukiwaniach stroju kąpielowego ( koniecznie jednoczęściowego!) Nie wyobrażam sobie kupić bikini, a u mnie, w tym miasteczku albo bikini, albo nic. Wybieram nic. Nie mam już czasu, żeby pojechać do Szczecina, więc poczekam te 3 dni i z braku laku poszukam czegoś w Warszawie. Jadę na OWF, mam bilety na 14.06, więc mam tylko jeden dzień zajęty, przez resztę czasu popatrzę po sklepach, pospaceruję ( pewnie babcia będzie mnie gdzieś ciągle wyciągać, ale w sumie to dobrze). Taak, wracając do tematu. Stroju nie mam, mam za to krótkie sportowe spodenki, koszulę dżinsową bez rękawów i dwie bawełniane spódniczki. Dobrze jest.

Wracam do pisania bilansów, jeśli kogoś przeraża jedzenie tylu kalorii ile zaleca się w HSGD, to niech się nie męczy i tego nie czyta.

Dzień pierwszy

- ś : płatki fitness + mleko ( nie patrzyłam czego ile dodaję, więc wyższe kalorie zapisuję) 200 kcal
- II. ś : 3 małe wafle ryżowe z almette śmietankowym i kiełkami lucerny 147 kcal
- o : mały filet z kurczaka grillowany w przyprawach + fasolka szparagowa 200 kcal
- pw: filiżanka domowej roboty jogurtu truskawka- banan + dwa wafle ryżowe z almette i kiełkami 200 kcal
- k: grzanka (bez żadnego masła) z mozzarellą i kiełkami + 1 suchy wafel ryżowy 139 ~ 140 kcal

Razem: 887 / 900

Jutro rano planuję biegać. Przez weekend miałam przerwę od wszystkiego. "Festiwal" trwał w najlepsze i ja również dobrze się bawiłam, dziękuję za uwagę.
Trzymajcie się :*

czwartek, 5 czerwca 2014

Biegiem biegiem!

Dałam dzisiaj, poszłam biegać i już dzisiaj czuję się lepiej. Wiecie co mnie cieszy? Przyjaciółka, z którą biegłam jeszcze w styczniu była dla mnie nie do pokonania. Nie dawałam rady biec tyle co ona i tak szybko jak ona, a dzisiaj? Ona już w połowie drogi mówiła, że nie da rady, a po 2/3 drogi poddała się. Ja oczywiście pobiegłam dalej, tyle ile było zaplanowane. A. czyli moja przyjaciółka miała do wyboru dwie trasy. Dłuższą po samej prostej ścieżce i krótszą, ale w połowie idącą przez las. Wybrała krótszą, no cóż :) Delikatnie poprawiłam swój czas, nawet z nią ciągnącą się obok mnie.
Wczoraj trochę spanikowałam, wydawało mi się, że utyłam, ale dzisiaj rano przed biegiem ważyłam 63,1 kg. Na wagę stanęłam w lekkiej koszuli nocnej i bieliźnie. Także cóż, rewelacji nie ma, dupy nie urywa, ale najważniejsze, że waga nie poszybowała w górę. Wymiary również nadal takie same. Uff... więcej szczęścia jak rozumu mam.
Dzisiaj dzień bez słodyczy, dam radę!
Nawet nie wiecie jakie dzisiaj mam utrudnienia w pisaniu tego postu :D Mój kot ma dzisiaj jakąś nadmierną potrzebę przytulania się do mnie. Rano jak się ubierałam i rozgrzewałam przed biegiem też nie dawał mi spokoju, później jak wróciłam to siedział na wannie i rozdawał setki buziaczków. Kocham mojego kota :) Na szczęście już wyzdrowiał i wszystko z nim dobrze.
Czeka mnie wielki sprawdzian, przy Szczecinie jest dzisiaj impreza. Powiedzmy xd Przez dwa dni będą jakieś koncerty i w ogóle. Dzisiaj idę ze znajomymi na występ Dawida Kwiatkowskiego... Totalnie nie moja muzyka, ale A. jest jego fanką. ( przerwa dla kota, ktory lezy na klawiaturze...) No i tak, sedno sprawy,  mnóstwo budek z jedzeniem i słodyczami. Iiii moje ukochane stoisko z .... kukurydzą : O Myślicie, że mogę sobie zjeść kolbę?
Ok, trzymajcie się, bo naprawdę ciężko mi się pisze z tym kotem na laptopie.

