czwartek, 24 kwietnia 2014

#14

Z góry dziękuję tym, którzy dadzą radę dzisiaj przez to przebrnąć...

Ostatnio dużo myślałam nad wszystkim, w sumie bezustannie to robię. Tysiące gnębiących mnie myśli przebiega przez głowę. Nie odpuszczają. Z jednej strony zastanawiam się jak to było kiedyś, już nie pamiętam jak to jest zjeść bez wyrzutów sumienia. Zjeść, wstać od stołu i tak po prostu pójść dalej. Chciałabym potrafić cieszyć się jedzeniem, nie miewać chwil, gdy z głodu mnie wsysa do środka, ale i nie mieć napadów. Jeść normalnie?  Wiecie, wyjść z rodziną, zjeść coś normalnie, wrócić do domu i dobrze się ze sobą czuć, przecież wiem, że w jeden dzień nie utyję, ale to nie zmienia faktu, że lęk siedzi gdzieś tam we mnie i czeka tylko na okazję by wyjść. Jednak jak się tak zastanowię to nie potrafię tak, jest mi dobrze tu gdzie jestem. Zawsze sobie mówię, że jak jeszcze trochę schudnę to wtedy się zastanowię nad tym jak zwiększać sobie limity, jak wrócić. Czy ja się oszukuję? Jeden dzień jest dobrze, a na następny dzień jest mi źle. Mam kontrolę, a później jej nie ma. Co się dzieje... Czuję się dziwnie, tylko kalorie się liczą, to w sumie one decydują o tym, czy będę zadowolona czy nie. Na co nie spojrzę, wszędzie one. Jaki jest cel tego, że ja wam to piszę? Sama nie wiem, nie mam pojęcia. Wiecie, nie mam żadnego celu w życiu, nie wiem co chcę robić, do czego dążę. Żadnej pasji, żadnych marzeń. Co ja chcę robić dalej w życiu... kurwa, tego też nie wiem. Czuję się tak bez sensu, po prostu sobie jestem i marnuję mnóstwo czasu. Zero rozwoju z mojej strony. W niczym się nie doskonalę. Lubię śpiewać, ale wstydzę się nawet powiedzieć mamie, że chciałabym się w tym kierunku rozwinąć. W sumie nie tylko mamie, nikomu o tym nie mówię. Z resztą... komu? Przyjaciół zbyt wielu nie mam, nie mam się z kim spotykać, tylko 2-3 osoby. Super co? Ale jak ja mam zdobywać przyjaciół jak ja się wstydzę ludzi, nie mogę się przełamać, kiedy jestem w towarzystwie ciągle myślę o tym, że każda powiedziana lub zrobiona przeze mnie rzecz będzie źle odebrana i wyjdę na idiotkę. Podsumowując, chciałabym móc tak jak kiedyś planować sobie co zjem, lubię tak mieć zaplanowane, lubię mieć zajęty czas, lubię być w ruchu. Postaram się sama dla siebie, znowu będę sobie planować i jeść 400 kcal kiedy jest powiedziane, że tyle ma być. Przecież 400-600, a nawet 800 to niedużo, muszę to w końcu zrozumieć, ale jak... jak przychodzi śniadanie, wszystko spoko, zaplanowane, a ja zmieniam plany żeby zjeść mniej, no chore to jest.
Bądźcie silne, trzymajcie się :*
Ps. dzisiejsza głodówka jak na razie idzie dobrze, chociaż jest dopiero 15, a moje myśli już krążą wokół jedzenia. Jak zwykle, moje myśli przy jedzeniu, nawet jeśli go nie chcę, nie znam umiaru. Zaczynam jeść, nie mogę skończyć. Co się ze mną dzieje... Nooo, jak się spodziewacie, pękłam :) F.U.C.K staczam się, co ja mam zrobić, myślicie, że głodówki mi jeszcze pomogą? Mój metabolizm chyba umarł. Królestwo przemyśleń odwiedzam raz na 5-6 dni. Jak ja mam to ruszyć. Pomocy :c
Bilans:
płatki fitness + mleko 0,5 % 104 kcal
gratka 88 kcal
3 chrupkie kromki, 2x z serkiem i 1x z mozzarella 200 kcal
Razem 392 / 450 18. dzień SGD
bilans byłby niezły gdyby nie było to zjedzone w godzinę... poza tym zaplanowana była głodówka, czyli złamałam się dzisiaj, a trzeba było zrobić sobie herbatę i przetrzymać to, ale czasu niestety nie cofnę.

1 komentarz:

  1. Bilans masz super :) Kochana, nie wiem co ci poradzić, bo jestem w podobnej sytuacji...
    Rozumiem też doskonale, twoje humory, bo ja też tak mam, gdy za dużo zjem, a gdy bilans super to i humor super mam... Eh
    Trzymaj się mocno i fajnie, że wróciłaś ;**

    OdpowiedzUsuń