Dzisiaj jest ok. Znowu długi spacer, ale z mamą i po prostu na drugi koniec miasta do sklepu po jedzenie dla kocura.
Jak mi to ciężko idzie, zbierałam się do napisania posta dobre 3 godziny.
Zauważyłam, że im bardziej myślę o tym i staram się znowu wejść w ten tok odchudzania to mi nie idzie. Jeszcze zanim miałam bloga i rozliczałam się tylko w zeszycie, to odchudzanie szło mi tak naturalnie. Nie chodziło o to, by zmieścić się w jakimś limicie. Liczyło się tylko to, by jeść coraz mniej. Każdego wieczora obiecywałam sobie, że jutro będzie lepiej i zjem mniej. Nie byłam na siebie zła, gdy zjadłam nadprogramowo, po prostu plan na następny dzień był taki, żeby zjeść mniej. Jadłam 1800 kcal, marzyłam o 1500. Jadłam 1500 kcal, marzyłam o 1300 kcal. I poszło szybko, zeszłam poniżej 1000. Pamiętam to :)
Dzisiaj tak krótko, dobranoc kochane :*
znowu wejdziesz w ten tok, wierzę w ciebie!
OdpowiedzUsuń