No niedobrze

Dziewczyny, nie jest dobrze. Nie byłam biegać, bo nie byłam wstanie podnieść się o 6 rano. Pół nocy nie przespałam, bo jednak dopiero wczoraj przyszedł dziadek z ciotką ( nie moją babcią, bo to jego 2. żona). Zawsze kończy się tak samo, towarzystwo się rozkręca i mimo, że siedzą obok siebie, to wrzeszczą jeden do drugiego jak nie wiem co. Skończyło się tak, że dziadek z ciotką poszli spać w pokoju mamy i ona przyszła spać do mnie. Nienawidzę z kimś spać... Dodatkowo kot łaził po mnie, mama coś tam jeszcze gadała, bo nie chciało jej się spać, dziadek łaził jeszcze po domu, a kot za nim i syczał. Tylko pozazdrościć mi takiej nocki.
Dobra, to jedno co zjebałam.
Ostatnio nie mogę się pohamować i ciągle jem, jestem załamana. Bardzo chętnie wróciłabym na sgd...Nie wiem co mam robić, z jednej strony chciałabym móc jeść normalnie, czyli tak jak teraz, ale też chcę dawnej kontroli, bo teraz jak nie mam restrykcyjnych limitów to nie potrafię się powstrzymywać. Wrócić na SGD? A może wziąć się za HSGD? O kurczę, to chyba byłby niezły pomysł. Od jutra! Wiem, że ''od jutra'' jest bardzo mało wiarygodne, ale każda z nas kiedyś zaczynała mówiąc : od jutra. Mijał 1. dzień, 2. dzień i nim się ktokolwiek obejrzał kilogramy poleciały na łeb na szyję. Pamiętam grudzień. Na Święta do babci pojechałam sobie na luzie, dokładnie 26. 12 powiedziałam sobie "ostatni raz sobie pozwalam", i tak rzeczywiście było. Nie czekałam do 1.01, żeby zacząć. 31.01, mój 1. wpis do zeszytu, gdzie zaczynałam SGD. Znowu muszę zacząć. Po prawej stronie dosłownie za moment pojawi się czerwcowy kalendarzyk "czerwiec bez słodyczy". 13.06 nie będzie się liczył, wiecie, urodziny, babcia, tort.
Właśnie, 12.06 wyjeżdżam do Warszawy na kilka dni, więc dostęp do bloga będzie ograniczony jak sądzę, chociaż...
Od jutra liczę dni bez słodyczy mimo tego, że w lodówce czeka sernik, a w sobotę jestem umówiona z przyjaciółką i kolegą na jedzenie. Spotykamy się co weekend u kogoś innego i gospodarz szykuje nam kolację, nie zjem dużo i nie ruszę słodyczy. Za to w poniedziałek startuje HSGD ? Uważacie, że to dobry pomysł? Bo ja już sama nie wiem :c
Rano jestem umówiona na poranne bieganie, tym razem przyłącza się inna przyjaciółka. 6:45 wyjście z domu. W domu już spokój, więc wstanę. Muszę dać radę, a weekend pozwolę sobie iść biegać później. Może wstanę sobie o 7:30 lub o 8 i na luzie sobie pobiegnę.
Kurczę, co się stało z moją dawną siłą woli i kontrolą. Odzyskam ją.

Trzymajcie się, bo ja osobiście się rozpadam :)

wtorek, 3 czerwca 2014

Biegniemy po marzenia !

Tak, tak, tak! Dałam radę, znowu wstałam o 6 i przed 7 wyszłam z domu. W ostatniej chwili nastała zmiana trasy. Jeździłam już po niej rowerem, spacerowałam po niej, jechałam obok samochodem, ale jeszcze nigdy nie biegłam, co za wstyd. Trasa odrobinę krótsza niż zwykle, ale ponad połowa prowadziła przez las, a wiadomo, że przez las ciężej niż po prostej ścieżce. Nie wiem jak to się stało, jakiś przypływ energii, bo dałam radę biec szybciej niż zwykle, cieszy mnie to ^^
A wiecie jaki piękny zapach w lesie? mmmm
Na śniadanko owsianka zrobiona z 5 łyżek płatków owsianych rozmoczonych w wodzie i 100 ml mleka z 2 łyżkami odżywki białkowej. Nie byłabym sobą gdybym nie policzyła kalorii takiego eksperymentu (279), całkiem niezły wynik jak na coś tak pysznego :)

