sobota, 21 czerwca 2014

W domu

Wróciłam do domu. Eh, w sumie nie wiem co mam tu pisać. Dzień niezbyt dobry. Rano zjadłam dwie połówki przekrojonej bułki wieloziarnistej. Jedną połówkę z mozzarellą i pomidorem, drugą z pastą łososiową i pomidorem. Chciałam dojeść jeszcze jedną połówkę z dżemem, kiedy nagle " o, ale Ty masz dzisiaj spust". Wkurzyłam się... mało powiedziane, to był wybuch. Od kilku dni mi to robią, komentują większość tego co zjem, czuję się jakby liczyli mi to jedzenie.Co z tego, że mama twierdzi, że to nie tak i nic mi nie liczy?  Przez ich komentarze czuję jakbym pochłaniała niezliczone ilości jedzenia. Wstałam rozzłoszczona od stołu, zabrałam talerz i z płaczem poszłam do kuchni. Oczywiście jak zwykle, nie zabrakło miłych słów na pocieszenie "czemu zachowujesz się jak debil?" Mmmm, no zajebiście. I jak tu się nie wstydzić okazywać swoich emocji, kiedy wystarczy je pokazać, żeby Cię zwyzywali w domu, a co dopiero na zewnątrz. Nie zjadłam tej połówki z dżemem, jebać ją, nie chcę jeść. Powiedzmy, że dzisiaj moje nerwy są już tak naruszone, że niewiele wystarczy, żeby nastąpił kolejny wybuch. Chyba się dzisiaj zważę, na pewno utyłam, nie ma opcji, żeby było inaczej. Co ja robię? Czego ja chcę. Właśnie omija mnie okres, już trzeci raz. Już trzy miesiące bez niego. Jak myślicie, ile czasu potrzeba na jego przywrócenie? Nie wiem, czy w ogóle będzie miał szansę wrócić, bo ciągle mnie ciągnie do niejedzenia. Chociaż do jedzenia właśnie też, ale z każdym posiłkiem czuję jakbym coraz mniej zasługiwała na jedzenie. Nie powinnam jeść.
Dzieje się ze mną coś dziwnego. Wczoraj poczułam się bardzo źle, było mi niedobrze, ale pomimo tego miałam ogromną ochotę na słodycze. Ręce mi się zatrzęsły. Dopiero jak pojadłam słodkości to wszystko się unormowało.
Ehhh, byłam dzisiaj z mamą odrobinę na rowerze, ale w ogóle nie mam ochoty na ćwiczenia. Z jednej strony chciałabym iść pobiegać, a z drugiej mi się nie chce. Wiem, że narzekanie nic nie da, ale jakoś nie czuję siły, która dałaby radę zmusić mnie do biegu.
Pogoda w sumie też *chujowa.* Przepraszam za wyrażenie.
Tyryryryr, zjeść zupy kalafiorowej, czy nie. Oto jest pytanie. Nie chcę, skoro według wszystkich tak dużo jem, to przecież zawsze mogę przestać :)
Niedługo wakacje, jutro pierwszy dzień lata, pada deszcz, czerwiec miał być taki zajebisty, ale nie wyszło. Lalala, dajcie słońca, bo już nie wytrzymuję.
Ostatnio śnił mi się taki koszmar... płakałam przez sen, dopóki wystraszony kot mnie nie obudził. Głupie, ale dziękowałam mu za to, że mnie z tego wyrwał.

Taka tam składanka myśli. Muszę się pozbierać . Chciałabym jeszcze schudnąć, ale chyba już nie potrafię, słabości dają o sobie znać, wyzwolone, teraz uderzają z podwójną siłą.

EDIT. edit. EDIT. edit.
Tak tak, edit. Nie, nie wracam do mojego głupiego zwyczaju 184323 editów jednej notki.

Dzisiaj zjadłam:
- to śniadanie, które opisałam wyżej ok. 400 kcal  duże śniadanie, no cóż
- dwie chochelki zupy kalafiorowej 120 kcal
-1 x chrupkie z niegrubym paskiem pasztetu drobiowego i trochę płatków fitness z mlekiem 200 kcal

Razem: ok . 720 kcal

Zebrałam się w sobie i poćwiczyłam, na początek 20 min. Myślę, że te 20 minut i weekendowe zakupy na rowerze są całkiem w porządku.

- 50 x na skakance
- w podparciu na rękach, przodem do podłogi pulsowanie nogi góra-dół: po 20 na nogę ( nie czuję, gdy rymuję)
- 20 skrętów tułowia leżąc na podłodze (nie wiem jak to opisać)
- 20 przysiadów
- leżąc na plecach pulsowanie nogą góra-dół, po 20 x na noge
- 10 x siedząc i podpierając się z tyłu rękoma, podnoszenie obu nóg do góry i przytrzymywanie w górze
- 50 brzuszków
- 20 x w pozycji do pompek takie jakby skręty tułowia ( ćwiczenie na boczki)
- unoszenie ręki z hantelkiem (2kg) po 20 x na rękę
+ rower
 Jest lepiej :)
Postanowiłam, że skoro nie potrafię z powrotem "wskoczyć na głęboką wodę" w diecie, to zacznę z nowymi zasadami od początku. Będę wszystkie zasady wprowadzać krok po kroku. Żadnych specjalnych limitów, w których muszę się mieścić, żadnych restrykcyjnych zasad. Czyste podstawy, które mam nadzieję mi pomogą. Zaplanowałam siedem ważeń, siedem poniedziałków, siedem tygodni. Chcę ujrzeć różnicę między 1. ważeniem 23.06, a ostatnim, którego mam nadzieję doczekam i się nie poddam 4.08. Ważenia zaplanowałam na poniedziałki. Rano, przed śniadaniem. Pojawi się zakładka z zasadami i tabelką z poniedziałkowymi osiągnięciami.

2 komentarze:

  1. Wiem, co czujesz, mój tata robi identycznie. Często słyszę komentarze na temat tego, co jem, ile jem i kiedy.. Racja, to tak, jakby mi liczył to, co skonsumowałam, mimo że sam żre 5x tyle. Mama z kolei jest w porządku, jeśli o to chodzi, w ogóle nie zwraca uwagi na takie rzeczy i kiedy jem coś przy niej to nie czuję się taka obserwowana. Mimo to uraz pozostaje i wolę jeść, kiedy nikt nie patrzy.
    Niedługo wakacje i miejmy nadzieję, że pogoda się poprawi :) Trzymaj się ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj skarbie! Nie podoba mi się tą notka... :/ Musisz być 100 razy silniejsza! Nie dawać się, kochana! Pomyśl, jeśli się postarasz szybko osiągniesz upragniony cel i to już będzie koniec... Myślę, że niedługo się wszystko ułoży ;*

    OdpowiedzUsuń