Może zrobię sobie czerwonej herbaty?
Zaczynam lubić te po - biegowe poranki. Siedzę sobie, wykąpana, z umytymi włoskami, jem śniadanko i czuję ogólny luzik, bo zanim będę musiała wyjść minie jeszcze pół godziny :D

Udanego dnia wam życzę, trzymajcie się :*

Edit.
 1 Dzisiejszy wf, zawodowo zepsuł mi humor. Testy sprawnościowe... o ile bieg był jeszcze całkiem okej, to skok w dal i rzut piłką lekarską w tył wypadły co najwyżej słabo. Uświadomiło mi to jaka jestem słaba, że  te miesiące ćwiczeń może i dały mi lepszą kondycję i wytrzymałość, ale za to zero siły. Brak słów.
W ogóle na wfie znowu byłam zestresowana jak nie wiem. Ciągle mi się wydaje, że tylko na mnie patrzą i się śmieją, że tego nie umiem, że z tym nie daję rady itp. itd. Przez to nie wierzę w siebie i idzie mi jeszcze gorzej!
2. Słodycze, to ostatnio mój problem. Muszę sobie wybrać godziny, w których jem, i których się trzymam, bo ze mną to jest tak, że godzinę wcześniej czegoś nie zjem, bo sobie myślę " o boże, te kalorie", a godzinę później już w ogóle o niczym nie myślę, jem sobie spokojnie i mówię sobie, że przecież rano byłam i jutro też będę ćwiczyć. Ach, jak ja kocham te sprzeczności.

3. Tylko czekam na ten moment, kiedy przestanę przejmować się kaloriami, kiedy uspokoi się moja wewnętrzna burza. Raz nie jem nic, a raz jem wszystko. No przecież tak nie można. Poza tym chcę jeść normalnie, nie przejmować się kaloriami, nie liczyć ich z taką obsesją, nie zastanawiać się podczas jedzenie nad każdym kęsem. Chcę móc pójść normalnie z przyjaciółką do sklepu, kupić coś słodkiego i zjeść bez późniejszych wyrzutów sumienia. Chcę pozbyć się wrażenia, że nie zasługuję na jedzenie. Nie chcę już tego uczucia, że każdy patrzy na mnie jak jem i myśli o tym, że nie powinnam jeść. Bo tak mam. Wydaje mi się, że ludzie patrzą na mnie i myślą: "przecież ona nie powinna, gruba jest".  To ludziom się tak wydaje, że jak ktoś ma jakieś zaburzenia dot. odżywiania to musi być nieziemsko chudy, cóż, tak nie jest... Naprawdę teraz może i cieszę się, że w stosunkowo niedługim czasie dużo schudłam, ale też widzę, że nie było dobrym wyborem wchodzenie w świat pro-any. Ciekawe jakby to było, gdybym wtedy nie zaczęła liczyć kalorii, odmawiać sobie jedzenia hmmm... Dlaczego mam tak, że wstydzę się pisać o tym co zjadłam? Ale tylko tutaj, bo jak mam pisać w zeszycie to nie ma tragedii. Chyba dlatego, że tutaj czytacie to wy. Żywe, myślące, zdolne do oceny istoty. Boję się, że nie ocenicie mnie dobrze... Ale w sumie, dlaczego mnie to tak niepokoi ? Przecież to moja sprawa co jem, nie powinnam bać się czytać komentarzy. Jednakże chyba zdecyduję się zaprzestać pisania bilansów. Będę pisać jakieś pojedyncze ''potrawy?''. Owsianka, czy jakieś racuszki to chyba nie są potrawy. Tak czy inaczej, bilanse wracają do zeszytu. Jeśli komuś to będzie przeszkadzało i straci zainteresowanie blogiem no to przykro mi, ale tak mi będzie lepiej.

4. Ach, właśnie, bieganie! Fajnie by było jakbym dała radę biegać rankami dłużej niż przez kilka dni... Obym nie straciła chęci. Tak ogólnie biegać zaczęłam w lutym. Bieganie pomogło mi wyjść z niestety postępującego dołka. Leciałam w dół i to ostro, "dołek" to mało powiedziane. Było mi źle, naprawdę źle. Zaczęłam biegać z przyjaciółką. Wychodziłyśmy po 18-19, żeby nikt nas nie widział. Pamiętam, było bardzo zimno. A ja uzbrojona w rękawiczki i ciepłą bluzę szłam biegać. Najpierw na takim małym boisku dawałam radę robić marszobiegi, 1 kółko szłam, a 1 biegłam. Później 1 kółko szłam, a 2 biegłam. 1 kółko szłam, a 3 biegłam. W końcu doszłam do momentu 10 kółek biegu. Przeniosłam się na większe boisko, taki niby stadionik. Ta sama procedura, tylko kółka większe. Doszłam do tego, że i tam biegałam bez przerwy po 10-12 okrążeń. Dalej mam przed oczami błyszczący się od szronu tor. W końcu się uwolniłam, pamiętam dzień, w którym zmieniłam czarny lakier do paznokci na różowy. Jakie to niby ma znaczenie? Dla mnie miało duże, naprawdę. Radość, którą wtedy czułam... chciałabym znowu ją poczuć. Nie bez powodu mówią, że bieganie może zmienić życie. Ja zawsze myślałam, że bieganie nie jest dla mnie. Jak można czuć radość z tego, że się biegnie już prawie bez tchu, do upadłego? A no okazało się, że można.

5. Jednym słowem tylko powiem, że dzisiaj podjadłam słodkości za wsze czasy. Jutro do odpracowania i staram się zapanować nad słodyczami. Ciężko jest po tak długim czasie odmawiania sobie tych słodyczy i dostaniu dopiero pozwolenia od samej siebie zapanować nad łakomstwem. Oj, nie jest łatwo. Ale dam radę, bo nikt za mnie tego nie zrobi.

6. Nie mam pojęcia, czy na moim blogu pojawiają się jakieś  nowe dziewczyny, które są zupełnie nowe i dopiero w to wchodzą, ale jeśli tak to naprawdę, uwierzcie mi, że to ciężka droga, z której jeszcze ciężej zejść. Wiem, że nie posłuchacie się, bo kiedyś również byłam tam gdzie wy teraz i czytałam ostrzeżenia innych dziewczyn, ale myślałam, że mnie to nie dotyczy, że schudnę i dam sobie spokój. Spokoju nie ma.

7. Ostatnio chyba jestem w stanie pogodzić się z tym ile ważę i pomimo tego, że mówiłam i planowałam chudnąć dalej to nie czuję już strachu przed zostaniem przy tej wadze, którą osiągnęłam. Niestety nie jestem jeszcze w 100% zadowolona z mojego ciała i pewnie nigdy nie będę, ale z czasem mogę je wypracować i starać się je zaakceptować. Chciałabym jeszcze zejść do 60, ale powolutku, bo moja aktualna waga mi nie przeszkadza.

Trzymajcie za mnie kciuki, żebym opanowała słodycze, żebym dała radę biegać rankami, żebym dała radę osiągnąć to o czym pisałam wyżej. Proszę.
Oczywiście wam również życzę dużo siły, wytrwałości, sukcesów i najważniejsze: szczęścia.

Dam znać rano jak poszło :) Trzymajcie się

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Dobry początek dnia + edit

Pobudka o 6, a już 6:45 wyjście z domu. Pogoda? Taka niezbyt zachęcająca, ale cóż, wyszłam pobiegłam. I się zdziwiłam, bo był to jeden z piękniejszych biegów jakie miałam. Pierwszy raz biegłam w deszczu. Na dworze lekki chłodek i wiosenno-letni deszczyk . Deszczyk? Przez chwilę, to była ulewa! Ścieżka jest blisko ulicy i jestem przyzwyczajona, że ludzie z samochodów dziwnie patrzą na tych ludzi, którzy ćwiczą, ale ich miny, kiedy widzą osobę biegnącą przed 7, w deszczu, z uśmiechem na twarzy... to było nawet zabawne :D
Na śniadanko owsianka na wodzie : jabłko-cynamon ( niestety instant) + czerwona herbatka. Hmmm... jeszcze muszę wziąć coś do szkoły, może pudding sojowy ( ok. 106 kcal/ 115 g, jeśli któraś z was chciałaby spróbować) i do tego jakiś owoc?
Odezwę się później, udanego dnia wam życzę!

Edit.
No trochę dzisiaj zjadłam, ale staram się z tym pogodzić, w końcu próbuję wydobrzeć. Staram się zrozumieć, że nic ciekawego mnie nie czeka jeśli będę osłabiona, ciągle zmęczona, apatyczna i obojętna, bo trzeba mieć siłę i radość, żeby korzystać z życia i robić interesujące rzeczy!
Zjadłam:

- owsianka instant jabłko-cynamon
-pudding sojowy o smaku waniliowym
-mały banan
-kawałek tarty warzywnej
-dwie grzanki, jedna z dżemem wiśniowym robionym przez moją mamę, a drugi z masłem orzechowym
-kawałek tarty z owocami
 do picia:
czerwona herbata, woda, odżywka białkowa czekoladowa

Ostatnio w ogóle nie mam ochoty na mięso hmmm...
Odżywka? A tak, kupiłam ją, ponieważ jest polecana dla osób, które uprawiają sport, nawet taki rekreacyjny, czyli dla mnie :) Może wyrobię sobie jakieś muły ? :D Hahah, nie no, nie chcę efektu atlety, ale przydałoby się rozwinąć mięśnie, bo jak wiadomo, mięśnie to żywa maszyna do spalania tłuszczu, a przecież o to chodzi.

+Dodatkowe 30 minut ćwiczeń - hantelki, przysiady, skłony, rozciąganie, ćwiczenia na brzuch i nogi.

Jutro rano znowu postaram się pójść biegać i jestem pewna, że na staraniach się nie skończy. Pójdę, pobiegnę i będę zadowolona z siebie :) Teraz tylko szukam jakiejś muzyki do biegania, bo ile można słuchać tego samego?

Tarta warzywna

Hej ^^
Dzisiaj po raz pierwszy w życiu jadłam tartę warzywną, mmm :) Skorzystałam z fixu z Delecty. Dlaczego fix, a nie samemu? 1. Mało czasu, bo zbyt późno wyszłyśmy z mamą na zakupy, 2. Chciałam zobaczyć jak to w ogóle smakuje, 3. Nie chciało mi się tego robić samej, 4. W internecie dosłownie setki przepisów, na żaden nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam taki w sumie uniwersalny fix. Tarta wyszła naprawdę smaczna, jednak zamiast zwykłego żółtego sera, wzięłam mozzarellę, w dodatku użyłam tego sera mniej niż zalecano.
Dzisiaj cały dzień boli mnie głowa, w sumie już od wczoraj. Siedziałam wczoraj na działce i tak zaczęło mnie boleć, że nie do zniesienia. W domu położyłam się na 40 minut, myślałam, że to coś da, ale pomyliłam się. Dzisiaj rano wstaję i tak: " kurwa, dalej mnie boli", ach ten mój kulturalny język. W planach miałam bieg, już nawet przebierałam się w dresy, ale niestety głowa dała o sobie znać, wzięłam tabletkę, ale na nic to się zdało. No nic to. Jutro planuję iść biegać przed szkołą. Do szkoły idę na 8:55, więc jeśli wyjdę z domu przed 7 to spokojnie zdążę. Przygotuję wszystko do szkoły wieczorem, żeby jutro po bieganiu mieć czas na spokojny prysznic, bo przecież po bieganiu nie pójdę taka spocona do szkoły. Mam nadzieję, że dam radę jutro rano wstać! Muszę. Słuchawki na uszy i do boju.
Jutro przychodzi dziadek, robimy z mamą tartę, ale tym razem owocową. Jeśli jutro nie dam plamy i pójdę rano biegać to zjem kawałek. W końcu z dziadkiem widuję się raz na kilka miesięcy, bo on mieszka w Niemczech i to nie na granicy, więc mam do niego jakieś 600-700 km. Na szczęście niedługo to się zmieni, bo wraca do Polski i będzie mieszkał na tej samej ulicy co my, tylko w innym bloku.
Właśnie, co do bloków. Dzisiaj zakładali u nas nowe domofony. W domu syf nie z tej ziemi. Kto to sprzątał? Ja, oczywiście na ochotnika, bo skoro nie poszłam biegać to odkurzyłam mieszkanie, umyłam podłogi, wyczyściłam drzwi, odkurzyłam i umyłam podłogę na klatce przed moimi drzwiami, wyczyściłam wannę i zlew. Niby nic, ale jednak zawsze to ruch, a przy takim zasyfieniu po wierceniu dziur w ścianach był to niezły ruch.

Ok, co zjadłam
- 3 racuchy owsiane ( 2 z masłem orzechowym, 1 z odrobiną cukru pudru)/ na talerz wzięłam 4, ale jeden poszedł do śmieci, bo już pełna byłam
-2 grzanki, 1 z dżemem, a druga z masłem orzechowym i 4 plasterkami banana
- 2 x wafel ryżowy z almette i kiełkami brokuła + cienki pasek arbuza
- kawałek tarty warzywnej

Jest dobrze :) Chociaż... waga mi padła :c a raczej baterie w wadze, więc muszę ruszyć moje szanowne 4 litery do sklepu i kupić baterie. Jak nie zapomnę to jutro to zrobię.

niedziela, 1 czerwca 2014

# Helo June! Welcome back

Znowu czerwiec, tchnął we mnie dziś życie i nową energię. Urodziny już za 13 dni. W zeszłym roku niedobrze się to wszystko potoczyło, czerwiec nie był łaskawy, ale wierzę, że każdego roku, miesiąca, tygodnia, dnia, godziny, minuty, sekundy, dostajemy nową szansę, czystą kartę. Nigdy nie jest za późno, żeby się podnieść, wiesz? Nawet jeśli cały dzień poszedł nie po twojej myśli, pomiń to, że jest wieczór, bo co się stało to się nie odstanie, walcz. Za dużo zjadłaś? Nie jedz więcej myśląc "i tak już zawaliłam, co mi szkodzi" tylko weź skakankę do ręki, włącz muzykę i skacz. Nie? Polecam również nałożyć buty biegowe, zwykłe ''adidasy'', trampki, no cokolwiek ! I idź się przebiegnij, może być ciężko, ale gwarantuję, że nie pożałujesz.
Ja postanowiłam, że chcę wyzdrowieć. To znaczy, nie wiem, czy jestem chora, nie chcę sobie stawiać żadnych autodiagnoz, ale to co robiłam przez ostatnie 7 miesięcy nie było normalne ani zdrowe. Przeglądałam ostatnio moje stare zeszyty, niby zwykłe zeszyty, ale tak naprawdę w nich kryje się wszystko. Moje tajemnice, myśli, czyli w tych zeszytach jestem zapisana ja sama? Chyba tak. Nie poznaję tamtej osoby, tyle siły i motywacji, chociaż w sumie... Nie dziwię się, wtedy jeszcze miałam siłę i dopiero w to wszystko wchodziłam, świadomie wszystko robiłam. To nie był jeszcze moment, w którym liczenie kalorii mną zawładnęło. Potrafiłam zjeść kawałek ciasta, bez wyrzutów sumienia i wiecie co? Jak się okazuje, od jednego kawałka ciasta jeszcze nikt nie utył, szczególnie jeśli przez następny tydzień systematycznie biega. Chcę normalnie móc jeść, oczywiście nie chodzi mi o powrót do czasów sprzed odchudzania, kiedy czekolada była codziennością. Jednak miło by było jeść i nie mieć wyrzutów sumienia, nie rozpamiętywać każdej rzeczy jaką się danego dnia zjadło, myślenie o tym co by tu zrobić, żeby zjeść mniej kalorii, podczas, gdy inni ludzie jedzą i idą dalej. Chciałabym, by moja psychika wyzdrowiała, dusza, jeśli istnieje, też potrzebuje spokoju i zdrowia.
Nie wiem, czy mi się to wszystko uda, bo jakiś czas temu próbowałam skończyć z liczeniem kalorii i w ogóle z tym wszystkim. Z walką miedzy jedzeniem, a niejedzeniem. Nie wytrzymałam nawet 2 tygodni.
Będę pisać co i ile zjadłam, ale nie będę liczyć kalorii. Chociaż ciężko mi tego nie robić, bo kalorie bardzo wielu rzeczy znam już na pamięć i automatycznie zliczam je w głowie. Skoro samo się liczy to będę się starała dochodzić do mojego BMR (basical metabolic rate), czyli do mojego podstawowego zapotrzebowania kalorycznego, które wynosi na tę chwilę 1479 kcal.
Dziękuję za uwagę.
Chciałabym dodać, że oczywiście was nadal wspieram. Tak wybrałyście, tego się trzymacie. Wiecie, mnie nadal przeraża ile potrafię zjeść... Kalorie, które jem na I. i II. śniadanie są takie jak czasem przez cały dzień nie były. Mój umysł aż huczy, ale musi się z tym pogodzić, bo zmęczone ciało i ogólnie organizm potrzebują tego, ja tego potrzebuję.
Tak wam wyżej pisałam o tym bieganiu, ale zapomniałam napisać tego, o czym chciałam wspomnieć na samym początku. Czerwiec zaczęłam porannym biegiem z przyjaciółką ( 5 km) i owsianką z jogurtem, bananem, masłem orzechowym. Chyba jeszcze nie jestem na to gotowa i muszę robić te owsianki mniejsze, ale nie zmienia to faktu, że była pyszna i zdrowa.

Trzymajcie się :*